Obudziło mnie nadzwyczaj jasne światło słoneczne wkradające się do pokoju przez szparę między zasłonami. Promienie lądowały prostu na mojej twarzy, którą za wszelką cenę starałam się teraz osłonić.
Gdy próbowałam uchylić powieki moją głowę przeszył okropny ból. Nie mam pojęcia co mogło go spowodować- fakt, jest sobotni poranek, jednak ja zdecydowanie nie należę do osób cierpiących na kaca. Po prostu nie piję alkoholu, a jeśli już to robię, to muszę mieć do tego naprawę dobry powód.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym jak właściwie wyglądał mój poprzedni dzień, ale na marne. Wszelkie obrazy pozostawały jakby za mgłą.
Po chwili udało mi się swobodnie otworzyć oczy. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. W pomieszczeniu panowała błoga - choć momentami bardzo irytująca cisza.
W końcu wstałam, rozsunęłam zasłony i wyszłam na balkon. Widać z niego całą główną ulicę. Musiało być dość wcześnie, nie zdołałam zauważyć ani jednej osoby na drogach mojego - zazwyczaj tętniącego życiem przedmieścia. Nie mogłam też znaleźć telefonu aby potwierdzić swoje przypuszczenia.
Za oknem ukazywał mi się widok, który dosłownie zapiera dech w piersiach. Jeden z momentów, w których miałoby się ochotę pozostać na zawsze.
Słońce leniwie wznosiło się ku górze zapowiadając zadziwiająco ciepły dzień zważając na to, że w kalendarzu jest dopiero marzec.
Głęboko odetchnęłam rześkim porannym powietrzem. Dopadła mnie lekka nostalgia oraz smutek na myśl o tym że tak wiele osób nie zwraca dziś uwagi na tak piękne i jednocześnie proste rzeczy, które nas otaczają. Na rzeczy, które mamy od tak, na wyciągnięcie ręki, bez konieczności jakiegokolwiek zabiegania o nie.
W trakcie rozmyślań nogi pokierowały mnie z powrotem do łóżka.
Obudziłam się dziś z dziwną lekkością wypełniającą moje ciało. Czułam, że mam w sobie ogromne zasoby energii, które chciałabym tego dnia jak najlepiej wykorzystać.
Mogłabym więc zacząć swój poranek rodem z instagramowego stories;
Poranny jogging, podczas którego jak zawsze goniłby mnie pies sąsiadów. Pożywna owsianka na śniadanie, którą zawsze musiałam przedobrzyć i kończyło się to zostawianiem połowy porcji. Poranne porządki w sypialni, okazujące się porządkami generalnymi całego domu, długi prysznic, kompletny makijaż i kolejna sesja zdjęciowa. Na koniec jeszcze obiad, który w praktyce tak naprawdę stawał się kolacją i usypianie przy serialu o trzeciej nad ranem. Oczywiście wszystko musiało zostać udokumentowane w moich socialach. Inaczej jak inni mieliby się dowiedzieć o tym jak bardzo zorganizowana jestem, ile produktywnych rzeczy robię w ciągu dnia, co jadłam i co oglądałam?
Imponujące? Fikcyjne. Mogłabym robić tak nadal. Od dłuższego czasu nie jestem osobą tego typu. W pewnym momencie życia - takie mam wrażenie, tak bynajmniej było ze mną - traci się motywację do prób oszukiwania własnej osoby. Moje życie jest w ciągłym biegu, cały czas na najwyższych obrotach.
Moi rodzice to pracoholicy. Nigdy nie ma ich w domu, nawet jeśli się pojawią w ich rękach wciąż tkwią jakieś dokumenty. Właśnie to stało się dla nich priorytetem. W trakcie starania się o utrzymanie naszego życia rodzinnego na wyższym poziomie paradoksalnie je rozwalili.
A co ze mną? W tym roku piszę maturę, zostało mi kilka miesięcy na wybranie odpowiedniej uczelni.
Moja rzeczywistość wygląda więc tak, że całe dnie spędzam w szkole, w książkach oraz w pracy. Robię to dla siebie samej. Mogłabym brać pieniądze od rodziców, nawet na to nalegają, nie brakuje im ich. Ale dla mnie to coś więcej. Chcę zacząć żyć już sama dla siebie, swoim własnym życiem, które powoli zaczynam układać na swoich własnych zasadach. I teraz jak nigdy dotąd czuję że wszystkie karty leżą już na stole i pora na mój ruch - a on musi być doskonały. Teraz nie mam czasu na jakiekolwiek choćby najmniejsze pomyłki.
CZYTASZ
Raven Tears
Teen FictionPodobno jeśli w naszym życiu zdarzy się coś drastycznego zmienia nas to na zawsze. W moim wypadku wystarczyło jedno mrugnięcie aby wszystko legło w gruzach. Wtedy jednak zrozumiałam pewną rzecz. Zmienia nas każda podjęta przez nas decyzja. Albo sta...