Rozdział 2 - " After all, Tomorrow is another day"

92 4 0
                                    



                     Ostatnie dni wakacji upłynęły całkiem spokojnie. Matka cały czas chlała "tonik na nerwy " więc nie obchodziły ją jej własne dzieci. Dla Carmen to było nawet lepiej , razem z Owenem mogli spokojnie przygotować się na nowy rok i nie rozmawiać z tą już praktycznie obcą kobietą , która kochała ich tylko w teorii  lub kiedy inna szanowana rodzina czystej krwi wpadała na podwieczorek. Matka zamieniała się w tedy w swoistego anioła, kobietę idealną z idealnym domem i dziećmi. Jednak gdy tylko drzwi za gośćmi zamykały się z hukiem w jej ręce od razu pojawiał się pas by rozliczyć dzieci za każdy, najdrobniejszy nawet błąd, który popełniły podczas kolacji.  Na szczęście, po dwóch miesiącach domowego aresztu nastał  wreszcie upragniony 1 września. Gdy przepychali się przez peron 9 i 3/4 Owen z wypiekami na twarzy opowiadał o tym, że nie może się doczekać kiedy znów będzie w  pokoju wspólnym Krukonów, o tym jak tęsknił za przyjaciółmi  i o dziwo nauczycielami, o tym jak wiele książek ma do przeczytania i o tym ,że gdyby mógł to nigdy nie wyjechałby z Hogwartu nawet na jeden dzień. Carmen szła obok niego w milczeniu. Jednym wydawanym przez nią dźwiękiem był stukot obcasów. Dziewczyna słyszała głos brata i wiedziała, że zwraca się do niej ale niestety nie rozumiała sensu jego słów. Bowiem wciąż myślała o rozmowie przeprowadzoną pomiędzy nią a ich matką poprzedniej nocy. 

"Zbliżała się północ gdy Carmen leżała w łóżku czytając książkę, którą dostała dawno temu od ojca, był to zbiór baśni Barta Beedle'a wraz z dedykacją od niego. Blondynka dotarła do swojego ulubionego fragmentu o insygniach śmierci, gdy nagle do jej pokoju wparowała matka dziewczyny, zatrzasnęła za sobą drzwi ostentacyjnie stając przed łóżkiem Carmen i patrząc jej w oczy. Kobieta była ubrana była w koronkowy, lekko prześwitujący zielony szlafrok. Miała rozpuszczone, trochę potargane, jasno brązowe włosy. 

-O co chodzi matko?- zapytała lekko zaskoczona odkładając książkę na nocny stolik i wstając z łóżka. Gdy dziewczyna się wyprostowała spojrzała jej w oczy tak bardzo podobne do oczu jej samych. Jedyną różnicą była pustka w oczach starszej kobiety, której Carmen jeszcze nie zdążyła nabyć. Kobieta bez cienia żadnych emocji powoli podeszła do córki głaszcząc ją po policzku. Blondynka aż się wzdrygnęła czując jej zimną dłoń. Nagle dłoń matki zacisnęła się boleśnie na jej szczęce zmuszając dziewczynę do podniesienia lekko głowy, by ta mogła się jej lepiej przyjrzeć.

-Jesteś tak podobna do ojca, że aż nie mogę na ciepie patrzeć.- Wyszeptała w stronę córki. Dopiero teraz Carmen wyczuła woń alkoholu, który od jakiegoś czasu zastępował jej perfumy.       -Taka piękna, taka potężna...- Brunetka mówiła te słowa z odrazą. Nagle popchnęła Carmen na łóżko nachylając się nad nią. -Jak dobrze, że jutro wyjeżdżasz. -Dodała szeptem, znów głaszcząc ją po policzku, nagle wyprostowała się gwałtownie prostując swoją podomkę . Ruszyła w stronę drzwi chwiejnym krokiem. Carmen oszołomiona wciąż siedziała na łóżku nie wiedząc co powiedzieć. Siedziała tak jeszcze przez 5 minut, w końcu jednak podniosła się i spojrzała w lustro przyglądając się zaczerwienieniu na jej twarzy. Nie wiedziała co myśleć o całej tej sytuacji, matka nigdy nie przychodziła do jej pokoju o tej porze i nigdy nie porównywała jej do ojca, nawet o nim nie wspominała. Carmen wydawało się czasem, że kobieta całkiem wymazała go z pamięci. Myślała jeszcze o całym tym zajściu przez jakiś czas, aż w końcu sen wziął górę."

Carmen ocknęła się dopiero gdy Owen dotkną jej ramienia informując ją o tym, że idzie znaleźć swoich przyjaciół w pociągu. Blondynka jedynie skinęła głową patrząc bratu głęboko w oczy, patrzyli się tak na siebie przez sekundę, kiedy w końcu chłopak ruszył w stronę pociągu zostawiając Carmen samą sobie. Peron wyglądał tak samo jak co roku. Wszędzie były rozgadane rodziny, matki cicho szlochały i przytulały swoje dzieci żegnając je, a ojcowie zaś stali za nimi z rękami na ramionach swoich żon patrząc z duma na swoje pociechy. Na całej stacji panował duży harmider i hałas rozmów im towarzyszącym. Dziewczyna stała jeszcze chwilę przed wejściem do pociągu przyglądając się tym wszystkim żegnającym się rodziną i witającym się przyjaciołom. Patrząc na to wszystko zrobiło jej się niedobrze, nigdy nie przepadała za czułościami i nigdy zbytnio ich nie doświadczała. Weszła powoli do jednego z wagonów z wysoko podniesioną głową i z zamiarem odnalezienia przyjaciół. Przemierzając korytarz patrzyła na przerażone twarze wszystkich uczniów, którzy usuwali jej się z drogi. Nagle dotarły do jej uszu krzyki dobiegające z końca przedziału. Carmen nagle przyspieszyła kroku by zobaczyć co się tam dzieje.  

Non omnis morial《Tom Marvolo Riddle》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz