Część 2

4 0 0
                                    

Kolnego dnia

Tamara POV

Był ranek, gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi. To był on. Szybko wybiegłam z mieszkania w nadzieji, ze go ujrze. Na darmo. Nieznajomy wyszedł. Kochałam się z mężczyzną, którego nie znam i najprawdopodobniej nigdy nie poznam. Wracając do wspomnień z tamtej nocy widzę tylko krótkie urywki. Jakby nigdy nic ubrałam się, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Przez cały czas rozmyślałam kto to mógł być. 

-cześć!!-wykrzyknęła Ophelia.

-o, hej-powiedziałam zmieszana-jak ci miną wczorajszy wieczór?

-świetnie, naprawdę dobrze się bawiłam...ale ty gdzieś zniknęłaś...wszystko wporządku?

-tak, wszystko jest tak jak powinno być-odpowiedziałam z sztucznym uśmiechem.

-to czemu wyszłaś tak wcześnie?

-poprostu byłam zmęczona tym chałasem...

Ophelia tylko dziwnie się na mnie spojrzała, ale nie wypytywała więcej o wieczór. Czułam wewnętrzny niepokój. Tamten mężczyzna mógł nawet chwile temu przejść obok mnie a ja bym o tym nie wiedziała. Po chwili dołączył do nas Cezar a ja dalej byłam nieobecna. Dzień w szkole był jak zawsze nudny i pełen białych dzieciaków. Rozglądałam się za tym chłopakiem, ale nikt nie przypominał mi jego specyficznych rys twarzy. Z nerwów po lekcjach poszłam do pobliskiej kawiarni "U Anne" zamówiłam kawę mrożoną i usiadłam na zewnątrz.

-wszystko wporzadku?-spytał przemiły męski głos.

Spojrzałam w góre i moim oczom okazał się wysoki biały mężczyzna o kasztanowych włosach i piwnych oczach. Chwile nie odpowiadałam przypatrując się jego delikatnym rysom twarzy. Po chwili dosiadł się do mnie. Tak poprostu. Położył łokcie na stole i uśmiechną się a ja wpatrywałam się w niego jak głupia.

-to...jak masz na imię?-zapytał.

-...Tamara

-ładne imię...mów mi Timotee-powiedział z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Uśmiechnęłam się. Zaczą wypytywać czemu jestem taka spięta, ale unikałam odpowiedzi zmieniając temat. Okazał się naprawdę ciekawym człowiekiem. Jest zabawny i przy tym bardzo dojrzały. Po chwili zadzwonił telefon.

-to mój-powiedziałam-muszę iść...

Wstałam z krzesła i pobiegłam w stronę mojego mieszkania. Słyszałam jak Timotee wykrzykiwał coś w moją stronę, ale byłam zbyt skupiona na telefonie co przeszkodziło mi w usłyszeniu co mówił. Wbiegłam na ulice i omało nie przejechał mnie jakiś samochód. Zemdlałam...Obudziłam się w środku kawiarni z przyłożonym lodem do głowy. Wiecie kto go trzymał? Tak...Timotee. Gdy go zobaczyłam odruchowo się odsunęłam. Przecież tak naprawdę go nie znałam a już leżałam na jego kolanach. Popatrzyłam na niego a gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy wyszłam z kawiarni.

-TAMARA!!-wykrzykną wychodząc za mną. Przyspieszyłam kroku.

-Tamara musisz wrócić do środka-powiedział doganiając mnie. Był o wiele wyższy ode mnie. Spojrzałam mu głęboko w oczy z grymasem na twarzy i go odepchnęłam. Później już za mną nie biegł. Nie zrozumcie mnie źle, ale narazie nie chce wgłębiać się w bliższe relacje z nieznajomymi z powodu chłopaka z którym przespałam się zeszłej nocy. Gdy weszłam do domu trzasnęłam głośno drzwiami i pobiegłam do pokoju. Próbowałam oddzwonić do dzwoniącego do mnie wcześniej numeru, ale nikt nie odbierał. Niespodziewanie dostałam wiadomość od niego...tak od Tomotee'ego. Pewnie gdy zemdlałam zapisał mój numer i zapisał mi swój na telefonie.

-"Musimy pogadać...."

Nie miałam ochoty na randki, wiec mu nie odpisałam i wróciłam do szlochania.


Timotee POV(po południe)

 Jak zawsze po zajęciach malunku wracałem obok kawiarni, aby przy okazji się czegoś napić. Wtedy ujrzałem bardzo zamyśloną dziewczynę spoglądającą na jej wpół wypitą kawę, wiec podszedłem. Spytałem czy wszystko w porządku i przedstawiłem się dosiadając się do niej. Na początku raczej nie była do mnie przekonana, ale coraz lepiej się nam rozmawiało. W pewnym momencie zadzwonił jej telefon. Podenerwowana wstała i zaczęła biec w stronę ruchliwej ulicy. Zdołałem tylko dostrzec, ze zadzwonił do niej jej ojciec, ale nie wiem z jakiego powodu zaczęła "uciekać". Może wymknęła się z domu mając srogiego tatę...a może ojciec do niej zadzwonił bo opuściła jakieś zajęcia i czekała na nią poważna rozmowa w domu? Sam już nie wiem...mogły być tego rożne powody, ale dlaczego taka podenerwowana wstała od stołu, ale bardziej zastanawiało mnie to czemu biegła w stronę tej ruchliwej ulicy.

-TAMARA CZEKAJ!

-STÓJ!!- ale to nic nie dało. Chwile później toż przed nią przejechało auto. Zemdlała. Szybko po nią pobiegłem. Podniosłem ją i poprosiłem o pomoc w kawiarni. Przyłożyli jej lód do czoła i poprosili mnie abym jej pilnował. Wtedy jej telefon zadzwonił ponownie, zżerała mnie ciekawość, wiec odebrałem.

-hallo?

-dien dobry, mogę rozmawiać z Tamara Wilson?

-chwilowo nie ma takiej możliwości...

-to proszę jej przekazać, ze nasze obawy się potwierdziły.

-jakie obawy?

-jej ojcu zostało tylko kilka tygodni życia. Proszę jej przekazać. Do widzenia.

Zatkało mnie. Nie wiedziałem co się dzieje...nie chciałem być tym co przekazuje złe wiadomości. Zapisałem sobie jej telefon i jej zapisałem swój. Wsunełem jej telefon do plecaka. Wpatrywałem się w jej wspaniale rysy twarzy. Wyglądała tak niewinnie. Zapragnołem ją namalować. Chciałem  dotknąć jej twarzy, ale nagle wstała i wybiegła z kawiarni, wiec pobiegłem za nią. Gdy ją dogoniłem stanełem przed nią...zbliżyłem się do niej...nawiązaliśmy głęboki kontakt wzrokowy, ale ona mnie odepchnęła i poszła dalej. Złapałem się za kark nie wiedząc co ma teraz zrobić wróciłem do domu. Długo się zastanawiałem, ale musiałem ją poinformować o ojcu...wiec napisałem do niej z propozycja spotkania, ale nie odpisała...

inaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz