2 rozdział
Trzymała w ręku kolejną działkę i schowała do małej, podartej torebki. Spojrzała na zegarek, doskonale wiedząc, że ponownie będzie spóźniona. Niemal biegiem ruszyła w stronę mieszkania. Już po chwili była w mieszkaniu. Matka jak zawsze spała nieprzytomna na podłodze, a w domu znów roiło się od mężczyzn. Jak zawsze słyszała uwagi na swój temat i propozycję od przyjaciół jej matki. Wszystko było jak zawsze. Rutynowe, bez jakiegokolwiek zaskoczenia. W pośpiechu spakowała plecak i wybiegła z domu. Nie kąpała się, bo niby po co? i tak nikt z klasy nie chciał się z nią zadawać, przezywając ją od ćpunek, czy narkomanów. Miała to gdzieś. Nie przejmowała się przykrymi opiniami na swój temat. Nie przejmowała się niczym, zdając sobie sprawę z tego, że już jej łzy nic nie pomogą. Jedyną osobą, która była niczego nieświadoma był jej ojciec. Jednak on zawsze był tak zapracowany, że nawet nie wiedział, co tak naprawdę dzieje się z jego jedynaczką. Biegła chyba dziesięć minut, gdy nagle się zatrzymała. Spojrzała przed siebie i zdała sobie sprawę, że nie ma sensu już biec, bo niby po co? po co miała się starać? dla kogo? usiadła na ławce i zapaliła papierosa. Zaciągnęła się ślugeiem, delektując się ostatnim papierosem, jakiego miała przy sobie.
- Amfa? czy Ekstazy? - usłyszała głos jakiegoś chłopaka. Odwróciła się i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Mie twój interes! Odwal się! - krzyknęła tak głośno, że skupiła na sobie wzrok przechodniów. Chłopak założył kaptur i patrzył wyczekiwaniem na nieznana twarz dziewczyny. Wziął głęboki wdech i bez słowa odwinął rękaw grubej bluzy. Zobaczyła na nim liczne, sine ślady po igle.
- Heroina - powiedział to tak cicho, że sama nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
- Trawka - odpowiedziała i spuściła wzrok.
- Masz szasnę z tego wyjść. Ja już nie. - powiedział i bez słowa wstał z ławki i ruszył w przeciwną stronę. Stała na środku chodnika, co rusz słysząc przekleństwa na swój temat. Zdawała sobie sprawę, że każdy, kto tylko ją zobaczył, miał o niej słuszne zdanie. Była nikim. Nie rozumiała dlaczego, tak bardzo dotknęły ją jego słowa. Stała, wpatrując się jak odchodzi. Nagle zaczęła biec. On wciąż szedł wolnym krokiem, zupełnie jakby uszło z niego życie.
- Ty też! - krzyknęła, znajdując się kilka metrów od niego. - Ty też możesz z tego wyjść. Oboje możemy - powiedziała cichym głosem, sama nie wiedząc, czy wierzy jeszcze w te słowa.
- Wiesz co to jest Heroina? - zapytał z kpiną w głosie. Spojrzał na nią, dopiero teraz zdając sobie sprawę z jej urody. On różnił się od narkomanów. Owszem był uzależniony, ale nie było po nim tego widać. Gdyby nie te ślady po igle, nikt nie uwierzyłby, że on może brać.
- Pomogę Ci - szepnął cichym głosem. Wyciągnął do niej dłoń, a ona zawahała się. Nie wiedziała kim jest i dlaczego proponuje jej pomoc. Jednak teraz było jej wszystko jedno.
- Kinga jestem - przedstawiła się, nieśmiało wyciągając do niego ręce.
- Hubert - rzekł i w milczeniu prowadził ją do swojego mieszkania.