I

20 3 2
                                    

Asystent dyrektora Brian Schechter ponownie przewertował dokument w desperackim poszukiwaniu czegokolwiek co pomogłoby mu zrozumieć. W swojej kilkunastoletniej karierze w FBI widział naprawdę wiele i myślał, że nic go już nie zaskoczy, a już na pewno nie kolejny raport terenowy. Przeczytał już i zatwierdził niezliczone ilości takich raportów i, szczerze mówiąc, gotów był uznać cokolwiek nowego czy zaskakującego w jego pracy za cud. Raport, który trafił na jego biurko tego popołudnia był jednak właśnie takim cudem; cudem, którego nikt się nie spodziewał.

Promienie złotego słońca oświetliły cząsteczki kurzu w powietrzu sprawiając, że wyglądały jak małe iskry tańczące nad ogniskiem tuż przed zniknięciem. W biurze panowała duszna, letnia cisza, przerywana jedynie monotonnym szumem klimatyzatora i przejeżdżających za oknem samochodów. Asystent dyrektora bardzo lubił ciszę, pomagała mu ona myśleć. Gdy tylko było to możliwe, wymykał się z zatłoczonych sal konferencyjnych i hałaśliwych korytarzy i szukał schronienia w chłodzie rzadko używanej klatki schodowej, w której mógł zamknąć oczy i pozbierać myśli. Dzisiaj jednak było inaczej - gorąca, lepka cisza w pokoju była prawie nie do zniesienia.

Nie wiedział kiedy zaczął stukać palcami o biurko ze zniecierpliwienia, dopóki nie przerwało mu energiczne pukanie do drzwi. "Proszę" - rzucił niedbale w stronę wejścia, po czym westchnął głęboko, odchrząknął i poluzował krawat.

Drzwi z lakierowanego drewna cicho zaskrzypiały, a zaraz potem stanął w nich średniego wzrostu mężczyzna w czarnym garniturze i staroświeckim krawacie w prążki. Jego ciemne włosy rozrzucone były w nieładzie dookoła twarzy jakby właśnie wstał z łóżka.

-Chciał mnie pan widzieć?

-Tak, agencie. Usiądź. - wskazał ręką na krzesło przed swoim biurkiem, choć było to zbędne, bowiem wizytor był w jego biurze niemal stałym bywalcem i doskonale znał procedurę.

-Agencie Way, ja naprawdę... - zaczął, wpatrując się kolejny raz w raport i unosząc brwi z rezygnacją. W końcu skierował wzrok na mężczyznę. -Nie wiem od czego zacząć szczerze mówiąc... Twój raport jest absolutnie nie do przyjęcia, ale ty już o tym wiesz, prawda?

Czarnowłosy mężczyzna nie odezwał się ani słowem lecz rozłożył ręce w geście udawanej niewiedzy, na co asystent dyrektora tylko westchnął i podszedł do okna, obróciwszy się plecami do agenta Waya. Wpatrując się w ruch uliczny przez rolety zaczął mówić, jak gdyby sam do siebie.

-Musisz zrozumieć, agencie Way, że ja naprawdę jestem bardzo tolerancyjny. Twoja kariera w Quantico była i wciąż jest imponująca, dlatego dotychczas przymykałem oko na twoje poczynania w X-files. Być może nazwiesz mnie sceptykiem, ale ja również w swoim życiu wiele widziałem i też nie zawsze potrafiłem tego naukowo wyjaśnić. Ze względu na moją sympatię do ciebie, agencie, pozwalałem ci na dość swobodne podejście do twoich spraw, jednak ten raport...Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ja także mam nad sobą ludzi, którym będę musiał wytłumaczyć, że według naszych agentów rząd Stanów Zjednoczonych przeprowadza... - Schechter rzucił okiem na otwarty na biurku raport - "eksperymenty na dzieciach mające na celu stworzenie telepatycznej broni"?

-Proszę pana, z całym szacunkiem ale z tego co pamiętam użyłem słowa "metapsychicznej". Poza tym mój raport to prawda i pan o tym wie. Pan widział, co tam się wtedy stało.

-Nie wiem, co widziałem, agencie Way. - Schechter odwrócił się w końcu z powrotem, a na jego twarzy wymalowała się determinacja. -Nie wiem, co tam się wtedy stało, ale z całą pewnością nie zatwierdzę tego raportu. Nie tylko dlatego, że jest w nim za wiele prostych, wygodnych wyjaśnień, ale także z szacunku dla agenta Iero.

Czarnowłosy agent wciągnął szybko powietrze i zacisnął zęby na dźwięk tego imienia, lecz zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, Schechter skierował się w stronę drzwi i dodał:

-Ponadto, agencie, wysyłam cię na obowiązkowy urlop na dwa tygodnie. W tym czasie mam nadzieję, że odpoczniesz i-

-Nie, nigdzie nie pójdę! - uniósł się czarnowłosy, przeszywając spojrzeniem swojego szefa. -Nie może Pan tego teraz zostawić, to jest dokładnie to, czego oni chcą! Proszę, Schechter. Wiesz, ile to dla mnie znaczy.

Wyraz jego twarzy zmienił się teraz na błagalny, a asystent dyrektora po raz kolejny westchnął i zamyślił się. Cisza znów stała się nie do zniesienia, a może to tylko dzwonienie w jego uszach?

-No dobrze. Ale proszę cię, odpocznij. Wiem, że to dla ciebie teraz trudny okres. - Schechter wiedział, że równie dobrze mógłby prosić rzekę, aby zawróciła bieg.

-A co z raportem?

-Nie wiem, agencie. Czy masz jakiekolwiek dowody, coś, czym moglibyśmy się podeprzeć przed panelem?

Czarnowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu, jak gdyby szukając wskazówek.

-Nie, ale chyba wiem, jak je zdobyć.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 16, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Two moons at the end of Summer StreetWhere stories live. Discover now