Rozdział 4

404 25 4
                                    

Powoli otwierałam oczy, a świat nabierał wyrazistości. Ból głowy, który odczuwałam był uciążliwy i czułam jakby pulsował mi mózg. Rozejrzałam się i nie rozpoznawałam mojego otoczenia. Leżałam na dużym łóżku w pokoju z granatowymi ścianami, czarnymi meblami i drewnianymi dodatkami. Bardzo elegancka sypialna, która nie należała do mnie. Na stoliku przy łóżku leżała moja kopertówka wraz z rzeczami, które zabrałam wieczorem do klubu, a pod nim moje sandały na obcasie. Ja nadal miałam na sobie sukienkę, która odsłaniała większość moich pleców. Starałam przypomnieć sobie, co wczoraj się wydarzyło i gdzie mogę się znajdować. Nie panikowałam, bo zdarzało mi się już budzić w nie swoim łóżku i uciekać z niego zanim mój towarzysz się obudził. Teraz leżałam sama, a wszystko wskazywało na to, że było tak przez całą noc. Poduszka po stronie na której spałam była wygnieciona i zwinięta w kulkę, a druga strona łóżka wydawała się być nieruszona. Drzwi pokoju były zamknięte, a zasłony blokowały większość promieni słonecznych tak, że w pomieszczeniu panował półmrok. Postawiłam nogi na podłodze, która lekko zmroziła moje stopy tak, że przeszedł mnie lekki dreszcz. Zachwiałam się i jednocześnie złapałam się za głowę, którą przeszył jeszcze większy ból niż dotychczas. Mimo to zaczęłam zbliżać się w kierunku okna, aby dowiedzieć się w jakiej okolicy jestem. Zmrużyłam oczy, aby światło za mocno nie podrażniło moich źrenic i jednym ruchem rozsunęłam zasłony. Moim oczom ukazał się widok, którego się nie spodziewałam. Byłam przekonana, że zobaczę morze albo znajome budynki. Zobaczyłam pole i drzewa. Miejsce, w którym przebywałam musiało znajdować się na wzgórzu, bo wszystko wydawało się małe, a moje pole widzenia było niepokojąco ogromne.

Ktoś mnie porwał albo zabrał do swojego domu na wsi - pomyślałam i zaczęłam odczuwać lęk, a jednocześnie chęć dowiedzenia się, kto za tym stoi. Z poprzedniego wieczoru nie pamiętałam prawie nic, jedynie spotkanie z Mariną i drinki z jakimiś facetami, które miały być zwykłą rozmową. Byłam o tym przekonana, więc istniało małe prawdopodobieństwo, że jestem u któregoś z nich. Albo Marina namówiła mnie, żebyśmy pojechały z nimi na after, a ja zasnęłam i dlatego nie wróciłam do domu. Na pewno tak było - zaczęłam przekonywać samą siebie, ale nie chciałam zostać dłużej ze swoimi podejrzeniami, więc odwróciłam się napięcie starając zapomnieć o szumie w głowie i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę i wystawiłam głowę na korytarz. Było cicho. Rozejrzałam się i zrobiłam pierwszy krok. Korytarz był długi, miał drzwi jeszcze do kilku pomieszczeń, ale nie miałam odwagi zajrzeć do któregoś  z nich. Na jego końcu zobaczyłam światło, co mogło oznaczać wyjście, więc tam zaczęłam się kierować. Doszłam do drewnianych stromych, kręconych schodów i antresoli z widokiem na ogromny salon z kominkiem. Ciężko było stwierdzić, czy to salon, bo znajdował się w nim również długi stół jadalny, bilard, a także regał z winem i kilka beczek. Natomiast żadnej żywej duszy.

Trzymając się poręczy zeszłam po schodach i zmierzałam do kolejnych drzwi. Pociągnęłam za klamkę. Byłam w czyimś ogrodzie z rozprzestrzeniającym się pięknym widokiem, który również widziałam z okna pokoju, w którym się obudziłam. Starałam się zlokalizować kogoś lub coś, co naprowadziłoby mnie na jakieś wyjaśnienie. Zerknęłam w prawo, a w oddali zobaczyłam stół nakryty czerwono-białym obrusem w kratę,  a na nim jeden kieliszek po winie i pustą karafkę.

- Już wstałaś - usłyszałam nagle męski głos, który sprawił, że lekko podskoczyłam. Odwróciłam się trzymając dłoń przyłożoną do brwi, żeby ograniczyć dopływ słońca i zobaczyłam Andresa.

- Wstałam i czekam na jakieś wytłumaczenie. - powiedziałam najpoważniejszym głosem, który miał nie zdradzić tego, że cieszę się, że to akurat on mnie tu zabrał. Mój wyraz twarzy musiał wyglądać dość groteskowo, bo wywołał śmiech na twarzy mężczyzny.

BrooklynOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz