Okej, wymyśliłam coś, co nie będzie (chyba) cierpieniem dla waszych oczu, napiszę to, zanim zapomnę.
"Jak BTT się poznało"
Francuz w pięknej, jasnoczerwonej sukience i splecionymi kokardą włosy siedział na łące i co? Oczywiście, że denerwował Brytyjczyka.
-Odwal się wreszcie ode mnie!- krzyczał młodszy gdy starszy zaczepiał go.
-Nie ma mo-huh?- nie skończył tak często tamtego dnia powtarzanego słowa, gdyż jego uwagę przykuło coś innego...słyszał on...piękny dźwięk gitary...nigdy nie wysłuchał takiej cudownej melodii.-Anglettere? Też słyszysz tą cudowną pieśń?
-Zwidy masz? Ja nic nie sły-ej wracaj tu!- nie mógł dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż Francja biegł, chcąc znaleźć źródło tej piosenki...musiał...chciał tego...bardzo...Po około pół godzinie był cały czerwony i zdyszany, ale dotarł...do knajpy?
-Hm? Nie gadajcie, że w tak prostackiej knajpie znajduje się ten cudowny dźwięk...dobra Francis! Ogarnij się! Cel uświęca środki!- niepewnie wszedł do drewnianego budynku.
Nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi, Francuz dzięki temu doznał ogromnej ulgi...I znów usłyszał tą melodię...mimo ogromnych tłumów, jedyne co słyszał to ona...miał pewność, że to, czego poszukiwał, było blisko.
Okej, teraz tylko znaleźć to, skąd pochodzi ta pieśń pomyślał Francja i zaczął przechadzać się między stolikami, cierpliwie szukając tego, kto albo co odgrywał tą piosnkę, pytając tutejszych gości o to coś, lecz oni nic nie słyszeli...
Wreszcie jednak znalazł.
Gdzieś w rogu sceny na środku pomieszczenia siedział niewiele większy od niego zielonooki, miał brązowe i krótkie włosy oraz ciemną karnację. Co jednak najważniejsze...grał on na gitarze...tą melodię, której Francis poszukiwał...
Francja pełen radości podbiegł do niego.
-Hej! To ty jesteś tym, który tak pięknie gra?- zapytał się niższy, na co na poliki latynosa wstąpił rumieniec.
-Poważnie sądzisz, że jest piękna? Wiesz, jestem tylko amatorem...
-Niemożliwe!
-A jednak
-...nie czujesz się trochę samotnie, grając tak sam dla siebie?
Brązowowłosy spuścił głowę, przerywając grę.-Trochę...- to jedyne, co usłyszał Francis w odpowiedzi.
Francuz nie chciał dopuścić, żeby taki "artysta" grał sam, więc rozejrzał się po scenie.
Zauważył na środku piękne, czarne pianino, nie wyglądało na stare, wręcz przeciwnie.
Francja uśmiechnął się szeroko, kiedy pewien pomysł przyszedł mu do głowy. Szybko podbiegł do instrumentu i usiadł na krzesełku.
Zielonooki spojrzał na niego i widząc, co zrobił, zaczął grać na gitarze, mimo że znali się dopiero kilka minut, już czuł, że rozumie go bez zbędnych słów.
Niebieskooki w myślach załapał rytm i zaczął akompaniamentować na pianinie do melodi, brzmiało to cudownie.
Nagle, niewiele po rozpoczęciu duetu, chłopcy usłyszeli na scenie uderzanie o podłogę. Od razu odwrócili się w stronę dźwięków.
Gdzieś między końcem sceny a pianinem siedział kolejny nastolatek, wyglądał on dość dziwnie, włosy białe jak śnieg, oczy natomiast czerwone jak róże.
Cała trójka chwilę milczała, po czym wszyscy uśmiechnęli się jakby równo.
Latynos wstał, a Francis uniósł rękę w górę odliczając rozpoczęcie gry.
Gdy palce Francuza pokazały koniec odliczania i wylądowały na klawiszach, rozpoczęła się gra, Francja grał na pianinie, zielonooki na gitarze, a albinos wystukiwał rytm klaskając, tupając, pstrykając i uderzając dłońmi o podłogę.
Wszystko to brzmiało cudnie...chłopcy poczuli do siebie ogromną więź, kiedy tylko się zobaczyli...znali się dopiero kilka sekund ale już wiedzieli, że to ich złączy na zawsze...
Kiedy skończyło cudowną melodię wszyscy goście zaczęli im klaskać. Chłopcy wzdrygnęli się i spojrzeli na nich.
Piosenka była tak piękna i skoczna, że wszyscy goście podnieśli się i zaczęli tańczyć, nie wiadomo jak nastolatkowie tego nie zauważyli.
Cała trójka spojrzała po sobie uśmiechnięta, po czym podeszli do krawędzi sceny w stronę tłumu, chwycili się za ręce i ukłonili, za co dostali ogromne brawa.
Gdy byli tak uchyleni, albinos powiedział.
-Jestem Gilbert, personifikacja Prus.
-Antonio, personifikacja Hiszpani- odezwał się latynos.
-...Francis, personifikacja Francji- rzekł Francuz.Od tamtego dnia trójka była nierozłączna. Robili wszystko razem, cierpieli, płakali, lecz również śmiali i wygłupiali się.
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od jednej, prostej melodi...