Rozdział 4

17 0 0
                                    

-Przestań, przestań!

Krzyczałem, ale on mnie nie słuchał. Krzyczał na mnie i okładał mnie pięściami, nie zaprzestając mimo moich prób obrony czy krzyków.

-Zamknij się, bachorze, bo będzie gorzej!

Zagroził, po czym wymierzył mi cios, tym razem w twarz. Kolejny cios w brzuch, przez który straciłem oddech. Westchnąłem cicho, gdy skończył i zszedł ze mnie, uwalniając mnie ze swojego uścisku. Leżałem na zimnej posadzce i nie wiedziałem, co mam zrobić. Muszę się podnieść i pójść do swojego pokoju się ogarnąć. Ale jak mam to zrobić, skoro nie jestem w stanie się nawet ruszyć. Zamknąłem oczy i leżałem przez chwilę, zbierając się w sobie. Po dłuższym czasie w końcu udało mi się podnieść z podłogi i powlec do swojego pokoju. Poszedłem do łazienki i ściągnąłem ciuchy, przeglądając się w lustrze. Siniaki już powoli tworzyły się na moim ciele a z mojej rozciętej wargi ciekła krew. Obmyłem twarz, zmywając krew i przemywając oczy, by móc lepiej się sobie przyjrzeć. Zobaczyłem na swojej klatce piersiowej niewyraźną zmianę i dotknąłem się tam palcami, czując przeszywający ból. Złamał mi żebro... no pięknie. Westchnąłem i ubrałem się z powrotem, słysząc mój telefon.

-Tak?

Zapytałem, nie patrząc, kto dzwoni.

-Hej, pchło, masz notatki z chemii?

Och, a więc to Shizuo. Nie wiem, czemu, ale po policzkach popłynęły mi łzy. Telefon wyślizgnął mi się z dłoni a ja upadłem na kolana, tłumiąc szloch dłonią.

-помощь (Pomocy).


Wyszeptałem wbrew sobie, czując, jakby jakiś ogromny ciężar opadł mi na barki. Nie mogłem usłyszeć, jak Potworek zdenerwowany woła moje imię, po raz pierwszy, odkąd się poznaliśmy.

PomocyWhere stories live. Discover now