Wolumin pierwszy

6 0 0
                                    

Moje życie, jak dzisiejszy dzień, chyli się ku zachodowi. Przeżyłem wiele lat i wiele widziałem, może nawet i za dużo. Przez dekady byłem medium, kontaktowałem się ze zmarłymi na życzenie rodzin lub przyjaciół. Od groma jest takich ludzi, którzy oszukują innych, będących w żałobie po stracie bliskich. Lecz ja naprawdę mam dar, będący za razem przekleństwem. Prawdopodobnie odziedziczyłem go po ojcu - prawdopodobnie bo nigdy go nie poznałem, był wakacyjną przygodą mojej matki. Ta natomiast widząc, że coś ze mną nie tak, przestraszyła się - ponieważ rozmawiam z kimś kogo ona nie widzi, wiem coś czego wiedzieć nie mogłem. Bądź co bądź nie miała wtedy jeszcze 20 lat. W związku z czym oddała mnie do Domu Dziecka Sióstr św. Antoniego Wielkiego. 

Nie był to najlepszy okres w moim życiu, nie z winy samych zakonnic, które starały się udawać, że nie widzą moich rozmów, z czasem nauczyłem się je ukrywać lub prowadzić w umyśle. Jednak inne dzieciaki nie były tak wyrozumiałe. Jedne się mnie bały, inne naśmiewały, a trzecie atakowały. Jednak matka przełożona broniła mnie i szybko uporała się z tymi, którzy mnie skrzywdzić. Niestety nie umiem przypomnieć sobie jej imienia, w umyśle wyrył się tylko widok jej oczu -  były głębokie i tak jakby widzące więcej niż się przyznawała. Po latach zastanawiałem się czy nie była jedną z takich jak ja.

Jednak o ile nie było już ataków fizycznych, o tyle czułem się tam obco i niechciany. W wieku 16 lat uciekłem z sierocińca. Umiałem już wtedy panować nad swoim darem, a także go wykorzystywać. Wiedziałem, że ci którzy do mnie mówią to dusze ludzi, którzy odeszli, ale nie do lepszego czy gorszego świata, byli związani z naszym światem silnymi więzami. Przez to znajdowali się na granicy. Nazwałem ten stan Międzyświatem, coś na wzór linii równoległych, jednak przez zakrzywienie czasoprzestrzeni lub moc duchową mogły się one przeciąć lub nawet momentami nałożyć. Ten stan mógł objawić się dwojako - albo ukazaniem się ducha, albo przejściem duszy żywego człowieka do Międzyświata.

Zjawy, które słyszałem, powiedziały mi, że w górach jest kobieta, nazywana przez sąsiadów Wiedźmą, miała ona ten sam dar, więc mogła mi pomóc. W zamian za doprowadzenie miałem zrobić dla nich przysługę. Zgodziłem się, nie wiedziałem wtedy, że ta granica między światami jest pełna innych istot niż tylko niespokojnych zmarłych. Jest wielu takich, którzy chcą pozostać w Międzyświecie, bo wiedzą, że w zaświatach nie czeka ich nic dobrego, gdyż sami nie byli dobrymi ludźmi - mordercy, przestępcy i inne typy spod ciemnej gwiazdy. Często wykorzystują zakłócenia w biegu linii światów by dopełnić zła, które wyrządzali. Ale są istoty jeszcze gorsze, Bezimienni, tak ich nazywają dusze, dla nas po prostu demony.

Istoty te, jako byty duchowe, nie chcą ujawniać się w materii, wolą partyzantkę zza granicy, często podając się za zmarłych lub nawet są w stanie przejąć kontrolę nad słabą lub zagubioną duszą, która nie potrafi się uwolnić z tego "holu zaświatów". Jak widać jest to miejsce gdzie żywy nie powinien zaglądać, niestety są śmiałkowie lub kretyni, którzy przenoszą się swoją duszą do niego by spotkać się z tymi, którzy odeszli. Często jednak zostawali tam, a ich ciało pomału umierało w śpiączce lub co gorsza zostawało opętane. "Martwe" dusze szybko wyczuwają puste ciało, tak jak rekiny krew. Z tego względu jest to bardzo niebezpieczne. Jak pisałem, teraz już to wiem, ale lata temu gdy jeszcze byłem młodzieńcem nie zdawałem sobie z tego sprawy.

Wróćmy jednak do historii. Po około tygodniu znalazłem się przed drzwiami niewielkiej chaty góralskiej. Zapukałem do nich, a one otworzyły się ze skrzypieniem. Wszedłem do małego przedpokoju wypełnionego zgasłymi świecami, których wosk zalewał półki, a miejscami również podłogę. W pomieszczeniu czuć było wilgoć i stęchłe powietrze. Jakby nikt tutaj nie wchodził od bardzo długiego czasu. Miałem wyjść i nie wracać, ale gdy odwróciłem się w kierunku drzwi zobaczyłem postać starej kobiety ubranej w czarną suknię z koronką oraz chustą na głowie, spod której wychodziły pasma niemal białych włosów. Zapytałem czy jest tą, której szukam. Ona odpowiedziała pytaniem kto mnie tutaj przyprowadził. Moja odpowiedź była szczera - zmarli. Staruszka rozłożyła ręce i zacisnęła dłonie. Wygasłe knoty zapaliły się, a drzwi, tym razem bezszelestnie, zamknęły się. W świetle płomyków dało się dostrzec twarz kobiety. Była wychudła, prawie pergaminowa, ale praktycznie bez zmarszczek. Uśmiechała się przyjaźnie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 11, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

MiędzyświatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz