Rozdział 1

538 46 35
                                    

I can hear the sound of your barely beating heart

Pieces on the ground from the world that fell apart

Just hold on

It won't be long


Lamberley, hrabstwo Sussex, 29 września 1895 roku

Doktor Watson nigdy by nie przypuszczał, że z momentem przekroczenia przez pana Roberta Fergusona progu ich wspólnego mieszkania, które dzielił z najlepszym detektywem doradczym Sherlockiem Holmesem, ich losy potoczą się w tak nieprzewidziany sposób. Sprawa z początku nie wydawała się aż tak skomplikowana, mimo swej nadprzyrodzonej otoczki, którą Holmes w swym pragmatyczny i logicznym postrzeganiu świata z początku odrzucił. Lecz nikt nie mógł spodziewać się, że do próby uśmiercenia niemowlęcia, dojdzie jeszcze szereg niewyjaśnionych zaginięć mieszkańców Lamberley, zbiegających się z przybyciem osoby tajemniczego dziedzica rodu Stocktonów.


– Prędzej! – zakrzyknął Watson, poganiając woźnice na wespół z Fergusonem.

Konie pędziły piaszczystą drogą, wzbijając w powietrze tumany kurzu, a koła skrzypiały przeciągle z każdą mijaną nierównością. Doktor wychylił się przez okno. Czerwonopomarańczowa łuna rozświetlała zapadający nad miasteczkiem zmrok.

– Na miłość boską, pośpiesz konie! – zawołał z przejęciem Robert, zauważywszy obraz, jaki ukazał im się, kiedy wyjechali zza drzew. Dwór Fergusonów płonął. Woźnica strzelił batem. Świst przeszył jesienne powietrze, mieszając się z odgłosem kopyt uderzających o wysuszoną ziemię. Watson zacisnął palce na drzwiczkach, gotowy wyskoczyć z powozu, gdy ten tylko podjedzie pod posiadłości Fergusona. W miarę jak się zbliżali, w powietrzu coraz wyraźniej wyczuć można było gryzący zapach dymu.

Pierwszym, kogo zauważyli, gdy tylko przedostali się za bramę, była śmiertelnie przerażona żona Roberta Fergusona. Wraz z właścicielem dworku wysiedli z powozu i popędzili do roztrzęsionej kobiety. Pokojówka podtrzymywała wycieńczoną panią domu, by ta nie upadła. Bliska omdleniu, odzyskała odrobinę sił, dostrzegając ich, gdy biegli żwirowym traktem, w stronę dworku.

– Nic pani nie jest? – zapytał Watson, podbiegłszy do kobiety.

– Doktorze – jęknęła, prawie osunąwszy się w jego ramiona.

– Najdroższa. – Usłyszał pełen obaw głos Fergusona, który chwycił ją w objęcia, nim całkiem straciła władzę w nogach. Doktor rzucił szybkim spojrzeniem na jej pobladłe lica, pokryte częściowo cienką warstwą sadzy. Zbadał puls i reakcje źrenic. Osmolona suknia nie nosiła żadnych innych śladów, mogących świadczyć o jakiś obrażeniach.

– Proszę ją stąd zabrać – nakazał, upewniwszy się, że pani Ferguson nie wymaga pomocy, po czym skupił uwagę na biegających w oszołomieniu ludziach, próbujących gasić palące się lewe skrzydło posiadłości. Spojrzał na kamerdynera, wynoszącego dobytek państwa Fergusonów, jaki udało mu się udźwignąć. – Czy wszyscy opuścili dom? – zapytał, rozglądając się za Holmesem. Migające w półmroku okopcone twarze, trudne do odróżnienia w oparach spalenizny, rozmywały mu się niczym zjawy. Przetarł rękawem oczy drażnione rozgrzanym powietrzem, niesionym przez wschodni wiatr.

– Chyba tak, proszę pana – odparł między kaszlnięciami. Dym coraz bardziej utrudniał oddychanie, unosząc się nad okolicą niczym żałobny welon.

– A pan Holmes? Widziałeś go gdzieś? – dorzucił, nie mogąc zlokalizować swojego towarzysza, wśród krzątającej się w panice służby.

Ostatni Wampir :vamplock:Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz