Deszczowa noc

8 0 0
                                    

Wreszcie gdy ten dzień w szkole dobiegł końca, wybiegłam uradowana. Nie zniosłam już tego... Musiałam odpocząć, chociaż... Tak właściwie nic dzisiaj konkretnego nie zrobiłam. Ale to co wydarzyło się w ostatnich dwóch dniach mnie dobijało. Szczerze mówiąc?
Za bardzo się tym chyba przejmowałam...
Ale no. Nie mogłam nad tym zapanować.
Gdy byłam już w moim pokoju, rzuciłam wszystko na podłogę. Miałam wszystko gdzieś. Byłam w tak złym humorze jak nigdy. Było to do mnie nie podobne.
Zaczęłam się zastanawiać jak poprawić swój humor. 
Właśnie wpadłam na pomysł - zadzwonię do Alyi, ona zawsze umie poprawić mi humor.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, i zadzwoniłam do niej.
Po paru sekundach na ekranie telefonu widniał napis ,,nieodebrane połączenie"
No niestety...Nie odebrała. W takiej chwili mogłam liczyć tylko na siebie
Usiadłam na łóżku i zaczęłam nad tym wszystkim rozmyślać
Chodź wiem... Nie potrzebnie. 
Właśnie wtedy przypomniałam sobie propozycję Adriena
Ale...Nie dałabym rady przy nim w ogóle cokolwiek wykrztusić.
Po krótkim zastanowieniu zrezygnowałam. 
Usiadłam i zakryłam twarz rękoma. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. 
- Tikki... - Odezwałam się tak ponuro, że w moim głosie nie dało się nie usłyszeć ze coś jest nie tak.
- Marinette... Nigdy Cię takiej nie widziałam.. 
- Tak... To prawda. Co ja mam zrobić Tikki? 
- Pamiętaj nie załamuj się.. Wiesz jaki jest władca ciem. Po za tym świeże powietrze zrobiłoby ci dobrze
- Masz rację Tikki. 
Wstałam, ubrałam bluzę, bo już się ochładzało i wyszłam z domu.
Szłam środkiem miasta. Przeszłam obok domu Adriena, ale nie odważyłam się u niego zawitać.
Szłam nie zważając na nic. Niebo już było ciemne, pokryte gwiazdami. 
Przyznam... Widok był piękny.
Jednak.. Mój nastrój wiele się nie zmienił
Chciałabym o tamtym najchętniej zapomnieć, ale nie mogłam...
Alya nie odbierała,  Adrienowi nie dam rady tego powiedzieć..
Sama nie dam rady sobie poprawić humoru...
Gdy była już 18:00 postanowiłam wracać do domu. Była to odpowiednia pora. 
Moja głowa przechyliła w dół. Mój ponury wzrok ujrzał ławkę, tuż koło mnie.
Więc sobie usiadłam, nie miałam nic do stracenia. 
Oparłam łokcie o kolana, a ręce na policzkach. Siedziałam tak bez celu. 
Tikki wciąż powtarzała mi żebym była ostrożna. 
I wtedy miałam ochotę zmienić się w biedronkę, w kogoś innego.. ale nie mogłam.
Moje oczy powędrowały ku niebu pełne gwiazd.
Właśnie wtedy... zobaczyłam czarnego kota.
Nie wiedziałam czy to dobry moment czy nie. 
Chciałabym jednak mu się wyżalić... 
Może wyżalenie się mu byłoby dla mnie ulgą?
siedział on na dachu... Tuż koło ławki na której siedziałam ja.
On niestety na razie nie zauważył mnie...
Może go też coś trapiło? - Pomyślałam 
- No właśnie...On też ma swoje problemy... Eh. Na niego też nie będę mogła liczyć - odparłam szepcąc 
Wstałam, otrzepałam ubrania.
Otarłam moje oczy, ponieważ czułam że są wilgotne. 
Pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę parku, przez który nie dawno przechodziłam.
Czarny kot wybrał zły moment... Odwrócił się by zejść z dachu, i zauważył mnie.
- Marinette? Co ona robi tu o tej porze? - Szepnął zdziwiony.
Zeskoczył z dachu, i podbiegł do mnie.
- Marinette! Czekaj! - Powiedział to na tyle głośno bym to usłyszała.
Stanęłam. Nieruchomo wpatrywałam się przed siebie. 
Nie chciałam by mnie zauważył... Nie chciałam sprawić mu problemu. 
Ale jednak, zauważył mnie.
Obróciłam się, a moje oczy powędrowały na ziemie.
Nie chciałam nic mówić. Moje zachowanie było dziwne. 
Wiedziałam w głębi serca że nic się poważnego NIE stało.
Zrobiłam kilka kroków w stronę czarnego kota. Chciałam go najchętniej przytulić. 
Chciałam poczuć  ciepło którego dotychczas nie czułam. 
Po chwili zatrzymałam się... 
