[03] ɪᴅɪᴏᴛᴀ!

62 6 18
                                    



ɴɪᴇ ᴍóɢł ᴜᴡɪᴇʀᴢʏć, żᴇ ᴛᴇɴ ᴛᴀᴋ łᴀᴛᴡᴏ ᴘᴏᴍʏʟɪł ɴᴜᴍᴇʀʏ❞ 



Marcelina Kruk nie miała żadnych zdolności piłkarskich. Nie potrafiła kopnąć piłki — a to z kolei w tej grze było najważniejsze. Swoją drogą, złapanie jej także nie wchodziło w jej umiejętności, gdyby nawet miała stanąć na bramce. Marcel nie nosił okularów, gdyż nie miał wady — ona niestety takową miała i musiała się z nią użerać, a soczewek dotychczas jeszcze nie nabyła. Zresztą, był to wytwór szatana! Prędzej przecież by wydziobała sobie oczy palcem, aniżeli włożyła to cholerstwo do oka. Był to też kolejny fakt, za który wyklinała swojego brata i jego durnowate pomysły. Chociaż bardziej chyba była zła na siebie, że się na to wszystko zgodziła, kiedy tak naprawdę nie musiała. Bo — no proszę was! — przecież była osobą inteligentną, niezastąpionym strategiem Polski, a poszła na coś tak głupiego, co (wiedziała doskonale) mogło się źle skończyć dla calusieńkiej drużyny.

W momencie, w którym stała się swoim własnym bratem, już nie tylko ona była narażona na niebezpieczeństwo. Jeszcze większa presja wówczas na nią spadła. Jeśli tylko wszystko by się wydało... jeśli ktokolwiek odkryłby jej mały sekret... marzenia wszystkich członków Białego Orła ległyby w gruzach. Zostaliby wyeliminowani. Zdawała sobie przecież z tego sprawę. Siedziała ta świadomość z tyłu jej głowy jak królowa na tronie i się przyglądała, jak powoli wszystko upada. Nawiedzały ją złe przeczucia.

Sfrustrowana rzuciła się na łóżko w przydzielonym jej pokoju, twarz zanurzając w miękkiej poduszce. Ściany pomieszczenia wraz wypełnił przeraźliwy, przepełniony bezsilnością, zduszony krzyk. Zaraz po tym dziewczyna zaczęła wierzgać z nadmiaru emocji w pierzynie, okręcając się nią cała, jak naleśnik.

Rozległo się pukanie.

Cóż, nie spodziewała się gości. Wraz z głuchym hukiem, drzwi do pokoju Marcysi się otworzyły. Do środka wszedł z nieodgadnionym wyrazem twarzy trener, a tuż za nim powłóczył nogami skruszony Maciek. Chłopak głowę miał spuszczoną. Wraz ją uniósł, gdy rozbrzmiał basowy głos mężczyzny:

— ...co ty robisz na ziemi?

Brunetka przekręciła się, by choćby spróbować spojrzeć na przybyszy. Utknęła. Kurczę! Utknęła we własnej pierzynie tak, że nawet nic nie widziała. Wymamrotała niezrozumiałe wyjaśnienia — zagłuszone przez okalający jej calusieńkie ciało od stóp do głowy materiał.

— Przestań się wydurniać, kapitanie — rozkazał z naciskiem na ostatnie słowo trener. Ton jego głosu zaniepokoił Kruk, mimo że częściowo słowa zostały stłumione przez tę durną kołdrę. Wtenczas Maciej uciekł wzrokiem gdzieś w bok i zagryzł wnętrze policzka.

Marcelina przekręciła się jeszcze raz, potem drugi i trzeci. Miała nadzieję wyturlać się w ten sposób z pomieszczenia. Unikanie kłopotów na wszelki możliwy sposób było korzystne zawsze, a szczególnie w takich momentach. Ani trochę nie podobał jej się sposób mówienia Dariusza Sopoćko — znanego równie dobrze jako trenera Białego Orła — który był mężczyzną w średnim wieku, z jeszcze nie siwiejącymi, mysimi włosami, o staromodnych przekonaniach. Wzrok jego bursztynowych oczu uważnie śledził poczynania nastolatki. Może nawet z nikłym rozbawieniem? Za czwartym razem próby przekręcenia się we złowieszczym kokonie, natknęła przeszkodę. Dareczek nogą przeturlał ją w przeciwnym kierunku.

Wraz z tym, wiążąca ją pierzyna rozłożyła się na podłodze jak czerwony dywan. Prawie szesnastolatka z zawrotami głowy znalazła się tuż na niej. Rozpłaszczyła się na materiale jak rozjechana żaba. Przynajmniej potrafiła oddychać! Przymknęła oczy i wypuściła ze świstem powietrze.

lol, who are you? | inazuma elevenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz