Konsekwencje imprezy

25 1 0
                                    

Obudziłem się. Przetarłem swoje zmęczone oczy i rozejrzałem się po pokoju, w którym się znajdowałem. Po prawej stronie były zabałaganione półki, na przeciwko mnie drewniane drzwi ze srebrnym kluczykiem w zamku, a po lewej stronie leżała osoba z krótkimi czerwonymi włosami. Nie pamiętam, żebym znał jakąś osobę o takim kolorze włosów. Twarzy nie mogłem zobaczyć, ponieważ ten człowiek był zwrócony plecami do mnie.

Zdjąłem kołdrę ze swojego ciała i zorientowałem się, że nie miałem na sobie żadnej części garderoby, nie licząc czarnych bokserek z Calvina Kleina. Z całych sił próbowałem przypomnieć sobie co się wtedy wydarzyło, że obudziłem się z randomową osobą w łóżku, ale nic nie pamiętałem. Od kupna drinka alkoholowego urwał mi się film. Tylko wiedziałem to, dlaczego poszedłem na tą durną imprę. Na biurku obok łóżka znajdował się mój telefon. Z lekkim trudem sięgnąłem po niego. Musiałem nieźle wypić, że było grubo po czternastej. Na szybko sprawdziłem czy przypadkiem nie wysłałem do kogoś wiadomości. Na szczęście było czysto. Żadnej wiadomości z wczorajszego dnia.

-Od kiedy nie śpisz?- usłyszałem zaspany męski głos.

Odwróciłem się w stronę tej osoby. To był chłopak o dużych, szmaragdowych oczach i ostrych rysach twarzy.

-Uh, od niedawna, mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

-Nie no spoko, ogółem wcześniej się obudziłem, ale ze względu, że ty jeszcze spałeś to nie wstawałem z łóżka i jakoś mi się przysnęło.

Chłopak szeroko się uśmiechnął i zobaczyłem jego białe zęby.

-A jak... Ym, do tego doszło?- spytałem się, czując, że robię się lekko czerwony.

-Do czego?-uśmiech nie schodził mu z twarzy, a nawet sprawiał wrażenie, że się coraz bardziej zwiększał.

-Ehh, nie wierzę, że to mówię, ale jesteśmy prawie nadzy, leżymy w jednym łóżku. Co innego można robić?

-To się mój drogi nazywa magia alkoholu, nawet hetero boy, wtedy może to zrobić z tą samą płcią.

W tamtym momencie nie interesowało mnie skąd wiedział, że jestem hetero, a nie na przykład bi. Bardziej martwiłem się o co innego.

-Co?! -nieumyślnie podniosłem swój ton -Czy my ze sobą ten tego?!

Nieznajomy chłopak lekko skrzywił głowę w prawą stronę i delikatnie zmrużył oczy, pytając czy ja naprawdę nic nie pamiętam. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że ani jednego momentu z nim związanego nie przypominam sobie. Czerwonowłosy na moje słowa westchnął, a jego kąciki ust opadły. Mogłem stwierdzić śmiało, że bez uśmiechu wyglądał tak groźnie, że gdybym go w nocy spotkał na ulicy to chyba bym się zesrał. Chłopak z pozycji leżącej usiadł na łóżko. Część kołdry odkryła jego klatkę piersiową i trochę brzucha. Tak jak myślałem on też nie miał ubrań na sobie. Muszę przyznać, że był szczupły i przez ułamek sekundy myślałem, że cierpiał na anoreksję.

-Jestem Matt -mówiąc to wyciągnął do mnie rękę, a jego uśmiech powrócił na miejsce.

-Ja David.

Uścisnąłem jego dłoń. Wydawało mi się, że jego dotyk przeszywał mnie na wylot. Na szczęście to trwało tylko chwilę, ale wydawało się, że conajmniej z kilka minut. To było cholernie dziwne uczucie.

-Wybacz, że nie zapamiętałem nawet twojego imienia.

Nawet nie wiedziałem po co go w ogóle przeprosiłem. Spojrzałem w jego zielone oczy i zrozumiałem, że uśmiech, który miał w tym momencie różnił się od tamtego z początku rozmowy. Ten nie był szczery.

-E tam, zdarza się -wzruszył ramionami i spojrzał mi prosto w oczy, a jego uśmiech nadal nie był prawdziwy -To może poszukamy naszych ubrań?

Zgodziłem się na to. Zaczynało mi się robić zimno i pewnie znając moje szczęście (lub pecha) przeziębię się. Nieważne, że dopiero parę dni temu wyleczyłem się z zapalenia płuc, widać jak ciągnie mnie do tego szpitala połączonego z psychiatrykiem. Okropne miejsce.

Kątem oka widziałem jak Matt podnosił się z łóżka. Był cholernie wysoki. Miał 1,9m jak nie więcej. Pamiętam jak się chwaliłem moim 1,8 teraz to się najwyżej mogę zamknąć.
Swoje podarte i lekko starte jeansy znalazłem pod łóżkiem. Naprawdę nie chciałem myśleć jakim cudem się tam znalazły. Nie dzisiaj.
Z bluzką i z bluzą było gorzej. Nie mogłem ich znaleźć. Sprawdzałem miejsca za szafą, pod półkami, a nawet też pod śmieciami z podłogi.
Ktoś tu będzie musiał wracał z gołą klatą do domu. Zapalenie płuc i pobyt w szpitalu było tak pewne jak to, że w tym roku na święta Bożego Narodzenia podadzą pierogi. A to jest tradycja w polskich rodzinach.
Ubrania Matta leżały w łóżku. Czarne jeansy, morowa bluzka i biała bluza z czaszką. Miał spoko stylówkę.

-A ty tak idziesz? - parsknął śmiechem chłopak.

-No jeśli mi nie pomożesz to tak.

-A no to pa!

Chłopak podszedł do drzwi i chciał położyć dłoń na klamce, ale w ostatnim momencie się rozmyślił. Odwrócił się w moją stronę. Zdjął swoją białą bluzę i rzucił w nią we mnie.

-Tylko nie pobrudź jej, bo życie ci nie będzie miłe -dodał na pożegnanie z szerokim uśmiechem i poszedł.

Zostałem sam z jego bluzą. Nie wiedziałem co miałem o tym sądzić, ale ubrałem ją. Nie chciałem po raz drugi mieć problemów z płucami. Bluza była trochę za duża, ale mi to nie przeszkadzało. Było w niej wygodnie. Wstałem i jeszcze raz sprawdziłem telefon. Dzwoniła do mnie matka jakoś z sześć razy. Pewnie już wydzwaniała na policję, że coś mi się stało, bo miałem do niej zadzwonić wieczorem. Zapomniałem, okej? Zawiedziony moją chwilą słabości przez którą to wszystko było spowodowane (emocje wtedy mną kierowały) schowałem ręce do kieszeni w bluzie. Poczułem coś. Jak się okazało to była karteczka. Ostrożnie ją rozwijałem, aby jej nie podrzeć. Było na niej coś dziwnego napisane. Wtedy nie wiedziałem, że to była jedna z jego gier.

Gorzka zemstaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz