Wici wojny

10 1 0
                                    

Zegarek piknął.
- Szczęśliwego nowego roku sukinkoty – mruknął Wincenty patrząc w las. Jak na zawołanie gdzieś za jego plecami, zaczęły strzelać w powietrze pojedyncze sztuczne ognie. Zeszło roczne już święta spędził z rodziną, więc nowy rok musiał być na warcie. I tak od ponad blisko już dekady, święta lub sylwester spędzał na warcie, misji, czy innym zadaniu zleconym przez dowództwo. Usłyszał kroki na kamiennych oblodzonych schodach. Na taras wyszedł opatulony w szare futro jego zmiennik. Skinęli sobie głowami.
- Szczęśliwego – mruknął
- Nawzajem Krzysiek. – odparł bez entuzjazmu. Zszedł po schodach i wszedł do drewnianego baraku. Rozmowa w pomieszczeniu ucichła. Odwiesił swoje futro na hak, po czym podszedł do kamiennego kominka by chociaż na chwilę ogrzać dłonie. Wziął krzesło stojące obok i przysiadł się do kilku ludzi siedzących przy stole.
- I jak? – spytał przełożony.
- Wal się – odburknął.
- Golnij sobie.- odparł nie wzruszony, i machinalnie podał mu butelkę wódki. Wincenty pociągnął dużego łyka i odstawił butelkę na miejsce.
- Co mam powiedzieć – rzekł – Pizga złem, jak wczoraj, przed wczoraj i pierzony rok temu również.
- I byle tak pozostało. –odparł przełożony po czym dodał – Kontynuuj Dominik.
Młody chłopak westchnął.
- Przejebane. Co mogę powiedzieć. – odparł.- Po upadku Strzegomia, Złotoryje wchłonęli w ciągu kilku godzin. Mokrzeszów był bez szans, wyszli tuż pod ich umocnieniami. Zjedli miejscowość w ciągu kwadransa. Świdnica się ewakuuje na Ślęże, licząc że z wraz z garnizonem z Sobótki się wspólnie obronią. Legnica nie przyjdzie z pomocą, ledwo co udaje się im utrzymać na dwa fronty. Jeśli Mocarstwo Wrocławskie nie ruszy dupy, to będzie ciężko.

- Wrocław sam ma przesrane- wtrącił się inny gość, kręcąc przecząco głową. - Oleśnica chce iść do Unii Wielkopolskiej. Informacja sprawdzona od stryja, który próbuje załagodzić tam sytuacje. A jak sytuacja z Kłodzkiem i tamtymi miejscowościami Szefie?
- Dzierżoniów wspomoże nas w potencjalnej kontrofensywie... a Księstwa Kamieniec , Ząbkowice, Niemcza , Strzelin i Kłodzko oraz Wrocław... Cóż Są zajęte Armią Rzeszy Opolsko-Sosnowieckiej. Kłodzko wraz Jesionikami rozbili ostatnio koncentracje kilku grup pod Paczkowem.
- Nie zapominajmy o Bolkowie, Kamiennej Dziurze, i Lubawce - wtrącił Wincenty ćmiąc fajkę. – Byłem tam, przedwczoraj, w Bolkowie znaczy się. Miasto zjedzone do gleby.
Zapadło milczenie.
- Te bandy gruzojadów zrobią z nami to co zrobili z Cesarstwem Zachodnich Sudetów, i jej Stolicą. Jelenią Górą. Słyszałem, że niedobitki bronią się zawzięcie w Szklarskiej od ponad roku. Ale jakim cudem,- urwał na chwilę, zdawało mu się jak dosłyszał coś spod ziemi, ale po chwili zaczął mówić dalej – dałbym wiele by się dowiedzieć. Idę się zdrzemnąć.

O świcie zbudził go gong alarmowy. Ubrał szybko buty i wyskoczył z baraku. Las był spowity mgłą.
- Co jest ? – spytał stojącego obok żołnierza.
-Daisy, Książ, i Werewolf odparli szturm, ale musieli wysłać do Lubiechowa, wsparcie . Sukinkoty wygryzły sobie tunele. Pewnie zaraz na nas przyjdą – odparł.
Żołnierze biegli z wężami ciągniętymi od kilku cystern, pod którymi płonęły ogniska, od góry przez właz pośpiesznie wrzucano kostki mydeł. Wincenty podszedł do wiadra z wodą, z ładownicy wyciągnął kostkę mydła. Towar ten w ostatnich latach przebił na wartości ropę i złoto, a tylko z tego względu, że był jedną z dwóch składowych broni skutecznej do walki z zmutowanymi gruzjadami. Oczywiście jak zawsze musiała znaleźć się grupa ćwierć inteligentnych, którzy zaczęli twierdzić że gruzojady są też ludźmi. W celu protestu zaczęli się asymilować i krzyżować z gruzojadami, co przyspieszyło mutacje tych stworów, co gorsza dzięki temu stwory te nabrały odporność na wszystkie środki typu domestos, więc jedyną bronią pozostało mydło. Oczywiście inteligentni inaczej, i to zaczęli sabotować. Podczas zorganizowanej akcji, wysadzili osiemdziesiąt sześć procent światowych fabryk mydła w kostce. Oczywiście pojawiły się teorie spiskowe wobec tego sabotażu. Wincenty wyciągnął miecz z pochwy i zaczął polerować go mydłem. Przysiadł się do niego Krzysiek, który przyniósł wiadro z roztworem mydlnym.
- Wiesz, że będzie krwawo? – rzekł Wincenty.
- Co ty nie powiesz? – warknął zanurzając magazynek z amunicją w roztworze. – W nocy te tolerancyjne zjeby wyjęły uranowe pręty graniczne.- wyjął magazynek i zanurzył trzy następne tym razem od karabinu.- Zjedli Ślężę. Wpierdolili pieprzoną górę! Zrobili dziurę większą niż w Bełchatowie! Nikt nie przeżył. Teraz pozostałe miasta naprędce wbijają pręty uranowe od Bielan do Niemczy.
Zapadło milczenie. Nagle nie wiedzieć czemu zerwali się na nogi. W powietrzu dało wyczuć się napięcie.
-NADCHODZĄ! OD BOLKOWA! - krzyknął ktoś z tarasu.
Nagle mur za ich plecami zaczął się trząść.
- Co jest ?- rzekł Krzysiek patrząc ogłupiały na sypiący się tynk ze ściany.
Szczelina sypiącego się tynku szła pionowo do góry, zakręciła pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w prawo, po chwili znowu pod kątem prostym w dół. Wszystko ucichło. Zza ściany dobiegło jakby ciche czknięcio-beknięcie małego dziecka. Mur znów zaczął się trząść, przez ścianę przebiła się głowa małego dziecka i powiedziała: jeeeeść
Zamrugali tylko z dziwnie oczami. Głowa się cofnęła, i zaczęła wyżerać framugę.
- To coś w sumie nowego. – mruknął Wincenty. – Są kreatywni.
- WRÓG OD ŚWIEBODZIC! – ryknął Krzysiek
Wycięty fragment ściany wpadł do środka. W wejściu stał gruzojazd, który trzymał na uprzęży dziecko-gruzojada, wyglądało to komicznie i strasznie, gdyż dziecko przeżuwało jeszcze fragment cegły. Z kącika ust wyciekała mu silna w barwie mułu rzecznego. Dziecko głośno przełknęło swój posiłek, bekło i ponownie zawołało: jeeeeeść. Przez wyłom w murze wtoczyły się pso-podobne stwory, które szorowały łbami po podłożu, zostawiając za sobą wyjedzone rynny. Gruzopies skierował się w stronę Wincentego i przyspieszył. Ten tylko podniósł w ostatniej chwili nogę. Stwór wyżarł rynnę w miejscu gdzie jeszcze chwilę temu stała jego noga. Ciął mieczem za siebie, przez zad stwora. Potwór zaskowyczał i rozpuścił się w błotnistą breję. Krzysiek nie czekając strzelił, w stronę mężczyzny, który tak jak pies, zmienił się wraz ze swym potomstwem w błotnistą breję. W murze na całej jego długości, zaczęły się pojawiać wyłomy. Dominik i inni kanonierzy wodni, przekręcili dysze i zaczęli spłukiwać przeciwnika z murów.
- Oszczędzać wodę!-krzyknął dowódca- Do Walki wręcz! Strzelać bez rozkazu.
Wszystko co było pokryte roztworem mydłowym poszło w ruch. Jednak gruzjodów były setki. W końcu mur się zawalił i został zjedzony przez napastników. Pobliska wieża narożna zaczęła się trząść w posadach. Wieża zaczęła się jakby zapadać. W kilka chwil zniknęła zjedzona nawet nie pozostawiając pyłów.
- Czy teraz jest czas na wodę szefie?! – krzyknął Wincenty, rozpuszczając jednym pchnięciem trzech gruzojadów. Od razu przetarł ostrze mydłem, by nie skorodowało.
- Spłukać te plugawe bestie!. – ryknął
- WODA! – krzyknął Krzysiek

Wróg przystanął w miejscu a jego fale natarć zaczęły się załamywać. Gruzojady widząc co się dzieję, zaczęły się wycofywać. Nad głowami usłyszeli dźwięk wirników nisko przelatujących helikopterów. Podnieśli głowy, i dostrzegli sześć nisko lecących helikopterów gaśniczych dawnej straży pożarnej. Po chwili, stokami zaczęła spływać błotnista breja.
- Rychło w czas- stwierdził Szef.
- Szefie!- Szeeefie!!! – podbiegł do niego jeden z żołnierzy- Dzierżoniów i Walim wzywają pomocy! A Wrocławianie czekają na znak!
Zapadła cisza.
- Czas wziąć odwet. Za zjedzone miasta i ludzi. –odparł Szef. – Szykować się do kontr szturmu! Odciągniemy znaczną część sił wroga!
Po twierdzy przetoczyły się rozkazy. Wincenty stanął na granicy czegoś co kiedyś było murem. Przetarł mydłem kolejny raz ostrze i popatrzył w kierunku Świebodzic, gdzie ta plaga rozpoczęła się blisko dekadę temu.

- Nadchodzimy sukinkoty...- mruknął patrząc w dal na północ.

ODWETWhere stories live. Discover now