Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę drogi czytelniku, ale poszczególne rozdziały w tej książce nie są poukładane w porządku chronologicznym. Ich ułożenie jest absolutnie arbitralne i nie ma znaczenia to w jakiej kolejności będziesz je czytać, bo bez względu na swoją kolejność mogą one wymagać znajomości późniejszych lub wcześniejszych.
Każdy mieszkaniec ludzkich osad, miast i wszelkich skupisk przez nich zarządzanych, przynajmniej raz natknął się na Kościół Świętego Światła. Ja nie jestem w tym zakresie wyjątkiem.
Założyciele tego ruchu religijnego nie są znani jego wyznawcom, ani jego hierarchom, co nie jest w żaden sposób ukrywane przed nikim. Wiara wzięła się niejako sama z siebie będąc bardzo ogólna i szeroko dostępna, choć w przeciwieństwie do wielu innych posiada ona oficjalne i kanoniczne pisma i proroctwa religijne, to ruch pozostaje bardzo różnie interpretowany przez wyznawców, co zamiast ich łączyć tylko ich dzieli na trzy główne religie, które dzielą się na wyznania, a te na odłamy, które dzielą się już na pomniejsze sekty.
Najczęściej spotykanym wierzeniem, które oczywiście również nie jest w 100% uznawane przez wszystkich, jest wiara w Wieczny Ogień, który ma na celu wyniszczyć świadomość osób zmarłych, tak aby zostały one tego możliwie pozbawione. Proces ten interpretowany jest jako piekielny, przyjemny, lub neutralny zależnie od poziomu moralnego danej osoby.
Kolejnym oczywistym, a nawet bardziej istotnym wierzeniem, jest wiara w Jednego Boga. Boga, którego bezkompromisowo czczą wyznawcy każdego odłamu, czasem posądzając innych o wiarę w innego, choć doktryna każdego wyznania jest bezkompromisowo monoteistyczna, to jest dopuszcza istnienie tylko jednego Boga. Jedynym powodem, dla którego nie wymieniam tego wierzenia jako pierwsze, jest jego powszechność i oczywistość dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zetknęli się z tą wiarą.
Tak samo jak wyznawcy Muru mają swój namacalny dowód, uważany przez samych siebie za niezbity, tak samo wyznawcy światła posiadają swoje.
Jednym z najbardziej namacalnych jest niezaprzeczalne działanie rytuałów, mających na celu ochronę przed magią, lub jej niszczenie, a w niektórych wyznaniach nawet leczenie. Ochrona przed magią, a w większości przypadków bezkompromisowa odporność na nią dotykająca wszystkich kapłanów i niektórych wyznawców części odłamów tej wiary jest widziana z zewnątrz albo jako niezwykłe osiągnięcie, albo jako jedno z gorszych możliwych przekleństw.
Kolejnym dowodem uznawanym przez wyznawców są tak zwane fragmenty Wiecznego Ognia. Są to przykłady ognia, które nie posiadają znanego nikomu początku, niemożliwe do zgaszenia na obecny stan wiedzy, oraz nie wymagające jakiejkolwiek formy paliwa (w tym tlenu) aby kontynuować swój żar. Ognie te nie podpalają obiektów i nie powodują bólu fizycznego dla żadnej żywej istoty, a interakcje z nimi wprawiają w uczucie spokoju i harmonii.
Odwiedzając jedno z miejsc pobytu tych fragmentów byłem w stanie zbadać owe działanie z pomocą znajomego mi lekarza. Wcześniej odkryto u mnie przypadek śmiertelnej choroby zakażającej układ moczowy. Powodowana ona była szczepem bakterii żywiącym się ludzkim moczem, które przy okazji powodowały pęcznienie pęcherza w późniejszych etapach choroby, co prowadziło do śmierci.
Kościół który odwiedziłem, był mały, drewniany i nie posiadał miejsc siedzących. W rogu pomieszczenia było tylko biurko lokalnego kapłana, a w centralnym miejscu świątynia znajdował się wspomniany fragment, umieszczony ma złotej misie.
Za zgodą nie tylko kapłana, ale i wyznawców, pozwoliłem sobie umieścić swoją dłoń w ogniu. Był on bardzo gorący, ponad wszelkie możliwe do odczucia ciepło, ale nie powodował bólu, w żadnym stopniu. Powietrze naokoło ogniska również było ciepłe, jednak odczuwalne ciepło w pomieszczeniu zdawało się naturalne, dla takiego ocieplanego zwykłym ogniem, co potwierdziły badania termometrami. Moja ręka po wyjęciu z ognia miała również naturalnie ciepłą temperaturę, a wszelkie próby zmierzenia samego ognia termometrem były nieudane.
