3.08

4.1K 205 130
                                    

Budzę się i przeciągam. Jest mi ciepło, leżę pod kocem, a przez uchylony balkon wlewa się gorące powietrze. Podnoszę się i rozglądam po pokoju, ale jest pusty, oprócz moich ubrań leżących na podłodze. Schodzę z kanapy i wsuwam na siebie majtki i zakładam przez głowę koszulkę, którą znajduję na ziemi. Z kuchni słyszę dziwne dźwięki, więc ruszam tam. Wchodzę do pomieszczenia i zauważam Michała, wybijającego jajka do miski i wpatrującego się w telefon.

- Dzień dobry.- mówię. Obraca w moim kierunku wzrok i uśmiecha się. Jest bez koszulki, związał włosy moją gumką, a jego spodnie są lekko obsunięte w dół.

- O, dzień dobry.- odpowiada.

- Co robisz?- pytam.

- Gotuję. Znalazłem jakiś przepis na pankejki, dobrze wyglądają, więc stwierdziłem, że je zrobię.- tłumaczy, a potem wzrusza ramionami. Uśmiecham się. Podchodzę do blatu i podskakuję, wspinając się na niego. Siadam tak, że tuż obok mnie leży telefon Michała i stoi miska, do której teraz chłopak odmierza mąkę.

- Słabo nam wychodzi ta przyjaźń.- zauważam. Chłopak wzdycha.

- To prawda.

Przygryzam kciuk.

- Może jednak lepiej wrócić do tego, że nie mamy kontaktu?- pytam cicho. Chłopak patrzy na mnie. Odstawia wszystko na bok i robi krok w moim kierunku. Rozkłada ręce po bokach moich ud i pochyla się do mnie.

- Jeśli tego chcesz, to zróbmy to.- odpowiada i patrzy na mnie. Nasze oddechy mieszają się, a mój przyspiesza. Cała się spinam, a Michał jest tak blisko, że doskonale czuję zapach papierosa, którego musiał już wypalić rano.

- Nie chcę.- wzdycham cicho, po chwili, patrząc w jego oczy. Kiwa delikatnie głową, a potem odsuwa się trochę. Biorę głęboki wydech. Chłopak lustruje moją twarz, a potem uśmiecha się lekko.

- Wpadłem na inny pomysł.- informuje.

- Jaki?

- Zacznijmy randkowanie.- szczerzy się i przekręca głowę na bok.- Wiesz, takie... Poznajmy się na nowo, wersja nie przyjaźń ani nie związek. Ominęliśmy ostatnio ten etap, bo od razu z przyjaźni wskoczyliśmy w bycie razem, więc... Może tego nam potrzeba. Może musimy spotykać się jak prawdziwa para.

Przekręcam głowę.

- Masz na myśli jakieś obiady razem? Wyjścia na kawę?

- Mam na myśli kiczowate randki, kiedy ja będę przynosił ci bukiety róż, ty będziesz zakładać sukienki i się malować, a potem będziemy iść do restauracji i ty będziesz opowiadać mi o nowej pracy, a ja będę ci mówił o płycie, którą planuję napisać.

Patrzę na niego chwilę.

- I będziesz mi mówił, jak strasznie jest mieszkać z chłopakami, a ja będę opowiadać ci o okropnych wykładowcach na studiach.

Uśmiecha się i kiwa głową.

- Dokładnie tak. A potem ja zabiorę cię nad Wisłę i pocałuję i zaczniemy chodzić za rączki.

Przekręcam głowę na bok.

- Chyba mogę na to przystać.- mówię. Śmieje się i wraca do robienia pankejków. Ja wciąż siedzę na blacie i patrzę na niego.

- I nie będziemy się musieli pilnować.- dodaje i puszcza mi oczko. Wykręcam oczami.

- No pilnujemy się rzeczywiście niesamowicie.- wzdycham. Śmieje się, a ja opieram się o szafkę za sobą i patrzę na niego, jak gotuje. Skupia się na tym w pełni, więc mu nie przeszkadzam. Zeskakuję z blatu i idę do łazienki, a potem po telefon i wracam do kuchni. Wyjmuję z szafki talerze i rozkładam je na stole. Z lodówki wyjmuję dżem, a z szuflady sztućce.

- Masz nutellę?- pyta chłopak, a ja śmieję się.

- Mam.- wyciągam słoik z kremem z szafki i stawiam go obok dżemu.

