Brunet niechętnie sięgnął dłonią po kopertę pozostawioną na stole przez jego żonę. Koperta była lekko pognieciona ale jedyny napis jaki na niej widniał to koślawo napisane "Andrés" więc nie było to zasługą poczty. Delikatnie rozciął nożem papier, spodziewając się od kogo mógłby dostać list, rozpoznając charakter pisma.
Kiedy już wyciągnął z koperty kartkę, rozłożył ją i jego oczom ukazał się dość długi tekst, po którym szybko przejechał wzrokiem, zatrzymując się na podpisie, umieszczonym gdzieś na dole strony.
Mój drogi!
Nie miałem siły powiedzieć ci czegokolwiek z tego listu w twarz, nie dałbym rady ale nie wiem w sumie dlaczego. Nie dałbym też rady zadzwonić czy poprosić kogoś by ci to przekazał. Chce dać ci czas na to wszystko, bo to co chce ci powiedzieć nie jest łatwe, a przynajmniej nie dla mnie. Boje się, odrzucenia, boje się straty, boje się, że tylko wszystko zniszczę, a tego chyba bym nie przeżył.Mężczyzna zrobił chwilę przerwy, widząc kilka linijek odstępu. Może autor miał na myśli przerwę, wiedząc, że Andrés będzie jej teraz potrzebował, a może po prostu ślady po łzach, widniejące na papierze w tym miejscu, przeszkodziłyby w dalszym pisaniu?Rozprostował się na krześle i przełożył list do wolnej dłoni, drugą drapiąc się po kilkudniowym zaroście.
Nawet nie wiem jak zacząć. Czuję się jak dziecko, bezradnie i żałośnie. Andrés.., Nie wiem jak zareagujesz ale chcę żebyś to wiedział, chce żebyś wiedział to jeszcze przed tym jak zaczniecie z Sergio całą akcję.
Andrés, ja cię kocham. Nie jak przyjaciela, nawet nie jak brata. Zakochałem się i nie umiem sobie wmówić, że nie jesteś dla mnie, że ktoś inny zajął miejsce w twoim życiu.
Serce bruneta na chwilę stanęło. Odłożył kartkę z powrotem na stół, wiedząc, że jest dopiero w połowie. Przetarł twarz dłońmi. Był zmieszany. Czuł jednocześnie złość, tęsknotę, smutek i bezradność.
Martin przez cały ten czas, cały okres ich znajomości czuł coś do niego, a on tego nie zauważył. Zasłaniając się kobietami, próbował wybić sobie z głowy to, że ten niski szatyn tak cholernie go pociąga, pociąga go o wiele bardziej niż którakolwiek z jego żon. Próbował sobie wmówić, że ich relacja to tylko bardzo silna przyjaźń, która nie ma prawa zmienić się w nic więcej.
Już żałuję, że to napisałem, ale nie potrafiłbym tak siedzieć i przy następnym spotkaniu po prostu znów udawać, że wcale nie chce się w ciebie wpatrywać godzinami i nie odrywać od ciebie wzroku. Mam nadzieję, że przez ten list nie zakończę naszej znajomości, bo nie o to mi chodziło.
Zmieniając lekko temat, jeżeli dalej czytasz ten list, w co szczerze wierzę, chce żebyś wiedział, że najchętniej zamknął bym cię gdzieś, tak żebyś nie mógł uczestniczyć w tym napadzie. Niby wszystko ma się odbyć bez rozlewu krwi ale jest to wręcz niemożliwe, że nikt na tym nie ucierpi i martwię się, że jako dowódca w mennicy, właśnie ty możesz polec.
Andrés, nie mam pojęcia jak zareagujesz ale boje się, że nie tak jak chciałbym. Daj sobie chwilę na przemyślenia po przeczytaniu moich wypocin, nie chcę, żebyś zareagował zbyt pochopnie.
Martin
Brunet wciąż oszołomiony treścią listu, odłożył go na stół. Jak mógł być tak głupi? Schował kartkę z powrotem do koperty, a kopertę do kieszeni szlafroka. Pobiegł do sypialni, przebrał się i wciskając żonie najtańszą wymówkę, udał się do szatyna. Nie zrobił tak jak ten go poprosił, bo nie usiedziałby na miejscu, dając sobie czas na zrozumienia.
Kiedy już znalazł się pod jego drzwiami stał pod nimi dłuższą chwilę, bojąc się zapukać. W końcu nacisnął na dzwonek i usłyszał jego stłumiony dźwięk. Następnie usłyszał kroki i dźwięk przekręcanego zamka.
— Andrés? — szatyn wydukał nerwowo, lustrując bruneta wzrokiem.
Zatrzymał się na dłoni, w której wyższy trzymał pogniecioną kopertę.
— Mogę wejść, porozmawiać? — spytał.
— Jasne — uśmiechnął się, próbując ukryć stres, który aktualnie zżerał go od środka.
— Przeczytałem Twój list — brunet zaczął siadając na kanapie.
Delikatnie musnął dłonią puste miejsce obok, co nie umknęło uwadze Martina.
— Prosiłem, byś nie podejmował pochopnych decyzji — usiadł na miejscu, które wskazał mu Andres.
— Jestem głupi — uśmiechnął się nerwowo, na co szatyn zmarszczył brwi.
— Co masz przez to na myśli?
Na chwilę ich spojrzenia się spotkały i nawet nie poczuli kiedy ich twarze niebezpiecznie się do siebie zbliżyły. Brunet powoli, wciąż bacznie wpatrując się w oczy drugiego musnął swoimi wargami, te Martina, po czym delikatnie się odsunął, tak jakby nie był pewny tego co robi.
W zielonych oczach zaczęły zbierać się malutkie łezki, czego nie sposób było nie zauważyć. Wyższy jeszcze raz dotknął usta szatyna, tym razem na chwilę dłużej, a kiedy zrobił to po raz trzeci, zielonooki jakby zmęczony grą wstępną, położył dłoń na szyi drugiego i delikatnie przyciskając go do siebie, zmusił go do dłuższego pocałunku.
Usta Martina smakowały wytrawnym winem i Andrés uznał za niemały wyczyn to, że dał radę się od nich choć na chwilę oderwać by móc nabrać powietrza.
Wciąż nie odrywając się od ust drugiego, brunet niezdarnie zmienił pozycję i teraz siedział na szatynie okrakiem. Cicho lecącą w tle muzykę zagłuszały zdyszane oddechy, co chwila wypuszczane z ich ust.
Powoli zaczął się dobierać do podkoszulka szatyna, spokojnie go zdejmując, co wymusiło na nic chwilę przerwy od pocałunku.
Odwrócili się i teraz to zielonooki siedział na drugim, dzięki czemu wyższy mógł podtrzymać Martina za pośladki.
— Andrés — odsunął się i wtedy brunet zauważył wciąż widoczne w oczach łzy — nie powinniśmy.
— Chodzi o Tatianę?
Szatyn pokiwał głową a drobne łezki spłynęły po jego policzkach. Brunet wtulił go w siebie.
— To już jutro, cholera — zielonooki mruknął.
— To dopiero za pięć miesięcy — wyższy złapał drugiego za policzki, wymuszając na nim by się na niego spojrzał. — Wszystko będzie dobrze, jeszcze wrócę do ciebie z pieniędzmi, porzucę Tatianę i razem gdzieś uciekniemy — uśmiechnął się ciepło.
***
Martin jak zwykle usiadł już z samego rana przed telewizorem, tak aby mógł na bieżąco śledzić przebieg napadu. Z każdą kolejną godziną stres zżerał go coraz bardziej. Często kończyło się to tak że rezygnował z posiłku czy nawet snu.
Oni byli już blisko, czuł to, czuł, że niedługo znów zobaczy się z Berlinem i tak jak ten mu obiecał, uciekną gdzieś tylko we dwoje.
„Kolejny z groźnych bandziorów martwy!” głosił ogromny, kolorowy napis na ekranie. Zaraz pod nim wyświetliła się twarz Andresa a obok wesoła dziennikarka mówiąca o całym zdarzeniu.
— Nie posiadamy zbyt wielu informacji jak na ten moment, ale krążą plotki, że zbirom udało się zbiec z milionem euro, za to policja uśmierciła jednego z nich,
Andrésa de Fonollosa, znanego również pod pseudonimem "Berlin". Z tego co nam wiadomo, Berlin zatrzymał policję, nie dopuszczając jej do reszty gangu, poświęcając przy tym swoje życie.Szatyn zatopił twarz w dłoniach, kiedy łzy ciurkiem poleciały mu po policzkach. Stracił go, tym razem naprawdę.
CZYTASZ
𝐲𝐨𝐮𝐧𝐠 𝐚𝐧𝐝 𝐛𝐞𝐚𝐮𝐭𝐢𝐟𝐮𝐥 ❧ 𝐛𝐞𝐫𝐥𝐢𝐧 𝐱 𝐩𝐚𝐥𝐞𝐫𝐦𝐨
Fanfictionwill you still love me when I'm not longer young and beautiful? will you still love me when I got nothing but my aching soul? - angst - cover by @atelic- - © atelic- ; 2020