❛ 𝑀𝑖ł𝑜𝑠́𝑐́ 𝑡𝑜 𝑒𝑚𝑜𝑐𝑗𝑜𝑛𝑎𝑙𝑛𝑦 𝑟𝑜𝑙𝑙𝑒𝑟𝑐𝑜𝑎𝑠𝑡𝑒𝑟 𝑡𝑦𝑠𝑖𝑎̨𝑐𝑎
𝑢𝑐𝑧𝑢𝑐́, 𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑒 𝑠𝑎̨ 𝑧𝑒 𝑠𝑜𝑏𝑎̨ 𝑠𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑛𝑒. 𝑊𝑝𝑟𝑎𝑤𝑖𝑎
𝑠𝑤𝑜𝑗𝑎̨ 𝑜𝑓𝑖𝑎𝑟𝑒̨ 𝑤 𝑠𝑡𝑎𝑛, 𝑧 𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑝𝑜𝑠𝑜́𝑏
𝑢𝑐𝑖𝑒𝑐. 𝐶𝒉𝑎𝑟𝑎𝑘𝑡𝑒𝑟𝑦𝑧𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖𝑒̨ 𝑟𝑜𝑧𝑘𝑜𝑗𝑎𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚,
𝑏𝑒𝑧𝑢𝑠𝑡𝑎𝑛𝑛𝑦𝑚 𝑚𝑦𝑠́𝑙𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑜 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑜𝑏𝑑𝑎𝑟𝑧𝑜𝑛𝑒𝑗
𝑢𝑐𝑧𝑢𝑐𝑖𝑒𝑚, 𝑤 𝑛𝑖𝑒𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑦𝑐𝒉 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑝𝑎𝑑𝑘𝑎𝑐𝒉 𝑛𝑎𝑑𝑚𝑖𝑒𝑟𝑛𝑦𝑚
𝑟𝑢𝑚𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒𝑚 𝑠𝑖𝑒̨. 𝑀𝑖ł𝑜𝑠́𝑐́ 𝑡𝑜 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑘ł𝑎𝑑 𝑧𝑎𝑏𝑢𝑟𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎,
𝑤𝑦𝑛𝑖𝑠𝑧𝑐𝑧𝑎𝑗𝑎̨𝑐𝑒𝑔𝑜 𝑜𝑟𝑔𝑎𝑛𝑖𝑧𝑚 𝑜𝑠𝑜𝑏𝑦, 𝑘𝑡𝑜́𝑟𝑎̨ 𝑑𝑜𝑝𝑎𝑑ł𝑎.
𝑃𝑜𝑡𝑟𝑎𝑓𝑖 𝑛𝑖𝑒𝑠́𝑐́ 𝑧𝑎 𝑠𝑜𝑏𝑎̨ 𝑔𝑜𝑟𝑠𝑧𝑒 𝑐𝒉𝑜𝑟𝑜𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑧̇ 𝑚𝑎𝑠́𝑙𝑎𝑛𝑒
𝑜𝑐𝑧𝑦, 𝑟𝑢𝑚𝑖𝑒𝑛́𝑐𝑒 𝑐𝑧𝑦 𝑔ł𝑢𝑝𝑘𝑜𝑤𝑎𝑡𝑦 𝑢𝑠́𝑚𝑖𝑒𝑐𝒉. 𝐽𝑒𝑠𝑡
𝑛𝑎𝑗𝑐𝑧𝑒̨𝑠𝑡𝑠𝑧𝑎̨ 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑐𝑧𝑦𝑛𝑎̨ 𝑚𝑜𝑟𝑑𝑒𝑟𝑠𝑡𝑤 𝑜𝑟𝑎𝑧
𝑠𝑎𝑚𝑜𝑏𝑜́𝑗𝑠𝑡𝑤. ❜𝐊olejny poranek niosący ze sobą pasmo nieszczęśliwych wypadków. Zbity kubek i poranione dłonie stanowiły poranny rytuał Gabriela, który przestał liczyć, ile wydał na nowe naczynia. Nie był to jednak jego główny problem — zdążył się przyzwyczaić do wiecznie zabandażowanych rąk i pytań "co ci się znowu stało?", udało mu się nawet wypracować wręcz doskonałe wytłumaczenie będące wrażliwą na zranienia skórą oraz kotem, którego notabene nie posiadał. Czasami miał ochotę na przygarnięcie jakiegoś dachowca, jednak bał się, że przez jego chorobę zwierzę znów trafi na ulicę, czego wolał uniknąć — w jego oczach nikt nie zasługiwał na takie życie.
𝐖ierzchem dłoni starł krew spływającą z kącika ust, komentując całą czynność zmęczonym westchnięciem. Utkwił spojrzenie swoich błękitnych oczu w zakrwawionych fiołkowych kwiatkach, których delikatny kolor w połączeniu z krwią oraz beżowymi płytkami przypominał scenę wyrwaną z książkowego romansu, którego tragedia była wyczuwalna już na samym początku. Pisarze są bezlitośni w miłości, a miłość jest bezlitosna sama w sobie, co nadaje tylko większego dramatu przedstawianym historiom. Gabriel sam pisał swoją, w której główną rolę skradła choroba, której fiołkowe kwiatki kradły mu każdy cenny oddech. Powoli i bezboleśnie rozrastała się w jego płucach, tworząc baśniowy ogród, który by żyć potrzebował nie odwzajemnionej miłości — a anioł miał jej pod dostatkiem. Darzył nią wiele wiele rzeczy, ale tylko jedna z nich powodowała jego powolną śmierć.
𝐖ciąż pamiętał ich pierwsze spotkanie.
𝐒zybsze bicie serca.
𝐏iekące policzki.
𝐃rżenie własnego głosu.
𝐒́wiat stanął dla niego w miejscu, kiedy Diabeł uratował go przed bolesnym upadkiem. Wtedy po raz pierwszy zaparło mu dech w piersi. Przerażenie łączyło się z nieokiełznaną ciekawością, tworząc mieszankę wybuchową, która była w stanie zniszczyć wszystko na swojej drodze. Z czasem przeradzając się w palące ich skóry pożądanie, które wyniszczało młodego Archanioła. Jednak nigdy by się nie przyznał, że to właśnie przebywanie z Lucyferem sprawia mu niewyobrażalny ból. Za bardzo pragnął jego uwagi, dotyku czy głosu, by powiedzieć, przez co traci oddech każdego poranka.
𝐖 nocy budził się zalany łzami, rozpaczliwie łapiąc oddech — fiołkowe kwiatki spokojnie leżały na jego poduszce, pozwalając, by ciepła krew wsiąknęła w biały materiał, który następnie zostanie wyrzucony i zastąpiony nowym. Kochał fiołki; zawsze wydawały mu się takie niewinne, jednak splamione jego posoką stawały się synonimem grzechu, który popełniał każdego dnia, dobrze znając konsekwencje. Anioły nie powinny grzeszyć, powinny być symbolem czystości, niewinności, a on był tego zaprzeczeniem, dlatego teraz za to płacił.
𝐏łacił za każdy skradziony Szatanowi pocałunek.
𝐙a każdy dotyk jego grzesznych dłoni na swym nieskalanym ciele.
𝐙a każdy raz, kiedy ich ciała łączyły się w jedno, a oni krzyczeli swoje imiona z rozkoszy.
𝐆abriel płacił za miłość, którą dał Panowi Piekła.
𝐉ednostronne uczucia zabijały, nie tylko w przenośni. Rozrywały płuca i wylewały się z ust w postaci pokrytych krwią płatków, które z każdym dniem coraz bardziej zabijały. Tysiące wylanych łez nie łagodziło bólu. Przedramiona rozdrapane do krwi nie dawały poczucia ulgi. Posoka kapiąca z brody na białą koszulę nie była symbolem miłości zapierającej oddech. Powolne umieranie stawało się rozpaczliwym błaganiem o szybką śmierć, skłaniało do potwornych czynów.
𝐏otwornym czynem Archanioła było milczenie.
𝐖 ciszy zmywał krew z ust, wypluwał fiołkowe kwiatki, zmieniał brudną koszulę. Bez słowa wychodził z łazienki, by po chwili do niej wrócić, zanosząc się zabijającym kaszlem. Jego płuca pokrył ogród tak gęsty, że powietrze z trudem się przez niego przedostawało. A coraz większa liczba maleńkich kwiatuszków opuszczała jego spierzchnięte usta.
𝐊iedy nie możesz wziąć oddechu, ogarnia cię panika. Gabriela też ogarnęła, kiedy leżąc na łóżku z tomikiem poezji nagle zabrakło mu powietrza. Rozpaczliwie próbował się ratować, jednak rośliny z chorą satysfakcją zamykały swój ogród w jego płucach. Wypluwał pojedyncze kwiatki, których fiolet został zastąpiony czerwienią, rozpływającą się po jego ustach.
𝐌iłość ma kolor czerwony.
𝐊rew ma kolor czerwony.
𝐎ba sprawiają ból.
𝐎ba powoli zabijają.
𝐌aleńkie, delikatne kwiatki wyrosły ze spierzchniętych ust i rozrosły się po całym ciele, sprawiając, że jego śmierć nabrała iście artystycznego brzmienia. Blade i zimne ciało pokryte wonnymi kwiatami, których kolor wprawiał zachwyt, spoczywało na bialutkiej pościeli. Ślady krwi również zostały pokryte roślinami, przez co nie było widać, jak długo umierał i jak się męczył.
𝐏iękno wymaga czasu, cierpliwości i nie raz cierpienia, jednak efekt końcowy wszystko wynagradza. Dlatego Anioł nie wyglądał jak nieszczęśliwie zakochany młodzieniec, lecz jak rzeźba, której twórca poświęcił godziny. Która miała być uhonorowaniem całej jego twórczości.
𝐇anahaki dba, by osoba na nią chora miała piękną śmierć.
𝐁y kwiaty rosnące w jej płucach miały szczególne znaczenie.
𝐁y powoli przyzwyczajać do odebrania oddechu.
𝐁y ukryć ból pod dywanem z delikatnych kwiatów.
𝐁y odejść, zapierając innym dech w piersiach.
CZYTASZ
𝐈 𝐂𝐀𝐍'𝐓 𝐁𝐑𝐄𝐀𝐓𝐇𝐄. archangel gabriel
Short Story· · ─────𝐶𝑎𝑢𝑠𝑒 𝐼 𝑐𝑎𝑛'𝑡 𝑏𝑟𝑒𝑎𝑡𝒉𝑒 𝐼 𝑐𝑎𝑛'𝑡 𝑏𝑟𝑒𝑎𝑡𝒉𝑒 𝐼 𝑐𝑎𝑛'𝑡 𝑏𝑟𝑒𝑎𝑡𝒉𝑒 𝐼 𝑐𝑎𝑛'𝑡 𝑏𝑟𝑒𝑎𝑡𝒉𝑒 𝐼 𝑐𝑎𝑛'𝑡 𝑏𝑟𝑒𝑎𝑡𝒉𝑒 ◈ archang...