- Wiesz co...- mówi, nakładając trochę oleju kokosowego na patelnię i rozgrzewając go.- Chłopaki chcą pojechać nad morze za dwa tygodnie.

- Wiem, Diana mi mówiła.- siadam na krześle.- A ty nie robisz jeszcze jakiś projektów z chłopakami z wytwórni?

- Robię, ale ustawiliśmy to tak, żeby nam nic nie kolidowało.

Kiwam głową.

- Gdzie jedziecie?

- Chłopaki upierają się na Gdynię, chociaż nie wiem czemu.- przyznaje i wlewa na patelnię masę na pierwszego pankejka.- Mogłabyś pojechać z nami.

Uśmiecham się.

- Dopiero zaczęliśmy randkowanie.

- Ale to za dwa tygodnie. W dwa tygodnie pójdziemy na sporo randek.- zauważa. Wzdycham.

- Przemyślę to.- mówię.- Zróbmy takie wieże z tych pankejków.- dodaję po chwili. Chłopak śmieje się i obraca w moją stronę.

- Takie jak zawsze w restauracjach podają?

- Tak. Poczekaj, mam jakieś żelki...- wstaję do szafki i wyciągam paczkę. Rzucam ją na stół.- Mam też pianki i czekoladowe płatki śniadaniowe.

Michał śmieje się.

- Dawaj wszystko. Owoce jakieś masz?

- Banany dwa i resztkę borówek.

- No to dodajemy też to.

W czasie kiedy Michał smaży placuszki, ja kroję te banany i myję borówki. Przesypuję też trochę żelków i pianek, a płatki ostatecznie chowam. Śmiejemy się z Michałem z tego naszego gotowania i rozmawiamy o tym.

I jest jakoś strasznie śmiesznie i fajnie. Kiedy Michał w końcu przerzuca ostatniego pankejka i zaczynamy układać je na swoich talerzach, rozmawiając przy tym o jakiś totalnych głupotach, jak ulubiony smak misi żelków i lepsza część pianki, zauważam, że tak bardzo za tym tęskniłam. Za takim luźnym spędzaniem ze sobą czasu, bez żadnego spinania się, czy robimy coś dobrze, czy robimy coś źle. Bez mojej ciągłej obawy, że Michał będzie zbyt zajęty na takie drobne, krótkie i ulotne chwile.

Jemy, a Michał brudzi się cały nutellą. Ja pewnie też, bo krem roztopił się na ciepłych plackach i płynie po talerzach. Patrzymy na siebie i śmiejemy się, cali w czekoladzie. Wyciągam rękę i wycieram policzek Michała palcem, tylko bardziej rozmazując krem na jego twarzy.

- Ups.- mówię i śmieję się.

- O ty!- woła chłopak. Zrywa się, więc ja też z piskiem wstaję i uciekam do pokoju. Łapie mnie w pasie, od tylu i podnosi do góry, a ja piszczę głośno, machając nogami.

- Puść mnie!- wołam, a on stawia mnie na ziemię i obraca w ramionach. Patrzy na mnie chwilę z błyskiem w oku, a potem wyciąga rękę i też rozmazuje mi czekoladę na twarzy. Śmiejemy się.

- Głupia.- mówi. Chichoczę.

- Zachowujesz się jak małe dziecko.- upominam go. Wykręca oczami, ale z uśmiechem na ustach.

- A ty jak zwykle swoje.

- Syndrom starej baby.- wzruszam ramionami. Obejmuje mnie mocniej w pasie, a ja opieram ręce na jego barkach.

- Nie wybrudź mnie tą nutellą.- upomina mnie. Śmieję się.

- Czekaj, czego mam nie zrobić?- pytam i wyciągam palec, a potem rozcieram mu krem na nosie. Zamyka oczy.

- Czy ty chcesz wojny?- wzdycha. Chichoczę. Uchyla powieki, a ja kręcę głową.

- Nie chcę.- mówię i uśmiecham się. On też się uśmiecha, a potem pochyla się delikatnie i całuje mnie. Splatam palce na jego szyi i przyciągam go bliżej.

- Jestem cały w tej pieprzonej nutelli.- marudzi, odsuwając się ode mnie. Śmieję się.

- Sam tego chciałeś.- mówię, a on znów pochyla się i mnie całuje.- Chodź, zmyjemy to.

Idziemy do łazienki za rękę, cały czas śmiejąc się, jak małe dzieci.

Jakość uśmiechuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz