2 - Konfrontancja

767 34 9
                                    

Siedziałam przy biurku, kręcąc ołówkiem w palcach. Wpatrywałam się w pustą kartkę już od 15 minut, starając się narysować cokolwiek. Wena jednak nie chciała przyjść. Próbowałam zainspirować się moim otoczeniem, przykładowo widokiem na Wyspę za oknem, ale nawet to nie działało. Pustka.

W mojej głowie pojawiło się podejrzenie, że może być to związane z dzisiejszymi wydarzeniami. Zwłaszcza, że pewien ktoś się wydarzył, dokładniej Harry. Nie mam pojęcia, czy jest specjalnie zaintrygowany mną czy po prostu lubi się patrzeć na ludzi, ale to było zdecydowanie dziwne. Lepiej będzie dla mnie, jak zachowam od niego jak największy dystans. W końcu sądząc po nazwisku, jest synem Kapitana Haka. Kto wie, jakie wartości wpajał mu do głowy od dziecka. Równie dobrze może być psychopatą co niegroźnym dziwakiem.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos dochodzący zza drzwi.

- Haloooo? Jest tam kto?

Wstałam i podeszłam do nich, żeby je otworzyć. Mój wzrok od razu powitała pyzata twarz Jane, uśmiechająca się od ucha do ucha. W jej błękitnych oczach była ta sama, stara iskierka radości.

- Wiedziałam że cię tu zastanę! Siedzisz sama w swojej norze, jak zwykle zresztą - zaśmiała się szczerze, chwytając mnie za rękę. - Dasz się skusić na mały piknik?

- W sumie, czemu by nie. Lepszego do roboty nic nie mam.

Jane gwałtownie ruszyła w stronę wyjścia na ogród, ciągnąc mnie za sobą.

Popołudnia w tej szkole często były ruchliwe z powodu różnych zajęć dodatkowych, lecz wyjątkowo dzisiaj wszystkie były odwołane. Większość odpoczywała w swoich pokojach, ale znalazły się również nieliczne grupki uczniów na całym ogrodzie. Słońce przyjemnie grzało, a całej scenie towarzyszyły śpiewy ptaków. Pomimo częstych widoków takich jak te, do tej pory zachwycam się magią tego miejsca.

Docierając na miejsce spotkania, z daleka mogłam już zobaczyć Lonnie i Douga. Oboje siedzieli na kocu, otoczeni przeróżnymi przekąskami. Jane machnęła do nich, przyspieszając kroku.

- Już jesteśmy - oznajmiła, siadając ciężko.

- Cześć, młoda - przywitała się Lonnie. Nazywała mnie tak odkąd pamiętam. Przy każdej możliwej okazji chciała podkreślić, że jest aż miesiąc starsza ode mnie.

- Cześć, staruchu - odparłam prześmiewczo, siadając koło Jane. Azjatka tylko uśmiechnęła się w milczeniu. - Jak poszło oprowadzanie nowych, Doug?

- Nic mi nie mów. Byli przerażający - zaczął załamanym głosem. - Nie mówili prawie nic, a jak już mówili, to szeptali między sobą. Do tego ich spojrzenia...

- Ale przeżyłeś. To się liczy - przerwała mu Lonnie. Doug kiwnął głową twierdząco, wracając do jedzenia swojej babeczki.

- Co do tych spojrzeń, dokładnie wiem jakie to uczucie, Doug - mruknęłam.

- W sensie?

- Ten pirat, Harry, przez cały czas się na mnie gapił. Aż mnie ciarki przechodziły.

- Może cię lubi? - podsunęła niebieskooka

- Albo chce mnie zabić.

Dziewczyna spuściła wzrok w zakłopotaniu. Może i chciałabym zaprzyjaźnić się z Potępionymi, ale muszę być ostrożna. Chciałabym jeszcze trochę pożyć.

- Proponuję ściszyć ton głosu - odezwała się Lonnie nagle, patrząc w dal za mnie. Odwróciłam się trochę, żeby móc zobaczyć to, na co patrzyła brunetka.

O wilku mowa. Niedaleko od nas, w cieniu ogromnego dęba siedzieli Potępieni. Czułam, jak spinają mi się wszystkie mięśnie. Miałam wrażenie, że znowu stałam w rzędzie na przeciw Harry'ego.

- Wiecie co, robi się późno. Ja może już pójdę - rzuciłam szybko, podnosząc się z ziemi.

- Serio? Dopiero przyszłaś! - oburzyła się Jane. - Zostań chociaż chwilę.

- Przypomniało mi się, że mam coś do zrobienia - skłamałam, posyłając reszcie znaczące spojrzenie. Oboje skinęli głowami w zrozumieniu. Machnęłam na pożegnanie ręką i szybkim krokiem ruszyłam w stronę akademika.

Po wejściu do pokoju od razu rzuciłam się na łóżko. Wlepiłam wzrok w sufit, kładąc ręce na klatce piersiowej. Biorąc kilka głębokich wdechów, rozluźniłam się.

Pierwszy raz w życiu bałam się kogoś. Bardzo się stresowałam i nie miałam pojęcia, czym to było spowodowane. Mimo wszystko, mówiłam o Potępionych jak o mordercach tylko pół żartem. Wątpię, żeby faktycznie mieli zamiar kogoś zabijać - co najwyżej pognębić.

Nagle usłyszałam pukanie. Poderwałam się z łóżka i odruchowo spojrzałam w stronę drzwi, lecz tym razem to nie z tej strony dobiegał dźwięk.

W oknie nad biurkiem stała Mal. Przystawiała twarz do szyby, mrużąc oczy. Światło księżyca mieniło się w jej śliwkowych, odrobinę rozwianych włosach. Zapukała ponownie, tym razem mnie zauważając.

Podeszłam ostrożnie do okna do je otworzyłam. Dziewczyna odsunęła się delikatnie, zadzierając głowę do góry. Zielone tęczówki dziewczyny wpatrywały się we mnie wyczekująco.

- Uh, cześć? - przywitałam się niepewnie.

- Ty jesteś Elena, nie?

- Tak, a co?

- Za mną - rzuciła fioletowłosa, odwracając się na pięcie i odchodząc w przeciwną stronę.

Przez jeszcze chwilę wahałam się, ale szybko wyskoczyłam z okna i dogoniłam Mal. Nie chciałam się zastanawiać, co by się stało, gdybym jej nie posłuchała i została w pokoju.

Szłyśmy przez ogród w ciszy. Jedynym dźwiękiem w głuchej ciszy dookoła nas był szelest naszych kroków w akompaniamencie świerszczy.

Walczyłam z własnymi myślami - co zrobić? Spróbować zacząć rozmowę, czy jednak nie odzywać się? Co powiedzieć? Czy to był w ogóle dobry pomysł, żeby opuszczać akademik? Nie mogłam się zebrać na jakąkolwiek odpowiedź na któreś z tych pytań. Sparaliżowana szłam za nią dalej, bo to jedyne co moje nogi mogły zrobić.

Poczułam, że dłonie zaczynały mi się trząść i pocić. Chłodny, wieczorny wiatr dawał mi gęsią skórkę. Próbowałam nie patrzeć na dziewczynę, żeby jej nie prowokować.

- Gdzie mnie prowadzisz? - wydukałam w końcu. Mal spojrzała na mnie kątem oka, po czym wróciła wzrokiem przed siebie.

- Nie wiesz? Mieszkasz tu długo. Powinnaś się domyśleć, gdzie ta droga prowadzi. Chyba, że myliłam się co do ciebie i nie jesteś aż taka bystra - odparła zgryźliwie. Być może i wiedziałam, ale w takim natłoku myśli i stresie ciężko było mi przypomnieć sobie cokolwiek. Pozostałam więc cicho.

Po kilku minutach dotarliśmy do celu.


~Hak~ (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz