Przyjaciele na zawsze

66 4 0
                                    


            ---Łukasz---

Obudziłem się o 8:00, zazwyczaj w weekendy wstaje o 10:00, jednak jakiś hałas z dołu nie dawał mi spać. Pomyślałem, że to znowu Marek puszcza disco polo na cały dom-szczerze nie nawidzę disco polo no, ale nie chciałem robić przykrości Markowi i tolerowałem tą muzykę. Postanowiłem zejść na dół okazało  się, że to nie była muzyka, na dole nikogo nie było, słyszałem jakieś walenie, wyszedłem na dwór rozejrzałem się i ujrzałem Marka na samym dachu, był tak wysoko i wyglądał jakby chciał skakać.

-Marek! Zejdź  stamtąd natychmiast. Słyszysz. -  Mówił coś do mnie, ale był bardzo wysoko, wiec go nie słyszałem, bałem się o niego tak bardzo, był moim jedynym najlepszym przyjacielem, mogłem na niego zawsze liczyć, a on chce się zabić, nigdy w życiu na nikim mi tak bardzo nie zależało.

-Marek zejdź, bo tam do ciebie pójdę i sam cię ściągnę.-wołałem bezskutecznie

Ruszyłem więc do małej drabinki prowadzącej na dach, gdy wszedłem Marek siedział i patrzył w  niebo.

-Marek co ty robisz do cholery jasnej?

-Chodź posiedzisz ze mną

-Debilu ja się pytam czemu ty chciałeś skakać?

-Skakać? A kto ci to powiedział

-nooo ja myślałem...

-To nie myśl głupi jesteś ja nie chciałem skakać

W tej chwili cały stres ze mnie szedł miałem ochotę przytulić się do Marka, ale tego nie zrobiłem sam nie wiem czemu.

-To co ty tu robisz?

-Przyszedłem pooglądać widoki, czyż nie jest pięknie?

Usiadłem koło niego i przez następną godzinę patrzyliśmy się w niebo, co prawda było nudno, jednak siedząc koło Marka czułem jakiś taki wewnętrzny spokój, po prostu czułem się najlepiej na świecie, w końcu to mój przyjaciel, to chyba normalne, że czuje się przy nim wspaniale.


---Marek---

Wstałem wcześnie rano, wyszedłem da dwór i zobaczyłem piękny wschód słońca, zasłaniały go jakieś krzaki, więc postanowiłem wejść na dach, żeby lepiej widzieć, ten widok był tak piękny, że mnie uspokajał. Nie mam pojęcia czemu ten kretyn pomyślał, że chcę skoczyć z dachu, co prawda ostatnio mam jakieś gorsze dni, ale nigdy nie pomyślałem o samobójstwie, przecież nie mógłbym mu tego zrobić, on ma tylko mnie, a ja tylko jego, przecież jesteśmy dla siebie jak bracia. W sumie fajnie się czuje z faktem, że Łuki tak się o mnie martwi. Tak słodko wyglądał na tym dachu, w sensie fajnie, no po prostu jest przystojny, ale to chyba każdy wie. Po godzinie siedzenia na dachu i patrzenia w niebo poszedłem do pokoju, położyłem się na łóżko i patrzyłem w sufit, jakoś dziwnie się ostatnio czuje, coraz częściej zdarza się, że siedzę nic nie robiąc. Nagle przyszedł Łuki, lubię go tak nazywać.

-Hej Maruś, co robisz?

-A nic siedzę sobie...

-Wszystko okej?

-Ta, a czemu pytasz?

-Jakoś dziwnie się ostatnio zachowujesz.

-Ja? Nie przecież mówię, że nic mi nie jest.

-No dobrze już idę.

                                                                                      ---Łukasz---

Marek serio się dziwnie zachowuje, chodzi jakiś smutny, przygnębiony, martwię się o niego, muszę z nim chyba pogadać, muszę mu jakoś pomóc, zależy mi na nim i chcę mu pomóc tylko nie wiem jak. Dobra pójdę z nim pogadać. Zszedłem na dół i poczułem zapach obiadu, czyżby Maruś coś gotował, chyba pierwszy raz w życiu wszedł do kuchni. Zawsze to ja gotowałem, albo zamawialiśmy jakieś jedzenie.

-Hej Marek co tam gotujesz?

-Robię obiad a co?

-Nic porostu ty nigdy nie gotowałeś

-Masz jakiś problem, jak nie chcesz to nie musisz jeść - może trochę za ostro go potraktowałem, ale on ciągle się do mnie przyczepia

- Nie musisz być dla mnie taki niemiły, ja tylko zapytałem co gotujesz. - co go ugryzło nigdy taki nie był.

- Przepraszam - głupio mi, że się tak zachowałem

- No dobrze nic się nie stało, tylko nie zachowuj się tak więcej - nie wiem czemu, ale nie umiem się na niego złościć.

- To może zjesz ze mną co?

-A mogę?

- No jasne chodź.

Podczas obiadu dużo rozmawialiśmy, tak btw to on naprawdę dobrze gotuje. No, a wracając do naszej rozmowy to nie dowiedziałem się za dużo, Marek właściwie sam nie wie co się z nim dzieje, ale coś wykombinuje, niedługo ma urodziny, może zrobię mu jakąś imprezkę, chociaż nie obchodzimy za bardzo swoich urodzin  to może się ucieszy, kurde ale to już za tydzień, co ja przez ten czas wymyśle, może poproszę Kubę żeby mi pomógł, to spoko ziomek, to chyba jedyny mój przyjaciel, nie licząc Marka oczywiście, bo on jest dla mnie jak brat.

Robi się późno chyba powinienem iść spać, Marek położył się już godzinę temu, zobaczę czy śpi.

-Marek śpisz?

-Nie, a co?

-Nic myślałem, że śpisz?

-Nie mogę usnąć...

-Oj biedaczek.

-Nie prawda - zaprzeczyłem chociaż podoba mi się to, że sie tak troszczy o mnie

-To jak chcesz usnąć to lepiej wyłącz ten telefon no-lifie .

-okej dobranoc.

-Dobranoc, śpij dobrze.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Łoooł napisałam mój pierwszy rozdział jakiej kol wiek książki, wiec jeśli jest słaby to przepraszam ale dopiero się uczę. Trochę krótki, bo tylko 800 słów, ale to początek dopiero się rozkręcam.

Nie wiem kiedy będzie następny rozdział bo teraz nie będę miała czasu za bardzo, ale na pewno się pojawi.

Za błędy przepraszam, ale nie czytałam więc no...

To coś więcej niż przyjaźńWhere stories live. Discover now