Znowu..zrezygnowałam. 
Nikt z nas się nie odzywał. Wiedziałam że coś go trapi. 
Więc ja odezwałam się pierwsza
- No już. Mów, śmiało. Co Cię strapi czarny kocie? - Powiedziałam to zdecydowanym tonem głosu. Chciałam by to on mnie o to zapytał, ale myślę że moje problemy są tandetne. 
- Zauważyłaś? 
- Nie dało się tego nie zauważyć. Myślę że bez powodu nie przemieniłbyś się w czarnego kota... I w dodatku o tej porze. 
- Eee tam.. Problemy z ojcem.. Oznajmił niechętnie. 
Podniosłam wzrok z ziemi, na czarnego kota.
- Ojej... - Nie wiedząc co powiedzieć po prostu westchnęłam a po chwili go pocieszyłam.
- Nie przejmuj się tym. Wiem że to może być trudne, ale może twój ojciec też ma problemy? Poczekaj aż ochłonie a potem z nim porozmawiaj. - Powiedziałam to nie chętnie, bo wiedziałam że jestem słaba w pocieszaniu innych.
- Dzięki. Ale wiedzę że u Ciebie jest gorzej..
- Mhh.. - Pomachałam głową przecząco. - Nie jest gorzej. Moje problemy są żałosne.
- Na pewno nie. Najmniejsze problemy mogą sprawić jeszcze większą przykrość... 
- Tak sądzisz?  
- Tak, bo tak właśnie jest - uśmiechnął się do mnie, jakby rozmowa ze mną poprawiała mu humor 
- Wiesz co? Jesteś podobna do mojej partnerki... (biedronki)  
- Bo nią jestem - chciałam tak powiedzieć, jednak wiedziałam że nie mogę.
- Odprowadzić Cię? Po ciemku, takiej pięknej dziewczynie niebezpiecznie chodzić  samej - Uśmiechnął się do mnie tak słodko że nie mogłam przestać na niego patrzeć. 
- N-nie sprawiłoby ci to dużego problemu...? - Zapytałam nieśmiele.
- Pewnie że nie! A teraz nie gadaj i chodź! 
Wziął mnie na ręce. Było to tak słodkie że nie mogłam powstrzymać się od rumieńca na moich policzkach.
Gdy byliśmy już na balkonie w moim pokoju czarny kot mnie odstawił.
- Dziękuję Ci bardzo! Nie chciałbyś może czegoś zjeść w podzięce? Mam dużo dobrych makaroników! 
- Wiesz... ~
- Oj nie daj się prosić! - Złapałam go za nadgarstek i wciągnęłam go do mojego pokoju.
Po chwili wyciągnęłam z szuflady tace z makaronikami, które mama dała mi przed wyjściem do szkoły. 
Poprowadziłam go tak, by usiadł na łóżku.
- Częstuj się! 
Wyciągnęłam tace z makaronikami w jego stronę. Uśmiechnęłam się szeroko aby zauważył że mi na tym zależy.
- Marinette...
- Nie marudź i jedz! - Powiedziałam zdecydowanym głosem 
Wziął jeden makaronik do rąk, po czym włożył do ust. 
Wyczekiwałam niecierpliwie, z nadzieją że mu zasmakują. 
- I jak? - Zapytałam 
- Mmm ... szo napławde pyszne! - Powiedział z pełną buzią, po czym wziął drugiego.
Ja uśmiechnęłam się, i pokazałam swoje bielutkie zęby. 
Było mi naprawdę bardzo miło. To spotkanie bardzo poprawiło mi humor. 
Po godzinie czarny kot opuścił mój pokój i się pożegnał. Podziękował, i poszedł. 
Usiadłam na łóżku. Mój humor poprawił się niezmiernie. 
Byłam szczęśliwa jego obecnością. Zmieniłam o nim zdanie. Jest naprawdę troskliwy i kochany.
Po chwili zasnęłam. 
Gdy się obudziłam było już rano. Zaczął się nowy dzień. 
Wstałam, po czym ubrałam na siebie czarne spodnie z delikatnymi szarpnięciami, bluzkę, i fioletową bluzę. 
Uczesałam włosy, i zostawiłam je rozpuszczone. Zrobiłam swoje potrzeby w toalecie, wykąpałam się w miarę szybko, jak to było możliwe, a potem zeszłam na dół. 
Mama oczywiście czekała na mnie z śniadaniem.
Podziękowałam, zjadłam, a potem wyszłam. 
Gdy weszłam do szkoły napotkałam od razu Alyę i Lilę razem.
Od razu zmieniłam zdanie - coś musiało być na rzeczy - pomyślałam. 
Ominęłam je, Alya mnie na szczęście nie zauważyła. 
Gdy weszłam do klasy, w ławce był tylko Adrien i i Chloe. Najwidoczniej inni są na przerwie.
Kierowałam się stronę mojej ławki. 







1141 słów



You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 21, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

-Odnaleźć szczęście-Where stories live. Discover now