Z dedykacją dla This_Makes_Sense . Wszystkiego najlepszego xoxo
Veronica obudziła się na ławce w parku, z papierkiem po batoniku przyklejonym do policzka i zgniecioną puszką po piwie w dłoni.
Nie kwestionowała swojego położenia, co prawdopodobnie wynikało tego, iż w owym położeniu znajdowała się dosyć często od czasu wpadki. Możliwe również, że w ramach kontrastu nieczęsto zdarzało się jej ostatnio zdrowo myśleć, lub myśleć w ogóle. Jedyne rzeczy, nad którymi mogła zastanawiać się godzinami (tuż po pytaniach egzystencjalnych, oraz nocnych rozmyślaniach o bogu ) były oczy. Oczy pani Manratagaldy oczywiście, bo kogo by innego. Zwykle chodziło o jedną parę, skrzącą się na najjaskrawszy odcień błękitu, tak przejrzysty i piękny, że Veronica mogła tyljo siedziec i myślec, czy aby na pewno nie są one soczewkami kupionymi przez internet przez jedną z tych stron dla mangozjebów. Pewnie były, tak jak wszystko, co w tych czasach można uważać za piękne. Veronica westchnęła, pogratulowała sobie mądrego tekstu i wstała z ławki. Natychmiast tego pożałowała, czując skrzypienie w każdej kości. Kac. Ile ona wczoraj wypiła? Więcej niż puszkę? Skąd miała na to pieniądze? Znowu kogoś okradła? Nie pamiętała. Nie był to jednak skutek zwykłej poalkoholowej amnezji - niestety, nie. Była to część umowy, którą Veronica złożyła lata temu, na czarodziejskich studiach, prawdopodobnie również pijana w cholerę. Czarodziej, który z nią ową umowę zawiązywał, najwidoczniej schlany nie był, zaklęcie bowiem było tak skuteczne, ze dotrwało do dziś.
Niby fajnie, bo ból glowy sie jej nie imał, ale konsekwencje - och, konsekwencje! Za każdym razem, gdy Veronica wypiła więcej niż butelkę, mała głupią butelkę - budziła się następnego z dnia z reumatyzmem gorszym od siedemdziesięcioletniej kobiety i amnezją.
I było to nie tyle co dokuczliwe, co strasznie irytujące. Dobrze, że nie miała znajomych, co zapraszaliby ją na śluby. Byłaby uznawana za straszną nudziarę.
Z powodu owego niefortunnego zaklęcia (lub klątwy, jak kto woli) Veronica rzadko piła. Przynajmniej do niedawna. Dokładnie do przeszłych dwóch tygodni. Do wpadki.
Veronica nie lubiła o tym myśleć.
Zerwała papierek od snickersa z twarzy i wyrzuciła go do kosza. Środowisko przede wszystkim.
Wiedźma poruszyła się na przód i zajęczała z bólu. Stopy piekły ją jakby ktoś żgał je rozgrzanym żelazem. Chwyciła się ramki ławki. Nie ma mowy, nie może iść w takim stanie. Nie miała też auta, rolek, ani nic w tym stylu. Raz próbowała zrobić prawko na miotłę, ale skończyło się to jednym wielkim niepowodzeniem i połamaną miednicą. A szkoda, bo szybki środek transportu bardzo teraz by się jej przydał. Oczywiście, była jeszcze opcja alternatywna - Veronica zrobiłaby wszystko, żeby z niej nie korzystać - lecz na obecną chwilę, jedyna mądra. Westchnęła z rozgoryczeniem. Koledzy z pracy będą śmiać się z niej miesiącami. Będzie obiektem wiecznych drwin i śmiechów, które będą towarzyszyły jej do końca życia. Umrze, zginie, wyzionie ducha, zgnieciona przez tysiące brudnych kopyt.
Veronica wzięła głęboki wdech i wyciągnęła lek na reumatyzm.Manratagalda potrząsnęła komputerem, rzucając zdrową wiązką przekleństw. Durny film, znowu się zawieszał - a Manratagalda tak bardzo chciała obejrzeć dzisiaj Glee! Mogła być dorosłą czarownica z szanowanego domu, ale nawet poważni ludzie lubią czasem pofikać w rytm coverów znanych piosenek. Miała taki ambitny plan - włączyć serial, kupić chipsy, i zmarnować cały dzień. Oczywiście, musiał skończyć się wielkim failem. Chipsy podrożały, a Manratagalda nie zamierzała wydawać aż tylu pieniędzy na żarcie. Kiedy niezadowolona wracała do domu, poślizgnęła się na mokrych liściach i złamała nos. Po powrocie ze szpitala dowiedziała się, ze jej brat brata cioci poszedł do więzienia, cała rodzina składa się na kaucję, więc z netflixa w następnym miesiącu nici. A teraz? Jeszcze to. To był najgorszy dzień. Nic gorszego nie mogło się już stać.
Ktoś zapukał do drzwi.
Poszła otworzyć, bo ignorowanie cudzych pukań było bardzo niegrzeczne.
Zobaczyła rudą kitę.
Zamknęła drzwi.
Poszła do łazienki i opłukała twarz zimna wodą. Czy to się działo naprawdę? Oby nie. Oby jej się wydawało. To tylko chore zwidy, prawda?
Otworzyła ponownie, żeby się upewnić. Znowu ją zobaczyła. Odwrót, kapitanie. Nasz okręt zaraz zatonie. Chciała zamknąć, ale cholerna wiedźma włożyła nogę między futrynę. Skubana.
— Cześć, Manratagaldo. Co tam? — rzekła słodko, wręcz niewinnie. Ale nie, Manratagalda się nie da. Ona zna już te jej sztuczki. Nie tym razem.
— Źle. Film mi się zacina, i złamałam nos — odpowiedziała dziarsko, nie dając zbić się z tropu flirciarskim kręceniem włosów na palcu. Veronica cmoknęła. Manratagalda nie miała bladego pojęcia, co to mogło oznaczać.
— Widzę, widzę. Wpuścisz mnie? Głupio tak stać w drzwiach.
Czarownica chciała odpowiedzieć 'nie', ale Veronica wepchała się sama, bez zaproszenia. Zdjęła płaszcz ze swoich pięknych, opalonych ramion i rzuciła go na podłogę. Usiadła elegancko na kanapie, zapraszając gestem ręki Manratagaldę, żeby z nią usiadła. To był szczyt chamstwa.
— Dawno się nie widziałyśmy. Baardzo dawno — powiedziała przeciągle Veronica. Manratagalda przytaknęła. Faktycznie dawno.
— Praktycznie nie gadałyśmy odkąd przejechałam twojego kota rowerem — powiedziała ze skruchą. Ale to nie usprawiedliwiało żadnego z jej uczynków. Manratagalda dalej jej nienawidziła. Choć szminkę to dziewczyna miała boską.
I nogi.
I ramiona.
I klatkę piersiową to w zasadzie też.
— Kontynuuj, ja cię słucham — wymamrotała do rudej, która widocznie czekała na jakąś odpowiedź. Teraz za to uśmiechnęła się (zęby też miała idealne) i zaczęła mówić dalej.
— Szkoda, że nasza relacja zniszczyła się tak szybko przez ten niefortunny wypadek... — zaczęła. Manratagalda potaknęła. Faktycznie szkoda. Poczuła czyjąś dłoń na kolanie.
— ... dlatego chciałabym to naprawić...
Manratagalda zamrugała. Chyba niedosłyszała.
— Chcesz to naprawić?
— Chcę to naprawić — powtórzyła.
— Że naszą relację? — zapytała ironicznie.
Chwila ciszy.
— Ty się dobrze czujesz? — spytała, ponownie ironicznie.
— Oczywiście. Czemu pytasz?
— To takie do ciebie niepodobne. Takie... odpowiedzialne.
— ... oczywiscie — potaknęła ruda.
Manratagalda nie miałaby nic przeciwko chwili ciszy. Szkoda, że Veronica myślała inaczej.
— Manratagaldo, spójrz na mnie.
Manratagalda zaczęła patrzeć w podłogę.
— Kupiłam nowy dywan. Widziałaś? — zapytała znienacka, przerywając koleżance wątek. Gdyby patrzyła na Veronicę, pewnie zauważyłaby jej zmieszanie. Ale nie patrzyła.
— Bardzo ładny dywan. Wracając-
— To wełna. Jednorożca wełna — przerwała jej z upartością.
— Zabiłaś jednorożca dla dywanu? — Veronica wydawała się wstrząśnięta.
— K u p i ł a m ten dywan, ciołku — odrzekła Manratagalda, urażona tym oskarżeniem. Pani ruda naprawdę pozwalała sobie na za dużo.
— Przepraszam. To było niegrzeczne — odchrząknęła.
— Typowo dla ciebie — fuknęła Manratagalda.
Veronica westchnęła.
— Ja chcę tylko znowu się przyjaźnić, ok?
— Frytki do tego?
— Jesteś okropna. Czemu ja tu w ogóle przyszłam? — Veronica wstała, przeciągając się. Manipulantka. Manipulowała nią.
— Bo mnie lubisz — odpowiedziała Manratagalda słodko. Teraz ona też manipulowała. Były dla siebie stworzone.
Veronica opadła z powrotem na kanapę bez słowa.
Manratagalda stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie położenie ręki na jej udzie. Tak po prostu, bez powodu.
Veronica najwidoczniej uznała jej gest za zaproszenie, bo od razu pochwyciła jej dłoń i przysunęła się. Teraz miały do siebie bliżej niż 3 cm, co było maksymalną odległością, na jaką mogła pozwolić sobie Veronica w stosunku do jednej ze swoich ex. Długa historia, a kiedy ruda ką opowiadała, Manratagalda akurat spała.
A powinna była uważać, bo może z tą wiedzą mogłaby rzucić jakim bardzo śmiesznym tekstem.
Veronica zaczęła kręcić loczki na palcu.
Manratagalda nie zamierzała tego ignorować.
— Przepraszam, ok? Nie wiedziałam, że to był twój kot — rzekła miękko.
Manratagalda nie była typem osoby, która łatwo wybacza, ale tak naprawdę nigdy się na Veronię nie gniewała. To był tylko test, o którego istnieniu sama Manratagalda nie była do końca świadoma.
A Veronica go zdała. Choć Manratagalda myślała, że ją zostawi. Miłe zaskoczenie.
Dotknęła jej twarzy, patrząc prosto w oczy koloru orzechu. Veronica uśmiechnęła się, lecz nie był to zwykły uśmiech - owszem, był uwodzicielski i tajemniczy, ale było w nim coś, co przyciągało Manratagaldę bardziej niż powinno.
Ona też się uśmiechnęła.
I wtedy się pocałowały. Właściwie to Veronica całowała. Manratagalda nie oponowała.
Lubiła Veronicę. Wyjątkowo. Nagle stwierdziła, że jest jej ulubioną rudą osobą.
Manratagalda nie znała wiele rudych osób, właściwie to żadnych poza Veronicą i jednym ze swoich kotów, ale to nie miało dla niej teraz dużego znaczenia.
Znaczenie za to miała prawa ręka Veronici, powoli sunąca ku jej żółtej spódniczce.
Ekscytacja w wiedźmie sięgnęła zenitu.
Czuła się prawie jak na studiach.
Zachichotała.
Veronica to zignorowała, a może nawet nie usłyszała. Była zajęta innymi sprawami.
Do pierwszej ręki dołączyła druga, cała Veronica zaś jakiś cudem znalazła się pod nią.
Zaczynało robić się interesująco.
Manratagalda chętnie powiedziałaby coś śmiesznego, ale skupiła się na odczuciach.
I dobrze, bo żaden z istniejących żartów, wliczając suchary, nie mógłby brzmieć poważnie z głową napalonej rudej pomiędzy nogami.
Manratagalda popatrzyła w dół.
Zobaczyła kropelki potu na jej czerwonej twarzy - nie wiadomo czy z wysiłku, czy zawstydzenia.
To było seksowne.
Manratagalda zaczęła się uśmiechać.
I nagle okazało się, że mogłaby zrobić dla Veronici wszystko.
Wciągnęła ją na kanapę.
Pocałowała jej nadgarstek, a następnie ramię i obojczyk.
Gdy przeszła do szyi, Veronica odsunęła odsunęła się, z zamiarem widocznego przemówienia.
— Kochanie, zanim przejdziemy dalej... mogę mieć jedną prośbę?
Manratagalda kiwnęła głową ponaglająco.
Veronica uśmiechnęła się frywolnie, a jej policzki pokryły się wściekłym różem. Odchrząknęła, prostując się. Poprawiła włosy i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki, patrząc jej głęboko w oczy. Przemówiła.
— Skończył mi się lek na reumatyzm. Masz może trochę?
CZYTASZ
WITCHout hesitation
عاطفيةCzasami Manratagalda zastanawiała się, co takiego było w jej oczach, że przyciągały wszystkie leniwe czarownice z kacem z okolicy. Opowiadanie o charakterze komicznym, z za szybko toczącą się fabułą oraz (aż za!) przerysowanymi postaciami. Nie należ...