nocna wyprawa na łyżwy

1.3K 80 56
                                    

Pisałam słuchając piosenki w mediach, może się przy niej przyjemnie czytać :)

-Ughh... Jesteś pewien, że to dobry pomysł?- spytał Mickiewicz z nietęgą miną. Kurczowo trzymał się zwisającej gałęzi, usilnie starając się stanąć stabilnie na śliskim lodzie. Juliusz spojrzał na niego i zaśmiał się. Zgrabnie odepchnął się od wystającego pnia z gracją przejechał na środek niewielkiego stawu. Odwrócił się do Adama i uśmiechnął się zachęcająco.

-No chodź, to nic trudnego!

-Łatwo ci mówić...- szarooki opuścił wzrok na swoje stopy ubrane w znalezione w antycznym kufrze na strychu łyżwy. Całe szczęście, że są w parku sami, w dodatku nocą, i nikt oprócz Słowackiego nie widzi go w tej niecodziennej sytuacji. Jakim cudem dał się na to namówić? Zresztą, teraz to i tak już bez znaczenia. Skoro się na to zgodził, Julek mu nie odpuści.

Powoli wyprostował się i niechętnie puścił trzymaną gałąź, pozbywając się jednego z punktów podparcia. Spojrzał lękliwie na młodzieńca czekającego kilka metrów dalej. No dalej, zrób to! Ostrożnie wysunął przed siebie jedną stopę, jednak od razu tego pożałował. Zachwiał się i gruchnął na twardy lód. Juliusz widząc to zachichotał.

-No cóż, chyba będę musiał ci odrobinę pomóc...- pokręcił głową z udawaną rezygnacją i już po chwili stał przy leżącym na wznak Adamie. Wyciągnął rękę i pomógł mu wstać.

-Juluś, to na nic, naprawdę. Jestem zwyczajnym beztalenciem jeżeli chodzi o łyżwy- wystękał Mickiewicz, rozmasowując obolałe pośladki. Brązowooki tylko uśmiechnął się ciepło.

-Daj mi rękę, Adamie- powiedział, wyciągając w stronę mężczyzny dłoń odzianą w elegancką, białą rękawiczkę.

Mickiewicz niepewnie ujął ją i z  największą ostrożnością dał się poprowadzić młodszemu poecie.

Z początku nie było łatwo. Chwiał się, stawiał stopy gdzie nie trzeba, a jego łyżwy, w przeciwieństwie do tych Juliusza, nie sunęły gładko po lodowej tafli, lecz zahaczały o każdą możliwą nierówność. Jednak po kilku chwilach uważnej obserwacji poczynań młodzieńca, Adam zaczął rozumieć, w czym tkwi sekret rytmu i równowagi. Znajdując oparcie w swoim chwilowym przewodniku, wyrównał oddech i zsynchronizował swoje nieporadne kroki z jego wyćwiczonymi ruchami. Na twarzy Julka zagościł promienny uśmiech.

-Właśnie tak, wspaniale ci idzie!- pochwalił mężczyznę, widząc jego starania. Nieznacznie zmienił kierunek jazdy i już po chwili stali dokładnie na środku zamarzniętego stawu.

-Coś ci pokażę- powiedział cicho młody Słowacki, puszczając rękę Mickiewicza. Oddalił się nieznacznie i rozpoczął swój spektakl.

Adam z zachwytem wpatrywał się w drobną sylwetkę oświetlaną jedynie przez ciepłe światło ulicznych latarni. Ach, z jaką gracją ten chłopiec poruszał się po lodzie, jakby była to najprostsza rzecz pod słońcem! Krążył dookoła szarookiego, dając mu pełen pokaz swoich umiejętności. Z lekkością i wdziękiem obracał się, schylał, to znów prostował swe ciało i unosił ręce w górę, ani na chwilę jednak nie spuszczając wzroku z Mickiewicza. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był cichy szum ostrzy ocierających się o lód. Adam jak zaczarowany ujrzał, jak jego ukochany podskoczył, obrócił się, i wylądował na ugiętych nogach, wciąż zachowując idealną równowagę. Młodzieniec zdawał się być niewinną nimfą, powabną rusałką, oczarowującą zagubionego wędrowca mistycznym tańcem wśród wirujących płatków śniegu.

Kończąc swój występ, Juliusz wykonał piękną jaskółkę i podjechał do oczarowanego mężczyzny.

-Podobało ci się, Adamie?- spytał cicho.

Mickiewicz spojrzał z uwielbieniem na niższego chłopca. Na jego zaróżowionych od zimna policzkach osiadły drobinki śniegu, skrząc się teraz w ciepłym, pomarańczowym świetle. Duże, ciemne oczy okolone długimi rzęsami błyszczały z podekscytowania. Przywodziły na myśl rączą sarenkę, mającą za moment zniknąć w leśnej gęstwinie. Porcelanową twarz otaczała aureola rozwianych, czekoladowych loków. Lekko rozchylone różane usta wyglądały tak cudownie kusząco.

Adam ostrożnie, jakby niechcąc rozwiać magicznego uroku tej chwili, ujął tę prześliczną twarz w swoje dłonie.

-Juliuszu, mój drogi Juliuszu...

Popatrzył swemu ukochanemu chłopcu w oczy. Ogarnął mu kosmyk włosów za ucho.

-Jesteś taki piękny...- powiedział cicho, i delikatnie, z miłością ucałował jego miękkie usta, zatracając się w nich bez reszty.

•× Miednica na półce ו słowackiewicz one-shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz