1. Czarcia kobieta

238 13 6
                                    

Lauren

Lucy Vives pojawiła się w drzwiach mojej łazienki w momencie, w którym bym się jej nigdy nie spodziewała. Podskoczyłam gwałtownie na dźwięk jej głosu i o mało nie upuściłam ręcznika na podłogę. Zwróciłam głowę w kierunku drzwi, w których stała kobieta, patrząc na mnie badawczo. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.

- Wybacz. - nerwowo wyginała palce. - Nie słyszałam twojej odpowiedzi, więc uznałam...

- Nie szkodzi - przerwałam jej i poprawiłam ręcznik, nie spuszczając z niej oczu. - O co chodzi, moja partnerko?

Uśmiechnęła się nieznacznie na ten zwrot, ale nadal nie odważyła się na mnie spojrzeć. I dobrze. Nie przekraczała granic, które ustaliłyśmy. I tak czułam się nieco nerwowo, bo w końcu nic, po za ręcznikiem, mnie nie zakrywało.

- Muszę jechać - powiedziała cicho. - Mój mąż wylądował dziś w szpitalu i - wzięła głęboki oddech. - Muszę wziąć dzień wolnego.

- Och.

Na prawdę nie było mnie stać na nic więcej, chociaż powinno. Lucy najwyraźniej to wyczuła i uśmiechnęła się blado.

- Nie będzie to problemem? - zapytała cicho.

- Nie... - mruknęłam i znowu poprawiłam ręcznik.- Dam Ci nawet dwa dni wolnego, jeśli będziesz tego potrzebowała.

Pokręciła głową i zaśmiała się. Wyczułam w tej reakcji nieco stresu, a przede wszystkim wydawała się być spięta.

- Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne. Mój mąż... zawsze wylizuje się bardzo szybko.

George, małżonek mojej partnerki pracuje jako ochroniarz celebrytek, co dość często naraża go na niebezpieczeństwo, związane z pukniętymi fanami i tego typu innymi sprawami. W przeciągu ostatnich kilku miesięcy, wylądował na sali operacyjnej czterokrotnie, a Ally, moja przyjaciółka, która go operowała, załamywała ręce i ostrzegła go, że jego organizm może nie wytrzymać następnego razu. Po mimice i mowie ciała Lucy, wnioskowałam, że było gorzej, niż chciała mi powiedzieć, ale z jakiegoś powodu zgrabnie ukrywała ten fakt.

- Wiemy obie dobrze, jak to wyglądało - przypomniałam jej cicho i spojrzałam jej prosto w oczy. - Idź. Masz trzy dni wolnego i nie waż się wracać wcześniej, Lucy Vives.

Westchnęła ciężko i zwróciła się do mnie bokiem, chcąc już najwyraźniej wyjść, ale coś ją zatrzymało. Rzuciła mi bystre spojrzenie.

- Dzwonił do mnie Tommy. - oświadczyła z powagą. - Twój zespół dostał nową i kurewsko kontrowersyjną sprawę.

- Kure... kontro... co? - spojrzałam na nią ze zdumieniem. Skoro już używała przekleństw, to na prawdę musiała być cholernie kontrowersyjna. - Gadaj jeszcze, zanim pójdziesz - nakazałam.

Skinęła głową, przygryzając lekko wargę i przez ten czas, ani razu nie spuściła wzroku poniżej linii mojego podbródka. Musiało to być dla niej ciężkie, bo z reguły nie lubiła wzrokowego kontaktu, z nikim, nawet z mężem. Miało to ścisły związek z jedną z spraw, które kiedyś prowadziła... zostawiła na niej trwały i nieschodzący odcisk. Nic, ani nikt nie mógł jej za bardzo pomóc. Nawet psychiatrzy nie byli w stanie.

- W Miami Herald został zamordowany dziennikarz - zaczęła ostrożnie, badawczo mierząc moją twarz spojrzeniem, najwyraźniej próbując dopatrzeć się mojej reakcji. Gdy wzruszyłam ramionami, odetchnęła lekko i kontynuowała. - Cóż... ofiara podobno zadarła z księdzem. Pamiętasz Thomasa Borrowa, który napisał niedawno artykuł o lokalnym księdzu i jego dziwnych powiązaniach? - gdy skinęłam głową, wciągnęła jeszcze raz powietrze przez nos i wypuściła je powoli. - To, no cóż... właśnie on został zamordowany.

Czarci artykuł [Camren fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz