Rozdział I

28 5 2
                                    

Pierwsze dni w nowym miejscu jak pewnie wiesz, bywają bardzo trudne. A jak nasze dziewczęta poradzą sobie z tą wielką zmianą w życiu?

~~Amaya~~
Dziewczyny szybko rozeszły się, zostałam sama. Niewiele myśląc, westchnęłam i zaczęłam iść przed siebie. Wzrok utkwiony miałam w podłodze,wszyscy na mnie patrzą, to takie niezręczne...
Nagle poczułam,że zaczynam spadać. To mój pierwszy dzień, a już zdążyłam wleźć w słup i zaliczyć zjawiskową glebę!
W słup lub... mężczyznę.
Właśnie leżałam rozpłaszczona, w wielkim rozkroku na wprost jednej z ważniejszych osób w tej straży.
-Przepraszam...-wydusiłam, usiłując wstać.
-Nic się nie stało-chłopak pochylił się nade mną i podał mi rękę.
Z takiej odległości widziałam jak piękne oczy miał, zielone, błyszczące i takie niewinne, a jednocześnie spowiane grozą.
-Leiftan-blondyn przedstawił mi się.
Oczywiście znałam już jego imię, moja fucha w straży była ściśle z nim związana.
-Amaya-uśmiechnęłam się do niego.
W odpowiedzi dostałam jedynie śmiech.
-Coś nie tak?...
Nic nie rozumiem!
-Wybacz mi, masz przepiękne imię
-I dlatego się śmiałeś?
Niestety nie mogłam liczyć na odpowiedź.
Niebieski jednorożec przerwał naszą konwersacje, zgodnie z jego słowami, w przeciwieństwie do reszty, pracę miałam zacząć już od jutra, jako członek Lśniącej Straży i jako właścicielka Murasame-Przeklętego Ostrza. Na początku, gdy dowiedziałam się, że będę zmuszona pracować z prawą ręką Miiko nie była zbyt zadowolona. Nie jestem typem ekstrawertyka. Choć teraz, przyznam, że nie mam nic przeciwko naszej współpracy.
Leiftan opuścił nas w momencie oprowadzania.
-To Twój pokój, mam nadzieję, że spodoba Ci się sposób w jaki został urządzony
-Dziękuję! Z pewnością będzie niezwykły...-szeroko uśmiechnęłam się do jednorożca, na pożegnanie.
Miał dziwną naturę, czułam od niego niepokój, a to zostawia po sobie wiele nie do rzeczenia.
Pokój był piękny. Kryształowe ozdoby błyszczały pod promieniami słońca, przykrywając i olśniewając ciemniejszą część pokoju.
To był dłuuuuuuuugi dzień, chyba należy mi się trochę odpoczynku.
Po odwalonej, wieczornej rutynie, oddałam się w objęcia Morfeusza.
Przez całą noc miałam wrażenie, jakby ktoś czyhał nad moim łóżkiem, nie czułam jednak strachu,a spokój i bezpieczeństwo.

~~Yume~~
Zaczynało już świtać. Yume jak to Yume, zamiast iść spać, całą noc spędziła na rozglądanie się po Kwaterze Głównej. Nie było by to nic strasznego, lecz nasza kochana czerwonooka się zgubiła. Błądząc po wielkim lesie zaczynała tracić nadzieję, że znajdzie z powrotem K.G. Po piętnastu minutach zauważyła w oddali mała chatkę, o dziwo, cała była zrobiona z metalu. Yume zamiast uciekać przybliżała się do dziwnego pomieszczenia. Kiedy już była odpowiednio blisko, z chatki rozlegały się jakieś głosy
-Leifft....i ..aale...dobr...
Nie dało się zbyt usłyszeć całej rozmowy, przez metalowe ściany, lecz dało się usłyszeć dwa męskie głosy. Po chwili z chatki wyszedł blondyn z wściekłością w oczach.
"Nie,nie w moim typie" pomyślała Yume.
Kiedy blondyn już odszedł, Yume wachała się czy warto wejść i zapytać o drogę.
"Wyglada to podejrzanie... Nie wiadomo kto tam siedzi... Dobra walić, raz kozie śmierć"
Cała pewna siebie, Yume weszła do chatki i ujrzała tajemniczego typa. Miał białe włosy i dziwny, strój...smoka? A w dłoniach trzymał jakiś błękitny kamień.
-Dzi-dzień dobry?...-Wybełkotała Yume
-Co?..SKĄD TY SIE TU ZNALAZŁAŚ?!-Nieznajomy zaczął się przybliżać-Powiedz, jak do licha znalazłaś laboratorium?!
-Z-zgubiłam się...
-Wyjdź stąd i zapomnij co tu widziałaś, rozumiesz?
-T-Tak... A wiesz może jak wrócić do kwatery Głównej?...
- Prosto,w lewo i dalej prosto.
- Jak?...
-Co za Idiotka-pomyślał nieznajomy

~~Lu~~
Promienie wczesnego słońca obudziły blondynkę muskając ją po twarzy. Dziewczyna przewracajac się z boku na bok próbowała kontynuować sen, ale nie udało jej się to. Leniwie się przeciagnęła i wstała z łóżka. W pół godziny wyszykowała się na nowy "piękny i cudowny" dzień. Jak na poranki tutaj, był to dość ciepły poranek. Postanowiła udać się do ogrodów kwatery.
Stołówkę ominęła, tak jak zawsze omijała śniadania. Nadal przecierając oczy wyszła na dwór. Poszła pod Stuletnią Wiśnię, by delikatnie porościągać mięśnie i zakwasy po wczorajszym spacerze z Keroshanem po całej K.G. Uważała, że jeśli już wstała, to poranne wilgotne powietrze i kilka ćwiczeń dobrze jej zrobi.
Kiedy Lu była w środku swoich ćwiczeń zaskoczył ją nieoczekiwany gość, czule patrzący i obecnie kłaniający się przed nią. "Najpewniejszy siebie wampir w całej Eldaryi, kochaś jak ich mało. Jak na Szefa Straży szanowany, jakże ambitny. Czarujący i romantyczny. Jednym słowem - Nevra." tak mówiono o nim w Kwaterze.
Dziewczyna w krótkich spodenkach, zwykłej czarnej bluzce i tęczowej bluzie na ekspres odwzajemniła gest uśmiechając się do szatyna. Rzeczywiście był niczego sobie - pomyślała dziewczyna, trzeźwiejąc kiedy usłyszała głos owego mężczyzny.
-Co mówiłeś? - zapytała zmieszana dziewczyna.
-Pytałem, czy często z rana tutaj przychodzisz. - powtórzył pytanie Nevra.
-W zależności od tego jaki mam humor. Czemu pytasz?
-Będę musiał się przyzwyczaić do pory wstawania mojej przyszłej żony, tym bardziej jeśli będę jej Szefem obserwującym jak ćwiczy. - odpowiedział wampir odsłaniając kły w uśmiechu.
-Bardzo zabawne, ale po pierwsze nie jestem twoją żoną, a po drugie napewno nie trafię do Straży Cienia - odpowiedziała zielonooka, nie dając za wygraną.
-Jeszcze się przekonamy. - mrugnął zalotnie do dziewczyny, na co ona przewróciła oczami - Zapraszam na śniadanie moją najdroższą. - wyciągnął rękę do blondynki.
-Nie jadam śniadań.
-Chyba sobie żartujesz, przecież to jest najważniejszy posiłek dnia! - oburzył się, zirytowany wyglądał przystojnie.
-Nie jestem Ezarelem, żeby rzucać żartami na prawo i lewo.
-Za Ezarelem nigdy bym się nie obejrzał kochanie.
Policzki Lu przybrały kolor lekkiego różu. Złapała wampira za rękę pośpiesznie kierując się na stołówkę.
-Niech Ci będzie, ale ty mi coś wybierzesz. - rzuciła słowa do chłopaka, który zszokowany przez chwilę nie mógł odnaleźć tempa chodu dziewczyny. Gdy już się przyzwyczaił młoda kobieta zwolniła napawając się świeżym powietrzem, przed wejściem do budynku. Tak powoli idąc zawędrowali na stołówkę.

-To tak... Najlepszy Eldarycki Szefie Kuchni, Karuto, dla mnie to co zawsze, a dla tej młodej urokliwej damy... Hmm... Może sałatkę owocową?
-Nevra, nie chc... - zielonooka próbowała coś powiedzieć, ale ciemnowłosy przyłożył jej palec do ust.
-Przyniosę Wam do stolika, idźcie usiąść. - powiedział satyr i wrócił do kuchni.
Stołówka była pusta, oprócz pary znajdującej się w niej i grupy osób pracującej w kuchni. Pewnie dlatego obecnie krzyczący mężczyzna postanowił im przynieść jedzenie. Wyciszona Lu i dumny z siebie Nevra usiedli przy stoliku w jednym z kątów stołówki.
-Wiesz, że to nie kulturalnie przerywać w środku zdania prawda? - zbulwersowała się blondynka.
-Oczywiście. Chcesz buziaka na przeprosiny czy może ponosić Cię na rękach? - ucieszony szarooki zdawał sobie sprawę z tego, po jakim cienkim lodzie stąpa.
-Nie chce nic...
Po chwili Karuto przyniósł im posiłki. Zjedli wygłupiając się i gawędząc. Po udanym śniadaniu poszli do pokoju Lu dalej porozmawiać, bo jak stwierdził Nevra "Dzisiaj jest dzień pilnowania swoich zdobyczy". Wchodząc do pokoju Nevra odrazu rzucił się na łóżko gospodyni "apartamentu" jakby był u siebie. Zielonooka przemilczała zachowanie Szefa Straży i usiadła obok niego kontynuując rozmowę ze stołówki. W pewnym momencie chłopak delikatnie pociągnął dziewczynę w swoją stronę zmuszając ją do przytulenia się do niego i położenia głowy na jego torsie. Obydwoje zarumienieni i zaskoczeni rozwojem sytuacji po prostu dalej rozmawiali, tworząc ICH nowy zwyczaj.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 17, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Tylko Mnie KochajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz