I

584 70 14
                                    

Jeszcze tylko kilka stron. To kłamstwo, które sobie wmawiał już od parunastu lub nawet paru dziesięciu minut, ale jak mógłby przerwać czytanie w takim momencie. Faktycznie zostało mu tylko parę zdań, ale kilka zarwanych nocy spędzonych na czytaniu jej i zbliżająca się pełnia dawały się mu we znaki. Zostało mu już naprawdę niewiele, ale senność brała górę. Chwilka, pomyślał, zanim odpłynął w objęcia Morfeusza.

Następnego dnia czuł się fatalnie, pełnia była tak blisko a on tak katował i tak osłabiony już organizm nie pozwalając mu odpocząć i się zregenerować przez parę nocy z rzędu. Oczywiście żaden z jego przyjaciół nie pozwolił mu wyjść w takim stanie na lekcje nie słuchając jego tłumaczeń. Chcąc nie chcąc musiał się zgodzić. Teraz przynajmniej w spokoju mógł skończyć czytać. Cóż tak przynajmniej myślał, ale, jak na złość książki nigdzie nie było. Przez chwilę leżał zły na cały świat, ale powieki powoli zaczynały mu ciążyć aż w końcu zasnął. Jego sen był jeszcze wyjątkowo płytki więc gdy dotarł do niego dźwięk otwieranych drzwi zaczął się rozbudzać. Postanowił jednak nie otwierać oczu i skupić swój wyczulony słuch. Starał się zgadnąć kto to, od razu wiedział, że to nie Peter — jego kroki były ciężkie i dość niezdarne, to był James albo Syriusz. Wszystko się rozstrzygnęło, gdy podszedł na tyle blisko by Remus mógł go wyczuć, tego zapachu nie dało się pomylić z niczym innym, intensywne męskie perfumy, dym papierosowy i coś trudnego do zidentyfikowania, coś świeżego, jak wiatr, pomyślał, ale zaraz upomniał swój nierozbudzony umysł, brzmi idiotyczne. Nie mógł się powstrzymać od wdychania tego uzależniającego zapachu. Miał wrażenie, że z każdym jego krokiem atmosfera robiła się coraz cięższa. Wszystkie jego wyczulone zmysły były przyjemnie drażnione. Gdy usłyszał głośne uderzenie wbrew sobie otworzył oczy. W pokoju nikogo jednak nie było. Na początku zmrużył nieprzytomnie oczy, ale zaraz przewrócił nimi, gdy zobaczył skrawek buta Syriusza wystający poza pelerynę niewidkę a obok niego leżącą na podłodze książkę. Rzucił w tamto miejsce pierwszą rzeczą, która wpadła mu w ręce i gdy usłyszał oburzony jęk szybko podbiegł, zgarną książkę i wrócił na łóżko.

- Luniek, wiesz ty co — zrzucił z siebie materiał

- Dobrze wiesz, że są dwie zasady, których nie powinieneś łamać pierwsza to nie zabierać i nie jeść mojej czekolady a druga nie zabierać mi książek ani innych rzeczy tylko po to żeby się ze mną drażnić — Syriusz tylko wywrócił na to oczami i rzucił się na łóżko obok niego wyrywając książkę z jego rąk — Syriuszu!

- Po pierwsze dramatyzujesz — Lupin wywrócił na to oczami — po drugie, zamiast czytać do późnych godzin mógłbyś na przykład spać

- Jakbyś ty był święty — mruknął do siebie nieudolnie próbując wyrwać przyjacielowi książkę z ręki — Łapo oddaj

- A magiczne słowo? - szturchnął go ramieniem

- Łapo moja cierpliwość się kończy

- Źle

- Black! - warknął

- Tak? - zrobił niewinną minę

- Proszę, a teraz oddaj — westchnął i już miał brać lekturę z ręki Syriusza, gdy ten nagle cofnął ją cofnął

- Wiesz co, mam lepszy pomysł — nagle zawisnął nad nim i powoli zaczął się do niego zbliżać

- Łapo co ty... - został ucieszony przez usta Blacka.

Niespodziewanie przyjemne zbliżenie zostało przerwane, gdy ten zorientował się, że Remus tylko leżał osłupiały z szeroko otwartymi oczami, gdy Syriusz zażenowany zaczął się oddalać Remus z nieznaną dla siebie odwagą przyciągnął go do siebie i na nowo złączył ich usta.

- A książka? - szepnął pomiędzy pocałunkami

- Ostatni wers — udało mu się wydyszeć, zanim Black znów wpił się w jego usta

***

Tak wiem to shit ale w zasadzie dlaczego by nie podzielić się nim z ludźmi. Proszę weźcie to coś z dystansem, chciałam spróbować swoich sił w one - shotach i to chyba nie dla mnie ale sobie obiecałam, że skończę więc skończyłam. Miłego życia.

Ostatni wers // WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz