Prolog

148 12 2
                                    

Wybiła północ gdy Carmen w samej bieliźnie stała w zimnej łazience, a za nią na skraju wanny siedział jej brat. Owen z grobową miną i w skupieniu szeptał zaklęcia uzdrawiające, obserwując jak szramy na plecach blondynki bledną. Dziewczyna nie odrywała swoich zmęczonych, przepełnionych bólem, szarych oczu od wizerunku brata odbijającego się w lustrze. Owen nigdy nie czuł się gorzej wiedział przecież, że stan jego siostry to wyłącznie tylko jego wina. Przed oczami bruneta nadal przewijały się sceny mające miejsce cztery godziny temu, gdy jadł kolację z siostrą i matką.

Nie mógł się pogodzić z tym, że wtrącił się w dyskusję miedzy Carmen a ich matką na temat nie potrzebnej egzystencji mugoli na ziemi. Rodzina Moriar to bardzo stara i szanowana rodzina czystej krwi w środowisku czarodzieji, więc stanowisko ich dotyczące mugoli jest wiadome z góry. Matka nigdy nie pogodziła się z tak liberalnymi poglądami syna co do nieczarodzieji, za wszelką cenę próbując oduczyć syna litości dla tych zwierząt, za to Carmen starała się puszczać mino uszu brednie, które wygaduje jej brat, więc gdy chłopak przerwał dyskusję dwóch kobiet i wyraził swoje stanowisko matka nie wytrzymała. Podeszła do przerażonego chłopaka, który próbował przeprosić matkę, ale ona go nie słuchała. Złapała go za rękaw i wywlekła do salonu rzucając na dywan przed pięknie rzeźbionym kominkiem. Przestraszona dziewczyna od razu wstała od stołu i ruszyła pędem za bratem i starszą, elegancko ubraną kobietą, gdy zobaczyła, że matka rozrywa koszule na plecach bruneta trzymając w ręku kij rzuciła się na niego, osłaniając jego plecy przed pierwszym ciosem. Następne dziesięć uderzeń zniosła bardzo dzielnie, nie wydając z siebie ani jednego dźwięku. W pewnym momencie Owen poczuł coś mokrego a zarazem ciepłego spływającego po jego ramieniu zrozumiał, że to łzy Carmen, która nadal przyjmowała karę za niego. Nagle starsza kobieta przestała zadawać ciosy. Opadła zmęczona na czarną, pikowaną kanapę stojąca za nią. Owen szybko odwrócił się do siostry łapiąc ją w ramiona, a jednocześnie ratując mdlejącą z bólu dziewczynę od spotkania z ziemią. Spojrzał jeszcze przelotnie na wypraną z emocji twarz kobiety, pięknej ale przerażającej kobiety. Zabrał dziewczynę do jej pokoju i został, czekając aż się obudzi.

Odpędził to straszne wspomnienie czując wzrok siostry na sobie. Spojrzał w jej stronę próbując odwzajemnić słaby uśmiech. Carmen przyglądała mu się uważnie od dłuższej chwili wiedząc bardzo dobrze o czy myśli. Też o tym myślał. Jej głowę przepełniały różne myśli i wspomnienia. Aktualnie wspominała dawne czasy kiedy ona była mała a Owen tak mały, że nie może pamiętać, ze kiedyś byli szczęśliwi. Przywoływała myśli o tym jak ona z matką, ojcem i małym Owenem chodzili do lasu żeby odciąć się od otaczającego ich świata, to były jej najlepsze wspomnienia. Potem wszystko zaczęło się walić, jak domek z kart. Ojca zamknęli w Azkabanie za pomoc Grindelwaldowi, a Matka niegdyś zabawna, urocza i uprzejma zmieniła się w oschłą, mściwą, przerażającą, obcą kobietę. Carmen stała na białych, zimnych kafelkach, a z pleców na które opadały długie, blond włosy skapywała krew, brudząc śnieżno-białą podłogę.

- Vulnera Sanentur- wymamrotał Owen słysząc syczącą z bólu Carmen.

-Możesz być trochę delikatniejszy?- spytała z wyrzutem w głosie. W brew pozorom nie żałowała, że to teraz ona wyła z bólu. Wiedziała jedno, drugi raz też by to zrobiła. Zawsze się o siebie troszczyli, od czasu aresztowania ojca i szaleństwa matki nie mieli innego wyjścia. Wiedzieli, że nie ważne co by się działo wskoczyli by za sobą w ogień.

-Przepraszam, ale to tak działa. Nic na to nie poradzę- wyszeptał- nie musiałaś tego...

-Owszem musiałam Owen, a wiesz dlaczego?- przerwała brunetowi, odwracając się do niego- bo jesteś moim młodszym bratem i zawszę będę za tobą stała murem. Trzeba dbać o swoich.- odparła nie czekając na odpowiedz Owena. Objęła go drżącymi ramionami. Wiedziała, że niedługo będzie lepiej, a przynajmniej na chwilę, bo za trzy dni wyjeżdżają razem do Hogwartu. A w Hogwarcie nic im nie groziło.


Non omnis morial《Tom Marvolo Riddle》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz