Kiedyś matka przyniosła z miasta broń. Powiedziała, że nie jest to żadna porządna strzelba, a właściwie będzie dobrze jeśli nie wybuchnie nam w dłoniach. Najważniejsze żebym wiedziała jak wygląda broń palna.
Wytłumaczyła mi jak ją rozłożyć, naładować, złożyć, odbezpieczyć i zabezpieczyć
- powiedziałabym ci coś o jej specyfice, parametrach czy czymś takim, ale z tego co wiem to pewien mój znajomy złożył ją na własną rękę z około mnóstwa innego takiego dziadostwa, każde z innej parafii - wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni płaszcza naboje - dość powiedzieć, że to jest zespół przesuwny w czymś, co chyba miało przypominać sztucera, zapamiętaj, bo to tak nie powinno być
Wybrałyśmy się do lasu po dokładnym instruktarzu. Broń była duża i ciężka, ale mając ją przy sobie czułam się złudnie silna i niebezpieczna; jak ktoś, z kim należy się liczyć. Według mamy, bo ja w temacie byłam zupełnie zielona, do sztucera; solidnej, starej jak świat broni kulowej, naszej hybrydzie brakowało przede wszystkim smukłości.
Lata temu nauczyła się strzelać z dubeltówki jej ojca
- to był wspaniały sprzęt, lekki i wygodny, z piękną, błyszczącą kolbą z orzecha włoskiego i rzeźbioną w lwy blachą - spoglądała ku konarom drzew rozmażonym spojrzeniem, które musiało błądzić gdzieś po Santa Rosa, ale tym sprzed lat - zawsze myślałam, że mój ojciec okazywał tej pukawce więcej czułości niż mamie - uśmiechnęła się do wspomnień
Była piękna. Nigdy nie ścięła długich, gęstych włosów, choć nie sprzyjały one życiu w lesie. Nauczyłam się na nich pleść kłosy i warkocze, tym śliczniejsze, kiedy w złociste pukle mojej matki wtykałam polne kwiaty. Miała delikatne rysy twarzy i wielkie jak u łani, czekoladowe oczy, z których zawsze kiedy na mnie patrzyła kipiała miłość i ciepło. Czułam się lepiej od samego obserwowania jej, a później najbardziej brakowało mi tego uczucia, kiedy czułam na sobie jej miękkie spojrzenie.
Zatrzymała się chyba by zebrać kwiaty dziurawca, a ja przeszłam kilka kroków dalej, w miejsce, z którego widać było niewielką polanę, w centrum której pasł się jeleń. Nieszczegolnie duży, ale nie miało to żadnego znaczenia, natychmiast przykucnęłam w krzakach i choć pozycja nie była najlepsza, bo pędy pozwalały mi dostrzec tylko tors zwierzęcia, wycelowałam i oddałam strzał. Kilka metrów dalej usłyszałam dźwięk uciekającej chmary. Zaśmiałam się z radości, bo zwierzyna padła tak, jak stała, niezdążywszy choćby podnieść nogi.
Matka szarpnęła mnie za ramię z taką siłą, że upadłam na plecy i przorałam nimi runo. Spojrzałam na jej twarz, wykrzywioną w wyrazie wściekłości, jakiej nigdy wcześniej u niej nie widziałam. Zmarszczyła jasne brwi i ściągnęła usta
- co to miało być? - odebrało mi mowę. Czułam do niej taki respekt, że widząc ją w takim stanie bałam się odpowiedzieć wiedząc, że oczekuje sensownej odpowiedzi - masz odpowiadać jak pytam - oczy zaszły mi łzami
- nie chciałam go spłoszyć.. Ja..
- go? - spojrzała raz jeszcze ponad krzewami, a później znów z góry na mnie - to łania geniuszu, a my mamy czerwiec, wiesz co to znaczy?
Nie wiedziałam, ale cokolwiek to było przeklinałam się za tą niewiedze. Byłam pewna, że przez chwilę widziałam jego róg, ale teraz przyszło mi do głowy, że mogła to być gałąź. Matka ruszyła już przez polanę w kierunku łani, by sprawdzić, czy ta jeszcze oddycha
- prosto w komorę, jakbyś nie rąbnęła jakimś cudem w kość musielibyśmy ją jeszcze gonić - stwierdziła oglądając sztukę - tak czy inaczej właśnie osierociłaś jakieś ciele
Zaniemówiłam. Chwila ciszy zanim kobieta westchnęła i położyła ręce na biodrach wiedząc, że to ten moment na zbyt długie, mądre pouczenie, których dawanie jest odwiecznym obowiązkiem matek
- wiem, jak broń działa na ludzi i dlatego tu jesteśmy. Musisz zrozumieć, że nie stałaś się właśnie panem życia i śmierci, ani nie jesteś teraz niezniszczalna, to przez co mieszkamy w lesie niezauważyłoby tej zabawki nawet zmieniając ją zębami w trociny. Ale od nich odróżnia nas przede wszystkim to, że nie zabijamy dla przyjemności, znamy umiar i humanitaryzm - odetchnęła głęboko szukając odpowiednich słów - nie to czyni cię wielkim, że możesz zabijać, ale to, że możesz budzić respekt szerząc dobro.