Wtedy nadszedł moment aby zadać trudne pytanie. Zapytałem w prost, jako iż taka jest moja natura, czy mogę umieścić swoje drogi moczowe w ogniu. Kapłan początkowo wziął to jako żart, jednak szybko zdał sobie sprawę, że mówię poważnie.
- Nie możemy na to pozwolić, tego typu czyn byłby profanacją, ale posiadamy rytuały, które mogą wyleczyć choroby bez konieczności wchodzenia w obręb fragmentu - wyjaśnił kapłan.
Nie mając innej opcji zgodziliśmy się na to, po czym wzięliśmy udział w dość prostym wydarzeniu religijnym, składającym się z odczytywania fragmentów świętych pism, modlitw i medytacji. Żadne z powyższych nie wyleczyło mojej choroby, ale co ciekawe kapłan wiedział o tym jeszcze zanim przeprowadziliśmy badania.
- Wiesz, może co mogłoby zadziałać? - zapytałem pomimo rezygnacji ze strony lekarza.
- Aby modlitwa została wysłuchana, musi być szczera i zgodna z wolą Boga... Ktoś kto w niego nie wierzy, nie jest w stanie szczerze go o coś poprosić - wyjaśnił kapłan, upewniając mego towarzysza w tym, że cała ta farsa jest na daremno. Na szczęście udało mi się go przekonać aby towarzyszył mi w mojej ostatniej próbie.
- Pozwól, że pomodlę się sam, bez twojej pomocy - powiedziałem kapłanowi.
Ten się zgodził, a ja uklęknąłem i zacząłem mówić w stronę fragmentu: "Panie Światła, który dałeś kres w ogniu dla ludzi. Ty, który pragniesz kresu cierpienia i wiecznego spokoju dla twych dzieci. Daj na moje ciało Twego światła, tak aby ci, którzy nie mają wiary w boskość uwierzyli, nie ze względu na mnie, ale ze względu na wszystko co święte. Niechaj będzie chwała Bogu, Świętemu Światłu i Ogniowi wiecznemu". Na ostatnie słowa mej modlitwy światło z fragmentu rozbłysnęło, po czym moi towarzysze zakryli oczy i klęknęli pod jego blaskiem. Ja zrobiłem co mogłem aby spojrzeć w światło. Zobaczyłem w nim postać zasłaniającą oślepiające światło, które pomimo tego poważnie raziło moje oczy. Postać była niezwykle wysoka, o humanoidalnym kształcie. Wyciągnęła ona do mnie swą rękę, po czym ogień podobny do tego z fragmentu ogarnął całe moje ciało, wręcz przechodząc mnie na wylot.
Czysta moc ogarniająca moje ciało sprawiła, iż utraciłem swoją świadomość w czymś przypominającym świadomy sen, w którym nic ci się nie śni, a jedynie otacza cię niemożliwe do opisania uczucie spokoju i równowagi, oraz sprawiedliwości... No właśnie, jak można czuć "sprawiedliwość"? Nie jesteśmy przecież w sądzie i nikt nie zostaje ukarany, lub nagradzany... Nie da się tego odczucia opisać słowami, którymi posługują się ludzie na co dzień, bez używania słów takich jak "boski", "niebiański" i tym podobne, czego wolałbym unikać, przynajmniej w opisach mojej współpracy z wyznawcą alchemii.
Przytomność wróciła do mnie na środku pustkowia. Ku mojemu zdziwieniu, nadal towarzyszył mi mój niewierzący przyjaciel, jednak miał na sobie szaty pielgrzyma. Z tego co pamiętam leżałem na jakiegoś rodzaju kocu, położonym na piasku, gdy otworzyłem oczy. Słońce była na niebie, po tej zachodniej stronie, jednak daleko mu było do horyzontu. Bez słowa przyjrzałem się swemu partnerowi, aby zobaczyć na jego szyi stygmę światła.
- Myślałem, że nie wyznajesz żadnego Boga - stwierdziłem, pomimo rozkojarzenia i niecodziennej sytuacji.
- Ciężko odrzucić wolę Tego, gdy masz do wyboru Wieczny Ogień, lub Wieczną Zgniliznę... - stwierdził. Wtedy omówiliśmy wydarzenia, które mnie ominęły.
CZYTASZ
Prorok Szczeliny
FantasyW moim świecie proroctwa i bóstwa dawno temu zostały udowodnione. Mimo to większość ludzkości jest pogrążona w bezbożności. Przez nas cały znany świat pogrążył się w wojnach, a jedyna rasa, która obecnie jest w pokoju, pała do nas niezmierzoną niena...