Rozdział 29

121 17 3
                                    

Wpatrywałam się w ogromny strumień Rukh, które są dla nas widoczne, tylko przez to, że braciszek Aladyn ich używa. Czyli nie zmieniłam znowu tak dużo. 

- Po raz pierwszy widzisz tyle Rukh?- obejrzałam się i zatrzymałam wzrok na moim ojcu, który stanął koło mnie z lekkim uśmiechem. 

- Nie.- zaśmiałam się.- Kiedyś widziałam ich jeszcze więcej.

Było to podczas jednej z bitw, w których brałam udział. Oczywiście staliśmy przeciwko Al-Thamen, a po naszej stronie mieliśmy czterech Magich, dzięki którym mogliśmy ich ujrzeć jeszcze więcej. Ah pamiętam, że wtedy było to takie piękne.

- Gdzie?- Sinbad spojrzał na mnie zaciekawiony.

- Nie jestem pewna jakie to było miejsce, ale tata mnie tam zabrał. Byliśmy naprawdę zdziwieni, gdy je zobaczyliśmy. Ale ich pojawienie zwiastuje coś wielkiego. W końcu do bitwy włączył się Magi, a oni są jak kule armatnie.- uśmiechnęłam się lekko, gdy przypomniałam sobie jak w przyszłości wyglądały bitwy, do których dołączał braciszek Aladyn.

W końcu jak by na to nie patrzeć jest on dosyć wyjątkowy i silny. Nawet ktoś taki jak mój ojciec mógłby go nie pokonać. Cóż oczywiście teraz to braciszek jest jeszcze słaby, ale w przyszłości się to zmieni. Aż mnie ciary przechodzą, gdy o tym myślę.

Kątem oka zauważyłam, że przygotowują oni ptaki do odlotu. Cóż w końcu nimi szybciej dostaniemy się na miejsce bitwy i ich wspomożemy. Co prawda ja mam zamiar przyglądać się z boku i pomóc tylko w fatalnej, ale to naprawdę fatalnej sytuacji. Mam nadzieję, że takowej nie będzie ale to się jeszcze zobaczy. Trochę się martwię, że mnie na tej łodzi zostawią, ale było by to w sumie dosyć ryzykowne. W okolicy pewnie kręci się trochę magów Al-Thamen, a ja jestem ,,bezbronnym" dzieckiem. 

- Sinnia będziesz lecieć ze mną.- oznajmił mój ojciec, a ja kiwnęłam głową. 

Nagle jednak skrzywiłam się, gdy poczułam dosyć ostry ból w klatce piersiowej. Znaczyło to tylko jedno. Zaczęło się przyzwanie tak zwanego ojca Al-Thamen.

- Sinnia wszystko w porządku?- mój ojciec złapał mnie za ramię, a ja lekko się uśmiechnęłam. 

- Ze mną wszystko w porządku, ale powinniśmy się pospieszyć. Jeśli pojawił się ból to znaczy tylko, że bitwa nie zmierza w najciekawszym kierunku.- usiadłam na wielkim ptaku.

Miałam od razu pod ręką mój wachlarz. Nie wiem jak to przyzwanie będzie miało wpływ na moje ciało, ale wolę nie ryzykować. 

- Nie boisz się lecieć na takie pole bitwy?- uśmiechnęłam się smutno, po usłyszeniu pytania od mojego ojca. 

- Ja już widziałam jak umierają ważne dla mnie osoby. Może nie wyglądam, ale przeszłam przez wiele bitew. Jakbym na to nie patrzyła, to mój ojciec był dosyć ważną osobistością.- zaśmiałam się lekko. 

- Coraz bardziej ciekawi mnie tożsamość twojego ojca.

- Może kiedyś ci ja zdradzę Sinbadzie.- na mojej twarzy wykwitł ogromny uśmiech.- Mogę ci zagwarantować, że będziesz zaskoczony!

W oddali zobaczyłam ogromną ilość Czarnych Dżinów. Na razie z powodzeniem udaje mi się maskować moją obecność, ale na pewno nie potrwa to długo. Nie żebym nie mogła się zająć nimi sama. 

Ah!

Tak bardzo chciałabym sobie poszaleć. 

- Sinnia muszę cię niestety już zostawić.- wstałam na równe nogi i przejęłam wodzę od mojego ojca.

- Uważaj na siebie.- powiedziałam, a wtedy mój tata odleciał.

Zacznijmy więc bitwę.


Witajcie

Ahhh udało mi się to napisać. Muszę się przyznać, że piszę z lekkim bólem głowy i mam nadzieję, że mi to przejdzie. Nie chce być znowu chora, po tym jak właśnie wyzdrowiałam.

Pozdrawiam Makoto

Bryza || MagiWhere stories live. Discover now