NADINE POV'S
Weszłam do małego pokoju w moim akademiku. Nie dzieliłam go z nikim, więc miałam jako taką swobodę. Uczesałam swoje długie, lśniące włosy płomiennego koloru w koński ogon, co nie poskutkowało tak, jak tego oczekiwałam. Fryzura niemal od razu mi się rozpadła, zasłaniając mi niemalże całą twarz.
- No tak. Mam stanowczo zbyt dużo włosów. Nie mogę nawet się uczesać! - pomyślałam kręcąc głową z dezaprobatą.
Po jeszcze kilku próbach ogarnięcia swoich włosów, odpuściłam. Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny zaczynają się lekcje. Poszłam po prostownicę do szafy z dębowego drewna. Na jej dnie stało kartonowe, niewielkie pudełko. Wyjęłam z niego urządzenie.
Po kilku minutach miałam już schludne, proste włosy. Bardzo mi to odpowiadało, ponieważ nic w postaci gęstych, natapirowanych loków nie zasłaniało mi widoku. Ostatnie spojrzenie w lustro i byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam torebkę i wyszłam na zajęcia.
~~~
Po drodze przypomniałam sobie, że nie zamknęłam drzwi do pokoju. Puknęłam się z otwartej dłoni w czoło i z rezygnacją zawróciłam. Po drodze przez korytarz natknęłam się na woźnego, pana Arthura.
- A gdzie to się panienka wybiera? Wagary sobie urządzamy? Lekcja się już zaczęła panno Lorence. Proszę wracać do klasy.
- To nie tak! Ja n-nie zamknęłam na klucz mojego pokoju! - zająknęłam się. Większość uczniów bała się woźnego. Niestety ja zaliczałam się do tej większości.
- Uważaj, bo uwierzę. Natychmiast wracaj do klasy.
Spuściłam głowę i zawróciłam, odprowadzona czujnym wzrokiem pana Arthura. Było mi wstyd, że nie sprawdziłam drzwi wcześniej. W końcu weszłam do klasy. Starałam się to zrobić jak najciszej, żeby uniknąć wszelkich pytań i zamieszania. Zbędnego zamieszania wywołanego moją osobą na lekcji. Uwielbiam się uczyć i jestem klasową kujonką. Nie chciałam więc zakłócać lekcji, a spokojnie wejść, usiąść i zająć się przedmiotem, nie zwracając na siebie uwagi innych. Ale nie wszystko poszło po mojej myśli. Gdy zamykałam za sobą drzwi zaskrzypiały tak przeraźliwie, że wszyscy (z panią włącznie) odwrócili się w moją stronę. Zarumieniłam się ze wstydu już po raz drugi tego dnia. Policzki miałam barwy włosów. Dosłownie. Były one w tej chwili czerwone jak moje rude włosy, które niedawno ułożyłam.
- Spóźniłaś się, Lorence. - stwierdziła unosząc jedną z czarnych brwi.
- Przepraszam. Nie zamknęłam pokoju. Jak miałam wracać natknęłam się na pana Arthura. Kazał mi udać się do klasy.
- Daruj sobie to usprawiedliwienie.
- Czyli mi pani nie wierzy?
- Tego nie powiedziałam. Siadaj.
W moich oczach mimowolnie zaszkliły się łzy. Już chciałam usiąść na swoje codzienne miejsce odprowadzana chichotami innych uczniów, gdy zauważyłam, że jest ono zajęte. Rozejrzałam się po klasie. Inni także pozmieniali swoje miejsca.
- No tak. Zapomniałam ci powiedzieć, że zrobiliśmy małe przemeblowanie. Od dziś nie siedzisz z Charles'em. Do naszej klasy dojdzie para nowych uczniów, Alexis Gerbotto i Charlotte Kquite. Ty siedzisz z Charlotte, a Charles z Alexis'em. Mam nadzieję, że to nie problem. - nauczycielka zamrugała swoimi długimi rzęsami (na moje oko były doczepiane).
- No pewnie, że nie. Cieszę się, że klasa się powiększy. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Świetnie. Wy dwie siedzicie w ostatniej ławce. - powiedziała z tak samo ironicznym uśmieszkiem.
Byłam lubiana przez większość nauczycieli i nauczycielek, ale pani Giselle stanowiła wyjątek. W zasadzie to jedyny. Usiadłam niechętnie w ostatniej ławce. Wyjęłam swoje książki i poddałam się, jak co lekcję, rozmarzeniu. Tyle, że wcześniej robiłam to zwykle bezkarnie, prawie nigdy nie brana do tablicy. Ale cóż. Gazela (przezwisko od Giselle) się na mnie uwzięła. Tylko... za co? Za jedno wystąpienie najlepszej uczennicy w klasie? Za małe spóźnienie? Nie mam pojęcia. Jeszcze kilka razy (mam na myśli cały czas) brała mnie do odpowiedzi. Do czasu aż zadzwonił dzwonek...
~~~
CZYTASZ
Floral Lips
RomanceWhen the flower blooms, a ray of sunshine in the sky will come. When love rises among teenagers, it's a time of giggles and the help of flowers.