Zaczął odczuwać pewnego rodzaju stresu z domieszką ekscytacji. Tak naprawdę już dawno zapragnął to zrobić, jednak zawsze coś go trzymało, wmawiając, że to nie będzie dobry pomysł. Prawdą też jest, że to mama wygoniła go z domu, mówiąc, że zachowuje się jak kret, który niezbyt chce wychodzić ze swojego przytulnego kretowiska. To, czyli oznaczałoby to, że jego własna mama okazała się być złym złoczyńcą, który wygrzebał ze swojego domu biedne ślepe zwierzątko, by umarło na udar słoneczny? Choć z drugiej strony był środek października i raczej o tej porze roku nie można było umrzeć na tą przypadłość.
Lubił przebywać w swoim pokoju i tępo patrzeć się w sufit, na którym własnoręcznie stworzył nocne, gwieździste niebo. Było to w wakacje, zupełnie na spontanie, przez co jego rodzice niezbyt byli zachwyceni ową niespodzianką w pokoju swojego jedynego syna. Może by się nie dowiedzieli o jego małym sekrecie, gdyby nie to, że śmierdząca farba doszła do kuchni. I niby dostał za ten mały wybryk karę, lecz zbytnio się tym nie przejął. Po prostu nie miał na tydzień telefonu, którego swoją drogą rzadko używał. Był to dla niego zbędny dodatek do życia, zdecydowanie wolał spędzać czas bawiąc się w planszówki, ulubionymi zielonymi żołnierzykami lub grać na gitarze. To go uspokajało, jakby odrywał się od tej rzeczywistości do zupełnie odległej krainy, która tylko istniała w jego głowie.
Do końca nadal nie mógł w to uwierzyć, że jego nogi same poniosły go do dość zaludnionej części miasta, gdzie ilość ludzi można było porównać do małych ludzików z gry, którzy walczą o przetrwanie. Starał jak najszybciej przyswoić się z tą myślą, że skoro już się tu znalazł ze swoim całym sprzętem, który składał się z mikrofonu i jego stojaka, głośnika i kochanej gitary to nie mógł się tak po prostu wycofać i bez satysfakcji pójść do domu, by powiedzieć mamie, że się nie udało.
Dlatego odetchnął ciężko, poprawiając swoją kurteczkę, by złapać za swoją gitarkę i przybliżyć się do mikrofonu. Zamknął swoje przestraszone oczy, bowiem uznał, że ta taktyka może być dla niego zbawienna, bo publiczność, która już się co nieco zdążyła zebrać była przerażająca. Te ciekawskie spojrzenia, które wierciły w nim niemal, że dziury, zaczęły go trochę niepokoić i najzwyczajniej w świecie bał się spanikować. Mimo wszystko chciał wypaść jak najlepiej, by nie zawieść publiki, ale i samego siebie.
I po krótkiej chwili zaczął śpiewać. Jego nieco drżący głos wyśpiewywał słowa, które z różnych przyczyn były dla niego ukojeniem.
there was a time when i was alone
no where to go and no place to call home my only friend was the man in the moon and even sometimes he would away too
Postanowił lekko rozszerzył swe ciemne oczęta, sprawdzić jak na jego śpiew reaguje widownia, lecz zamiast rozejrzeć się po twarzach obcych ludzi, nagle zetknął się z najcieplejszym uśmiechem jaki miał zaszczyt spotkać w swoim życiu. Był piękniejszy nawet od tego mamy czy taty, być może dlatego, że wydał mu się w pewnym sensie urwany niczym z radosnej bajki. Nie mógł uwierzyć, że ktoś może posiadać w sobie tak szczery, zapełniony promykami słońca uśmiech, przy którym nogi samoistnie stawały się jakby z waty. Nigdy czegoś podobnego nie miał okazji poczuć, ale przez ten najsłodszy uśmiech, który ani przez chwilę nie znikał z rumianej twarzy blondyna, nieco szybciej zastukało jego serduszko, a na twarzy zagościł delikatny rumieniec.
CZYTASZ
lost boy | vkook (one shot)
Fanfic'Chłopiec z gitarą na środku ulicy, a wokół niego tłum ludzi, który niemal pożerał go wzrokiem. Był tam też i uśmiechnięty blondynek, który jako jedyny wydawał się najprawdziwszą osobą na świecie.' Bo Jungkook zapragnął być zawsze nastoletnim chłopc...