PROLOGUE: The Detention

16 1 0
                                    

Wrzesień 2020


— Wyżej noga, Russel! Pół szkoły wie, że potrafisz!


Chloe rzuciła rudowłosej krótkie spojrzenie, ale grzecznie dostosowała się do zaleceń. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy spróbowała raz jeszcze; smukła kończyna wyleciała w powietrze ku uciesze kapitan.


— Widzisz? Jak chcesz, to umiesz — Beverly skomentowała starania koleżanki z drużyny. Klasnęła głośno w dłonie. — Do roboty, suki. Zostało nam niecałe pół godziny do meczu.


Na trybunach powoli zaczęli zbierać się ludzie; nadchodzące starcie Herosów z Grizzli było największym wydarzeniem sezonu, tym samym go otwierającym. Choć Derry High w poprzednich latach zgarnęło niejeden puchar, to nie zmieniało tego, że drużyna z Wildwood należała do naprawdę trudnych, wymagających przeciwników. Zeszłego roku o mały włos nie stracili przez nich korony. Nie mogli pozwolić sobie na żaden błąd.


Ben Hanscom stawiał szczególny nacisk na treningi przez całe wakacje, przez co ani on, ani żaden inny członek Herosów nie mógł z nich należycie skorzystać. Był przekonany, że drakońskie podejście do sprawy opłaci się podczas nadchodzącego semestru. Spędził na boisku stanowczo zbyt wiele dni, aby miało być inaczej. Nie było mowy o pomyłkach. Każdemu, kto choćby ośmielił się o nich pomyśleć, osobiście wybiłby je z głowy. W najlepszy, jego zdaniem, sposób. Nie miał żadnych oporów przed spuszczeniem komuś łomotu, zwłaszcza w imię dobrej sprawy. Pięści kapitana drużyny footballowej były szybkie, ciężkie i trafne. Biada każdemu, kto znalazł się w ich zasięgu.


Mike przestał reagować na agresję przyjaciela, gdy zauważył, że i tak niczego nie wskóra. W jakimś sensie rozumiał pobudki Bena. Do niego także przychodziła ochota rozwalenia czegoś lub kogoś raz na jakiś czas. Narastające uczucie adrenaliny było wprost nie do opisania i zdecydowanie warte utraty kontroli. Bez mrugnięcia okiem pojawiał się przy kapitanie Herosów, gotowy do złapania jakiegoś mięczaka, by blondyn mógł dobitnie pokazać mu swą siłę. Najczęściej dostawało się Tozierowi, który sam pchał się na spragnione brutalności pięści Hanscoma. Hanlon dawno pogubił się w liczeniu, ile razy spuścili frajerowi głowę w klozecie. Był oczywistym oraz łatwym celem: wyrzutek i pedał. Ben z radością terroryzował takich jak Richie. Uważał to za jeszcze lepsze niż sport.


Gdy potłuczony przyjaciel pojawiał się następnego dnia rano na lekcji, Stan witał go cichym, zrezygnowanym westchnięciem. Podczas przerwy zaciągał lokowanego do sali, gdzie mieściła się siedziba szkolnej gazetki i tam z troską w oczach przystępował do wyuczonego już rytuału. Przyciskanie woreczka z lodem do czoła Toziera nie należało do ulubionych zajęć Urisa, ale takie były uroki tej relacji. Wielokrotnie powtarzał mu, że powinien być mniej... rzucający się w oczy, niestety Richie wcale nie słuchał. Nie pozostało Stanowi nic innego, jak po prostu zaakceptować to, że jego najlepszy przyjaciel jest, jaki jest. Nawet jeśli ceną był kolejny siniak na twarzy lokowanego.


Bill Denbrough próbował walczyć z przemocą w szkole odkąd w drugiej klasie wybrali go na przewodniczącego, jednak nie wiele zdziałał w tej sprawie. Apele, projekty, specjalne zajęcia edukacyjne ani trochę nie poprawiły sytuacji w Derry High. Czuł się kompletnie bezradny, bo mimo swej wysokiej pozycji w licealnym światku, nie był w stanie dotrzeć do każdej jednostki, by przetłumaczyć takowej, dlaczego agresja jest zła. Skoro on nie dawał rady, to co dopiero Eddie, jego zastępca. Snuł się za przewodniczącym niczym cień, w milczeniu obserwujący panujący na szkolnych korytarzach chaos. I choć naprawdę chciałby jakoś pomóc, nie miał odwagi. Odwracał wzrok za każdym razem, gdy ekipa Hanscoma dopadała kolejnej ofiary. Tak było bezpieczniej.

We all have our secretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz