Prolog

13 1 1
                                    

Zimny wiatr spowijał moje odkryte ramiona. Lekko sztywniałam, czując podmuchy na całym ciele, jednak nie to było w tym momencie moim najistotniejszym problemem. Tak naprawdę nie czułam jakiegoś wyjątkowego mrozu, gorzało we mnie uczucie jedynie maksymalnego zakochania, ale i smutku, wręcz rozpaczy.
Mój papieros zgasł. Zdenerwowana, trzęsącymi się dłońmi chwyciłam zapalniczkę i niezdarnie odpaliłam go ponownie. Dym już nie gryzie po wypaleniu całej paczki...
Tak bardzo brakowało mi tych ramion, które w takim momencie oplotły by mnie w talii. Tych ramion, którym oddawałam się do tej pory każdej nocy. Tych ramion tego jedynego, wyjątkowego, kochanego, romantycznego, cudownego...!
Opadłam na podłogę. Na brudne kafelki balkonu, które swym zimnem i twardością dawały się we znaki, nigdy nie doświadczając mnie ukojeniem. Dlaczego!
Teraz na nich wylądowały moje łzy. Chciałam by pokryły całą powierzchnię, utonąć w nich i nie musieć już czuć nic!
Jednak moje słabe ciało nigdy nie mogłoby wyprodukować takiej ilości płynu. Tych łez, mimo iż było coraz więcej, to nie ubywało w moich oczodołach. Płynęły po policzkach, szczęce, szyi, by wreszcie opaść z niemym hukiem.

Luke. On. Był. Przyczyną. Mojego. Upadku.
Ale nie mogę powiedzieć, że bezpośrednią- wręcz odwrotnie.
To on wyniósł mnie na wyżyny, zarówno show-biznesu, jak i miłosne.
Ale może zacznijmy od początku?

Ona |5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz