Dzień 2

133 17 6
                                    

Kolejnego dnia, o tej samej porze Bruce skierował się do Arkham. Cieszył się, że narazie nic poważnego nie działo się w Gotham, pomimo ucieczki Harley Quinn. Ciekawiło go również, czy John nadal czuje do kobiety to samo, co kiedyś.

Metalowe drzwi do celi Doe otworzyły się, ukazując proste pomieszczenie, które John od pewnego czasu mógł zacząć nazywać domem. Bruce stał bezruchu przez pewien czas, oczekując jakiegokolwiek przywitania ze strony zielonowłosego, lecz nic takiego nie nastąpiło. Wayne spojrzał na łóżko, na którym siedział skulony John, nie do końca dostrzegając, kto go odwiedził.

- Hej, John - odezwał się przyjaźnie Bruce, zwracając na siebie uwagę drugiego mężczyzny.

- Bruce, przyszedłeś! - krzyknął zachrypniętym głosem Doe, próbując wstać i podejść do bruneta. Niestety jego próby skończyły się na zachwianiu i prawdopodobnym upadku, gdyby nie silne ramiona Bruce'a, które w ostatnim momencie go chwyciły.

- Spokojnie, uważaj - powiedział mu, a w jego głosie dało się słyszeć lekkie zmartwienie.

Pomógł Johnowi znów usiąść na łóżku, co nie obyło się bez kilku głośnych sapnięć ze strony Doe. Kiedy w końcu się to udało, zielonowłosy oparł się plecami o ścianę, uśmiechając się tępo do bruneta.

- Dobrze się czujesz? - zapytał miliarder. John pokręcił głową, lecz jego ruchy wskazywały na odurzenie jakimiś lekami. Najwidoczniej na Doe musiały właśnie działać jego tabletki.

- Może zdrzemnąłbyś się trochę? - zaproponował.

- Nie, nie mogę teraz spać, kiedy przyszedłeś! - podniósł głos, protestując.

- Nie martw się, będziemy mieć jeszcze wiele okazji na rozmowę. Teraz odpocznij.

John niepewnie patrzył się na przyjaciela i nie dawał się przekonać. Bruce postanowił zagadać zielonowłosego. Zaczął mówić o tym, jak minął mu dzień. Oczywiście wybierał najnudniejsze tematy. Były to między innymi sprawy finansowe w Wayne Enterprises, o których już nawet miliarder nie chciał słyszeć.

Mówił tak i mówił, aż nie poczuł ciężaru na swoim lewym ramieniu. Odwrócił głowę i dostrzegł Johna opierającego się o niego. Oddychał spokojnie, a na jego twarzy widoczne było odprężenie. Wayne najdelikatniej jak potrafił położył śpiącego mężczyznę na łóżku i przykrył go za cienkim kocem.

Doe, śpiąc, mruczał pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa, a Bruce jeszcze przez chwilę przyglądał się mu. Pierwszy raz Wayne widział go tak spokojnego. U Johna taki stan był rzadkością. Zazwyczaj mężczyznę rozpierała energia, która przeradzała się w najróżniejsze emocje. Po te pozytywne do tych najbardziej negatywnych.

Bruce po cichu wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi. Gdy wyszedł z celi Johna, chciał znów odwiedzić Joan Leland i ku jego szczęściu znalazł ją przechodzącą korytarzem.

- Pani doktor - zawołał i podbiegł do kobiety.

- Dzień dobry, panie Wayne. Nie powinien być pan jeszcze na odwiedzinach u Johna? - zapytała lekko zdezorientowana.

- Właśnie o niego chciałem zapytać. John wydawał się zachowywać inaczej niż zwykle.

Po zmartwieniach Bruce'a, pani doktor wytłumaczyła, że wspólnie z resztą pracowników zdecydowali się zwiększyć dawkę leków, które mężczyzna przyjmował. Spowodowane było to podejrzanymi zachowaniami wobec innych pacjentów. Doktor Leland stwierdziła, że mogło to być spowodowane właśnie ich wczorajszym spotkaniem.

- Ale jak? - zapytał Bruce po usłyszeniu takiego wniosku.

- John jest dosyć ekspresywny, prawdopodobnie z powodu dużych emocji związanych z waszym spotkaniem. Następnego dnia, po pańskim wyjściu zaczął opowiadać o panu, i nie byłoby w tym nic złego, jednak w pewnym momencie kilku pacjentów zaczęło się irytować i komentować zachowanie Johna.

- W takim razie dlaczego to John został obarczony winą?! - podniósł głos. Lekarze powinni wiedzieć, że Doe nie jest osobą, która radzi sobie ze swoim temperamentem. Za każdym razem rozmawiając z nim, Bruce bardzo ostrożnie dobierał słowa. Był świadomy jego możliwych wybuchów.

- Panie Wayne, chodzi o to, że John musi nauczyć się, że nie każda osoba będzie chciała z nim rozmawiać.

- Dlatego stwierdziliście, że najlepszym sposobem będzie zwiększenie mu dawek leków do tego stopnia, że ledwo wie, co się koło niego dzieje?! - Bruce aż wstał ze swojego miejsca, żeby znaleźć upust emocjom, które się w nim zbierały. Sam lekko zdziwił się swoją reakcją. Jednak widok bezradnego Johna nie dawał o sobie zapomnieć.

- Bez żadnych podstaw medycznych to przecież nielegalne - dodał już bardziej spokojnym tonem.

- Postaram się coś z tym zrobić - zapewniła lekarka, która widocznie nadal próbowała opanować się po ich konfrontacji.

Wayne, wychodząc, nie spojrzał nawet na kobietę, a udał się od razu w stronę celi Johna. Nie chciał go budzić, ale musiał zobaczyć, czy wszystko z nim dobrze. Poprosił jednego z ochroniarzy, aby na chwilę otworzyli drzwi celi. Bruce lekko zajrzał do pokoju i na szczęście dostrzegł w nim śpiącego spokojnie mężczyznę.

- Trzymaj się - szepnął.

Hejka!

Rozdział trochę krótszy niż (będzie) zwykle. Mam i tak nadzieję, że się podobał ;)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 17, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Best Friends Forever ~ BatJokes [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz