Prolog

13 1 0
                                    


Budzę się, ciężko jest mi złapać oddech. Powili staram się otworzyć oczy, prawego nie dam rady jest tak zbite, że czuje potworny ból. Słyszę jakieś krzyki, nie rozumie co się dzieje. Próbuję się poruszyć. Jednym okiem szukam kogoś w tym chaosie, ale postacie są rozmazane. Łzy same płyną po moich policzkach, mój nos jest złamany, w ustach mam pełno krwi.

Dostrzegam pełno czerwonej  ciecz miedzy nogami... och nie moje dziecko !! Próbuję po raz kolejny wstać, albo ktoś zawołać, ale krzyk został zdławiony przez mego oprawce. Staram się zobaczyć kto to jest, walczę z nim, po chwili czuję jak chwyta mnie za gardło. Teraz widzę go wyraźnieć.... To mój mąż, udaje mi się wyszeptać schrypniętym głosem:

- Robert, Proszę Cię... .nasze dziecko.... Ratujcie nasze dziecko... - nagle widzę jak jego spojrzenie łagodnieje, tak samo jak uchwyt na mojej szyi. Widzę za nim biegnącą w naszą stronę Kamile, która coś krzyczy, ale ja już nie słyszę nic. Puszcza mnie, a  ja opadam  na ziemię z wielkim hukiem, czuję żółć nagle podchodzącą do gardła...

Po chwili czuję się zmęczona, chcę mi się bardzo spać. Nie mam sił już nawet walczyć z tym potworem, już ostatni razem obiecał, że to będzie koniec, chce by to naprawdę już był koniec. Czuję jak spadam w ramiona snu, który pozwala mi na chwilę zaznać spokoju, odpocząć, który da możliwość, że przestanę odczuwać ból...

Zachary wybacz, ale mama nie da rady już walczyć, Ciebie też mała kruszynko, przepraszam, że nie było mi dane  cię zobaczyć, przytulić. Mama bardzo was kocha...

Widzę jakieś światło, jest przyjemne, jest to takie ciepłe, czuję ogarniający mnie spokój i ciszę...

Piętno PrzeszłościWhere stories live. Discover now