Wysunęłam się z przedziału, obładowana niczym wół - na ramieniu zwisała ciężka torba sportowa, w prawej dłoni trzymałam rączkę od walizki podróżnej a w drugiej klatkę z psem. Jęknęłam cicho, czując ból w lędźwiach, gdy ruszyłam do wyjścia, powoli i niezgrabnie. Przechodząc przez korytarz, przypadkowo szturchałam bagażami innych podróżników, ale nie reagowałam na ich wściekłe spojrzenia i dokuczliwe uwagi - chciałam już po prostu wyjść z klaustrofobicznego pociągu.
Z westchnięciem ulgi wydostałam się przez przesuwne drzwi na peron, rozglądając się wokół, co, tak na dobrą sprawę, nie trwało zbyt długo z powodu dwudziestu pięciu kilogramów niecierpliwości w lewej ręce. Zaśmiałam się lekko i postawiłam klatkę podróżną na ziemi, po czym wyciągnęłam z torby smycz i obrożę. Z dna transportu dla mojego zwierzaka dobiegł donośny, nieznoszący sprzeciwu szczek. Prychnęłam lekko i otworzyłam klatkę, kucając przy radosnym psie. Nadia jeszcze raz kłapnęła pyskiem, po czym skoczyła na mnie i zaczęła lizać mnie bezlitośnie po twarzy, uniemożliwiając mi założenie jej smyczy.
- No już, już, uspokój się! - burknęłam, próbując zatrzymać kupkę szczęścia, jakim stał się mój zwierzak. W rezultacie moje słowa jednak nie za dużo pomogły, gdyż już po paru sekundach leżałam na ziemi, przygnieciona ciężarem radości, rozsypując wszędzie wokół swoje bagaże.
- Potrzebujesz pomocy? - usłyszałam nad sobą pogardliwie rozbawiony głos. Próbując odciągnąć psi łeb od mojej twarzy, spojrzałam na osobę, która się odezwała i napotkałam błękitne tęczówki należące do niesamowicie pięknej dziewczyny. - I czego się tak gapisz? Co, nie poznajesz mnie? - dodała, podchodząc do mnie bliżej i kucając przy moim psie. Nadia zatrzymała atak na moją twarz i spojrzała niespokojnie na nasze towarzystwo. - No już, maleńkie. - mruknęła, głaszcząc zwierze za uchem. Zwierzak poruszył radośnie ogonem, a nieznajoma rzuciła na mnie ponownie kpiąco-rozbawione spojrzenie i sięgnęła ręką, wyciągając mi z dłoni smycz i obrożę. Założyła całość mojemu psiakowi, po czym wstała i ponownie obdarzyła mnie kpiącym spojrzeniem. Co z nią jest nie tak? - Co, mowę Ci odebrało? Ja wiem, że jestem olśniewająco piękna, ale nie łudź się, nie jestem lesbijką - prychnęła, podając mi rękę.
Byłam skołowana jak diabli, gdy wpatrywałam się w nieznajomą z tępym wyrazem twarzy. Otrząsnęłam się szybko, przyjmując podaną rękę, jednak dalej nie mogłam skontaktować z kim rozmawiam. Głos brzmiał całkiem znajomo, ta twarz, jak się przyjrzeć, również sugerowała, że gdzieś już tę dziewczynę widziałam, ale bardzo dawno temu...
- O japierdole, Weronika? - spytałam z niedowierzaniem, gdy nagłe olśnienie spłynęło na jałową ziemię mojego umysłu. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, tym razem zupełnie radośnie, i skinęła delikatnie głową. Wyszczerzyłam się lekko, po czym postanowiłam się lekko odegrać za jej impertynenckie przytyki - Nie dziwota, że Cię nie poznałam, gdzie Twoje słodkie, krzywe ząbki? Albo gdzie kolorowy gips po wywrotce z Paraboli? Pamiętam to, jakby to było wczoraj, to była cudowna i efektowna gleba, trzeba Ci to przyznać. Stęp jest naprawdę niebezpieczny - uśmiechnęłam się, podpierając się o bok. Dziewczyna w odpowiedzi posłała mi zimne spojrzenie i złożyła ręce na piersi, mierząc mnie lodowatym spojrzeniem od stóp do głów.
- Przynajmniej ja nie wspinałam się po drzewach jak małpa, Leno - prychnęła. Spojrzałam na nią z uśmiechem, lustrując jej zezłoszczoną posturę. Nadia ruszyła lekko ogonem, wpatrując się w nas niespokojnie. - Lemurze, Ty stara wariatko, tęskniłam za Tobą! -Weronika zbliżyła się do mnie jednym krokiem, po czym ponownie się wyszczerzyła i zgarnęła mnie do wielkiego, niedźwiedziego uścisku. Zaśmiałam się głośno, ku uciesze Nadii, i również objęłam moją, nomen omen, kuzynkę.
- Powiedziałabym to samo, Nika, ale bardziej brakowało mi Twojego ciętego języka, niż samej siebie - prychnęłam do jej ucha, śmiejąc się pod nosem. Dziewczyna odsunęła się ode mnie i dała mi zaczepnego kuksańca w bok, po czym podała mi smycz psa i zgarnęła klatkę podróżną, ruszając przed siebie.

YOU ARE READING
Hooves' print
ContoWysiadając z pociągu ze swoim psem, nie sądziła, że szybkość bicia jej serca wkrótce zgra się z tętentem kopyt pewnego nieokrzesanego wierzchowca. ___ "What do we say to the god of death? Hades, calm down!" ___ Zdjęcie z okładki należy do Cariny Mai...