rozdział dziesiąty

6.6K 594 924
                                    

Jak na ironię był całkiem piękny, słoneczny czwartek, kiedy pięć ubranych na czarno osób zebrało się na miejscowym cmentarzu przy kapliczce. Harry zawzięcie wpatrywał się w jeszcze pusty, głęboki dół w kształcie prostokąta, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Wszyscy czekali już tylko na pastora, który miał poprowadzić ceremonię. Szatyn ukradkiem rzucał spojrzenia na stojącego obok niego Draco. Chłopak bardziej przypominał wykuty ze skały posąg niż człowieka odczuwającego jakiekolwiek uczucia. Z kamienną twarzą patrzył przed siebie, ale Harry doskonale wiedział, że to tylko maska, pod którą ślizgon ukrywał swój ogromny ból.

Draco słyszał głos pastora, ale ogólny sens tych słów do niego nie dochodził. Całkowicie się wyłączył i skupił się tylko na patrzeniu na swoją bladą matkę, leżącą w trumnie, a wodospady łez spływały mu po policzkach, jednak jego twarz nadal pozostawała zupełnie wyprana z emocji. Maska pękła dopiero wtedy, gdy nadeszło ostatnie pożegnanie. Malfoy chwiejnym krokiem podszedł do Narcyzy, mocno złapał ją za dłoń i zaczął do niej mówić, jak do zupełnie żywej osoby. Opowiadał jej o tym co działo się ostatnio w szkole, mówił o Harry'm, powiedział o farbie do włosów, o swoim strachu orzed owutemami... Szatyn patrzył na to wszystko, a jego serce łamało się właśnie na tysiące małych kawałków. Pożegnanie Dracona z matką trwało dziesięć, dwadzieścia, aż w końcu trzydzieści minut. Ostatecznie chłopak przytulił się do spoczywającej kobiety i grabarz razem z profesorem Slughornem musieli go siłą od niej odciągnąć. Harry wiedział, że widok Draco, który błaga swoją martwą matkę o to, żeby wzięła go ze sobą, pozostanie w nim na zawsze.

Blondynowi to wszystkie wydawało się takie odległe i nierelane. Nie był w stanie uwierzyć, że właśnie po raz ostatni patrzy na tak drogie mu oblicze. Nie dopuszczał do siebie myśli, że matczyne oczy, które zawsze patrzyły na niego z miłością i troską, zostały zamknięte już na zawsze.

Gdy ceremonia się skończyła i wszyscy mieli zamiar wracać już do zamku, Malfoy poprosił o jeszcze jedno pięć minut. Usiadł na trawie, przed kamienną płytą i zachęcił Harry'ego, aby ten zrobił to samo. Długo nic nie mówił, po prostu wpatrywał się w chłodną twarz Narcyzy na zdjęciu widniejącym na nagrobku, aż w końcu zwrócił się do szatyna, który nie wiedział co ma zrobić.

— Śniła mi się ostatnio. Była żywa, mówiła do mnie — powiedział.

— Co takiego mówiła? — zapytał Harry, kładąc swoją dłoń na dłoni chłopaka.

— Powiedziała, że powinienem żyć dalej — odparł Malfoy.

Z dnia na dzień z Draco było coraz lepiej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Z dnia na dzień z Draco było coraz lepiej. I chociaż widać było, że strata matki odcisnęła na nim swoje piętno, on starał się żyć normalnie, tak jak mu kazała. W końcu czas nie zatrzyma się tylko dlatego, że Malfoy stracił najważniejszą osobę w swoim życiu. Ludzie giną codziennie, ale co z tego? Życie musi toczyć się dalej.

Kolejnym zmartwieniem chłopaka był zbliżający się wielkimi krokami koniec roku szkolnego. Draco dostał przepustkę tylko na czas trwania szkoły i doskonale wiedział, że będzie musiał wrócić tam, skąd przyszedł. Powoli oswajał się z tą myślą, mimo że budziła ona w nim ogromny lęk i niepokój.

chłopiec, który pokochał: drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz