freedom

5 0 0
                                    


Wolność. 

Czym dla Jimina była wolność? Na pewno nie szarą monotonią w ciasnych szponach codzienności. Betonowym zabudowaniem miasta, przeciętnością wystaw sklepowych za szklanymi oknami i hukiem mijających go samochodów, podczas drogi do szkoły. Nie była duszącym dymem papierosowym, w którego obłoki zanurzał się po powrotach do domu.

Topił się nieskończoną ilość razy w szczelnym naczyniu po brzegi wypełnionym mętną wodą. Dusił się. Dławił śmiechem ludzi, pozerstwem, brakiem siebie. Zupełnie tak jakby był cyrkowym akrobatą, stąpającym po cienkiej linie, zawieszonej wysoko nad połacią zieleni. Skok wydawał mu się być najpiękniejszą drogą ucieczki, rozłożeniem skrzydeł. Chciał zostać pochłonięty przez otchłań swojej duszy, nurkować, dosięgać dna jej oceanu, a potem zjednać z gwiazdami. Więc dlaczego tego nie zrobił? Był strasznym tchórzem, naiwnym marzycielem żywiącym się złudną nadzieją. Patrzył na wielkie budynki licząc na to, że któregoś dnia przemienią się one w olbrzymie kwiaty, przykrywające swoim majestatem zabieganą ludzkość. Patrzył w górę na mieszankę mgły i spalin wierząc, ze kiedyś na jej miejsce spadnie gwiezdny pył, odkrywając piękno nocnego nieba. Chodził po bardzo cienkim lodzie swojej własnej wytrzymałości i chodź trzeszczał pod jego stopami, on parł na przód tak jakby chciał, aby skorupa wreszcie pękła, odsłaniając przed nim ciemną bezdeń.

Kroki stawiane na popękanym chodniku obijały się echem w głowie Parka. Biegł. Wiatr wplątywał się w jego gęste włosy, niczym pędzel artysty muskający płótno, głaskał delikatnie po twarzy i zmieniał trajektorie lotu zgodnie z kierunkiem w jakim poruszał się chłopak. 

Był ostatni dzień roku szkolnego, a co za tym idzie początek długo wyczekiwanej przerwy. Coroczny wyjazd do babci na wieś był jedyną rzeczą, która motywowała Jimina do przedzierania się przez sztywny huragan rzeczywistości. 

Wakacje. Wolność. 

Czym dla Jimina była wolność? Zapachem letniego poranka, świeżej pościeli i zmielonej kawy. Każdym pojedynczym promieniem słońca i kropelką deszczu. Długimi spacerami po pobliskich lasach, wieczorami spędzanymi na rozmowach ze starszą i słuchaniu świerszczy. Rowerowymi przejażdżkami na tle zachodu słońca przez niekończące się pola ryżowe. Niebem.

Kochał patrzeć w niebo. Nieosiągalne piękno tuż nad głową sprawiało, że czuł się jak maleńki płatek kwiatu, który odłączył się od reszty i opadł na błękit tafli jeziora. Chmury żeglowały razem z nim, zmieniając swoje kształty i przytulając go do siebie czułym puchem. Liście, którym również udało się wyrwać ku przestworzom tańczyły z nim w jednym wielkim marszu wolności. Świat anielski, taki nierealny w zetknięciu z codziennością wręcz dziwny.

Dokładnie tak samo jak Park Jimin.

firefly forest  II yoonminWhere stories live. Discover now