Pierwsze pociągnięcie smyczka zdawało się muśnięciem pieszczącym ucho słuchacza, drugie zaś było przeraźliwym piskiem rozpaczy.
John skrzywił się, dając upust zaskoczeniu, a także odczuciom związanych z dźwiękiem wydobytym ze skrzypiec.
Niebieskie spojrzenie Sherlocka, do tej pory skupione daleko za oknem, zwróciło się w kierunku siedzącego na fotelu Watsona, mierząc surowo postać blondyna.
Odłożył instrument z uwagą na blat stołu, po czym pokonał dystans dzielący go od przyjaciela, który kontynuował przerwaną lekturę prasy.—Powiedz mi. —zarządał, zaplatając ręce na piersi. Ubrany wyłącznie w ciemny szlafrok, nieschludnie przewiązany w pasie, zaczął przyglądać się siedzącemu przed nim mężczyźnie, po czym nerwowo odwrócił się w stronę kominka.
—Nie. —usłyszał zza pleców, palcami przeszukując półkę ponad paleniskiem, na której piętrzyły się wszelkiego rodzaju przedmioty, bezskutecznie pragnąc zlokalizować małe opakowanie.
Pokonał kilka kroków w bok, po czym po omacku próbował dosięgnąć pudełek zalegających za wysoką konstrukcją zbudowaną z przyswojonych przez niego książek.—To moje ostatnie ostrzeżenie. —odparł, z wyrzutem zwracając się do przyjaciela, który to w przewrócił już przedostatnią stronę z szarego papieru porannej gazety.
—Nadal nie zmienię zdania.
John ukradkiem przypatrywał się chaotycznym ruchom czarnowłosego mężczyzny, który to pokonywał kolejne odległości, krążąc między parapetem, a kuchnią. Widział na twarzy Sherlocka znajomą konsternację, jednak ani mu się śniło zdradzać miejsce ukrycia papierosów Holmesa.
W trosce o jego dobro, poprzysiągł sobie, że tę tajemnicę mieszkania kamienicy na Baker Street oznaczoną numerem dwadzieścia jeden i drugą literą alfabetu, weźmie ze sobą do grobu.—Tylko jeden. —targował się, w międzyczasie nużąc się bezowocnymi poszukiwaniami. Zostając w kuchni, otworzył drzwi lodówki, po czym spojrzał na szczelnie zamknięte fiolki z krwią, w których to zdążyły zebrać się wszelkiej maści grudki i zawiesiny, pojawiające się tam za sprawą testowanych przez niego trucizn.
Wyjął interesujący go słoik z roztworem, z zawodem obserwując jak niegdyś gałka oczna zdrowego człowieka, została przez jego próby zwyczajnie zdewastowana.
—Jesteś potworem, John. —dodał, po czym zamknął drzwi lodówki, wyrzucając do śmieci szklane opakowanie wraz z zawartością.—Cieszę się, że wróciłeś do normalności.
Przyjaciel uśmiechnął się w jego stronę, gdy ten ponownie zaszczycił go obecnością w salonie.
Sherlock z myślą o wypełnieniu wewnętrznego znudzenia tytoniowym dymem opadł całym ciałem na kanapę.
Układając się między oparciem, odwrócił się plecami do rozmówcy, tym samym dając upust swojemu niezadowoleniu.—Kiedy właściwie byłem nienormalny? —spytał, zerkając przez ramię na blondyna.
John posłał w jego stronę cień uśmiechu, interpretowany przez niego jako wyraz czegoś na kształt pobłażliwości, choć i tak były to wyłącznie jego domysły.—Co ze sprawą krwawego portretu? —zmienił tor rozmowy, nie chcąc punktować przyjacielowi zmartwień, które ciągnęły się trzydzieści dni, by finalnie odejść w zapomnienie, gdy Holmes zaledwie tydzień temu wrócił do swojego standardowego stanu.
—Niezwykle nudna i zakończona. —odparował, ciężko wzdychając.
Główną sprawczynią okazała się być wielbicielka ofiary. W rozpaczy nad niespełnioną miłością postanowiła uwiecznić swoją ukochaną w ostatnim, dość osobliwym portrecie. Holmes nie borykał się długo z rozwiązaniem sprawy, ponieważ technika malowania, a także sposób zabójstwa był, aż nazbyt oczywisty. Z doświadczenia, a także licznych obserwacji wiedział, że kobiety zabijają w subtelny sposób, tak wyważony i przemyślany w odróżnieniu od impulsywnych mężczyzn.
Wyniki toksykologii ostatecznie potwierdziły jego przypuszczenia i już następnego dnia stał u progu niepozornej, młodej studentki w towarzystwie funkcjonariuszy. Zanim jej mentorka wydała ostatnie tchnienie, dziewczyna podała jej zabójczy koktajl z lekami, by w spokoju zacząć pracę przy płótnie. Ślady walki i połamane paznokcie były spowodowane wcześniejszą krępacją ciała, a zastrzyk podała chwilę przed śmiercią ofiary.
Zakładając miłosny motyw kierował się schematem przypadków zaborczego pragnienia.
W tej sprawie, przez jego umysł przebiegło pytanie o wyższą uczuciowość, którą kierowała się sprawczyni. On sam wyrzekł się miłości, na rzecz obowiązków, jednak myśl tak szybko jak się pojawiła, tak samo szybko zniknęła, zastąpiona naglącymi go tematami.
CZYTASZ
𝘳𝘰𝘴𝘦𝘴 𝘥𝘦 𝘫𝘢𝘳𝘥𝘪𝘯 |𝘑 𝘖 𝘏 𝘕 𝘓 𝘖 𝘊 𝘒|
FanfictionSherlock za późno zorientował się, że ktoś zdążył zerwać wszystkie róże w jego pałacowym ogrodzie.