Rozdział 2: Obietnica kłamstw
Przez kilka następnych dni Hermiona uważnie obserwowała Harry'ego. Gryfon wyraźnie nie był w formie. Często chodził zamyślony. Czasami nawet sprawiał wrażenie przygnębionego. Zdecydowanie także, jak na niego, stał się niezbyt rozmowny. Nie rzucało się to w oczy, bo nie unikał rozmowy z nimi, ze swoimi przyjaciółmi, ale wyczuwała różnicę. Czuła po prostu, że czegoś temu chłopakowi brakuje.
Próbowała podpytać Rona, wychodząc z założenia, że może chłopcy między sobą więcej rozmawiają, ale on też niewiele wiedział. Uzyskała jednak pewność, że nie wyobraża sobie tych wszystkich drobnych odmienności w osobie Harry'ego. Rudy Gryfon też zauważył, że ich przyjaciel myślami bywał w zupełnie innym świecie.
Cokolwiek powodowało rozkojarzenie Harry'ego, nie wpływało na zmianę postawy wobec nich dwojga. Gryfon wciąż żądał, by dać mu więcej przestrzeni życiowej. To samo potwierdzał Ron. Dziewczyna postanowiła zaufać w tej sprawie intuicji rudzielca i wstrzymać się z interwencją.
Dzisiaj, jak niemal codziennie, czekała w pokoju wspólnym na obu przyjaciół. Jak zwykle spóźnionych. W końcu drzwi ich dormitorium uchyliły się i chłopcy pojawili się w zasięgu wzroku. Hermiona westchnęła, uśmiechnęła się lekko na powitanie i powiedziała:
– Nie wierzę, że musimy to przerabiać codziennie. Harry... daję słowo, twoje włosy z dnia na dzień są coraz bardziej nieujarzmione. Jeżeli chcesz, mogę ci dać jakiś specyfik, który pomoże opanować ten chaos.
– Doceniam, ale jak wiesz nie jestem zbyt zdyscyplinowany. Pewnie i tak częściej będę o tym zapominał niż pamiętał. Poza tym wolę pospać dłużej, a na pewno żeby wykonać zabieg z włosami musiałbym codziennie wstać wcześniej. Niby pewnie z pięć, albo dziesięć minut, ale zawsze. Dzięki jednak za propozycję – odparł chłopak, starając się choć trochę przylizać dłońmi swoją fryzurę. Bezskutecznie.
– Hermiono daj spokój – mruknął Ron, a po chwili dodał: – jakby to go obchodziło... Poza tym mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie. Śniadanie!
– Doprawdy... czasami myślę, że twoimi czynami kierują najbardziej prymitywne odruchy... – dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Wstała jednak i podążyła za nimi na posiłek.
Niedługo potem dotarli do Wielkiej Sali, zajęli miejsca i zajęli się śniadaniem. Ron był nim pochłonięty bez reszty, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Harry jadł, ale jak zazwyczaj ostatnio, myślami był gdzie indziej. Hermiona westchnęła w duchu i uniosła wzrok. Spojrzała przed siebie. Draco znowu obserwował Harry'ego. Z jakiegoś niepojętego powodu zdarzało się to bardzo często. Przeniosła wzrok na swojego przyjaciela, który akurat zamieniał kilka słów z Ronem. Sprawiał wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest obserwowany. Przez chwilę zastanawiała się nad zwróceniem mu uwagi na ten fakt. Ślizgon mógł coś knuć i lepiej żeby Harry był o tym uprzedzony. Wtedy istniała szansa, że nie da się zaskoczyć, kiedy ich obojga nie będzie w pobliżu. Podejmując szybką decyzję zwróciła się do przyjaciela:
– Harry... zauważyłam, że Malfoy od jakiegoś czasu cię obserwuje. Powinieneś być ostrożny i... – chciała jeszcze dodać, żeby się nie odwracał. Powstrzymała się jednak kiedy okazało się, że Harry nie wykonał nawet podobnego ruchu w przeciwieństwie do siedzącego obok niego Rona. Zaskoczyło ją to, ale nie miała czasu na pogłębioną refleksję, ponieważ usłyszała w odpowiedzi:
– Myślę, że mam poważniejsze zmartwienia niż Ślizgoni, którzy i tak ciągle próbują mnie sprowokować. Jak wiesz staram się nie dać wyprowadzić z równowagi, ale to naprawdę trudne...
– Oh Harry... – wyszeptała współczująco dziewczyna, ściskając delikatnie jego dłoń w geście wsparcia: – Widzę jak ostatnio starasz się nie reagować na zaczepki. Jesteśmy z ciebie dumni. Wiem, że to jest trudne, ale już w piątek wraca dyrektor i wszystko się ułoży. Zobaczysz!
CZYTASZ
Nomen Nominandum
FanfictionUwaga! Jest to kontynuacja " Signum Temporis" Przed rozpoczęciem czytania zapoznaj się proszę z pierwszą częścią! Jak Aren poradzi sobie z starą/nową rzeczywistością? Jak bardzo zmieniła się teraźniejszość po krótkim, ale jakże potrafiącym zmienić i...