Niewinnie osadzony

47 3 4
                                    

Droga do domu trwała zdecydowanie zbyt krótko. Kopnął szmacianą zośkę, odbił piętą, zakręcił nogą w powietrzu i podstawił stopę, by piłeczka wylądowała na trampku. Podrzucił piłkę wysoko do góry. Kiedy zbliżała się do ziemi, zgiął się w pół. Wycelował prawidłowo. Zośka wylądowała na karku, jednak zawiódł go refleks. Nie podniósł we właściwym momencie głowy do góry. Poczuł jak szmacianka zsuwa mu się z prawej strony szyi. Złapał ją w locie, wyprostował i zapatrzył się przed siebie. Był już na swoim podwórku. Ruszył w kierunku bloku ze wzrokiem wbitym w trampki. Zdawał się nie dostrzegać rozwiązanych sznurówek.

Przez głowę przeszła mu myśl, że może dziś będzie normalnie? Da jej ostatnią szansę. Jak nie przestanie, to ucieknie z domu, albo się zabije. Może wtedy wszyscy zrozumieją, że...

Wyciągnął klucze z plecaka i przekręcił zamek w drzwiach. W domu panowała cisza. Usłyszał bicie swojego serca. Przyspieszyło. Coś było nie tak. Cisnął plecakiem w kąt i wybiegł z ciemnego korytarza. Skręcił w lewo. Drzwi do dużego pokoju były jak zwykle otwarte. Zobaczył rant łóżka i wystające nogi w kapciach.

Odetchnął z ulgą. Powitał go widok, niezmienny od kilku lat. Nogi matki, która wychodząc z kuchni, gdzie upijała się, paląc papierosy, przechodziła do pokoju, przytrzymując się ściany. Gdy docierała do łóżka, zalegała tam, nie zaprzątając sobie głowy zdjęciem kapci. Czasem te same spadały. Znajomy widok go uspokoił. To ta cisza sprawiła, że jego serce na moment zamarło, a potem gwałtownie przyspieszyło. Telewizor był wyłączony. Zazwyczaj ryczał głośno.

Wszedł do pokoju, omijając wystające z łóżka nogi. Skręcił w lewo, gdzie we wnęce dużego pokoju miał swój kącik. Mieszkał z rodzicami w jednym pokoju z kuchnią. Ojciec pracował, ale i tak nie było ich stać na większe mieszkanie.

Ostrożnie usiadł przy biurku. Obrotowy fotel miał tendencję do skrzypienia, ale tym razem, jakby wyczuł powagę sytuacji i ani pisnął. Chłopak delikatnie, najciszej jak potrafił, włączył komputer. Plastikowy przycisk odskoczył, wiatrak zaczął cicho szumieć.

Odwrócił się powoli w stronę łóżka rodziców. Drgnął. Wpatrywało się w niego przekrwione lewe oko, na wpół przysłonięte pomarszczoną powieką, która przypominała mu łuskę smoka. Przez chwilę miał wrażenie, że matka nadal śpi, tylko z półotwartym okiem. Albo nie śpi, ale nie kontaktuje z powodu wypitego alkoholu. Drgnął drugi raz kiedy usłyszał zachrypnięty głos.

— Tylko byś grał w te głupie gry.

— Mamo, to tylko gra.

— Jesteś głupi jak ta gra.

Zobaczył, jak na ekranie pojawia się napis Windows 98. Okienko rozmazało się. Obraz przysłoniły mu łzy. Zaczął szybko mrugać, by pozbyć się słonej mozaiki z oczu.

Okienko zniknęło, a na monitorze pojawiła się łąka, odcinająca się falą od błękitnego nieba. Wyobraził sobie, że znajduje się teraz tam, na tej łące. Przeniósł się do arkadii, mitycznej krainy wszelkiej szczęśliwości, o której uczył się ostatnio w szkole. Zbiegał z górki po soczyście zielonej trawie, dostrzegł przeszkodę, przeskoczył ją. Przeszkoda okazała się ikonką jego ulubionej gry, tej głupiej gry. Arkadia. Wrócił myślami do krainy szczęścia. Rozłożył szeroko ręce. Wiatr wiejący z tyłu uniósł go tak, że przestał dotykać ziemi. Zamachał stopami w powietrzu, po czym ułożył się horyzontalnie i zaczął szybować. Przeleciał nad plikiem z esejem z historii, który miał oddać jutro. Ale już go to nie obchodziło. Leciał coraz wyżej. Uciekał z tego więzienia, w którym znalazł się przypadkiem. Zobaczył jeszcze jeden mały żółty punkcik, wyróżniający się pośród zielonej trawy. Folder ze zdjęciami Dżekusia i z ogłoszeniem o jego zaginięciu, które przygotował, wydrukował i rozwiesił na osiedlu. Pies się nie znalazł, a matka opieprzyła go, że zaśmieca okolice i będą mieć przez niego problemy.

To wspomnienie było jak impuls. Podniósł głowę do góry, zbliżył wyprostowane ręce do tułowia i wystrzelił przed siebie.

Matka z przekrwionym okiem i łuską smoka zamiast powieki robiła się coraz mniejsza. Widział jak pokój, blok i całe osiedle maleją, zamieniają się w maleńkie punkciki, aż w końcu całkowicie znikają w falujących źdźbłach.

Czuł powiew letniego wichru we włosach i na policzkach. Leciał coraz wyżej. Czuł się wolny.

Na ziemię sprowadził go ryk telewizora, który włączyła matka. Kobiecy głos namawiał do wypróbowania kapsułek do prania, a w tle grał irytujący dżingiel.

Kliknął dwa razy na ikonkę gry, założył słuchawki i na powrót odciął się od rzeczywistości.


Niewinnie osadzony [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz