A/N: Próbowałam napisać to od listopada, kiedy to na facebookowej Hetawce pojawił się temat Dziadów. W końcu udało mi się to skończyć - mamy kwiecień, wow. W założeniu miała to być komedyjka, z czasem historia zaczęła żyć własnym życiem.
Występuje cała moja hetaliowa gromadka, czyli bracia Beilschmidt, Feliks, Taurys, Katerina, Wania i Nikolai zastępujący Natalię, oraz alkohol w dużych ilościach, suche żarty i seksualne żaluzje ¯\_(ツ)_/¯. Zapraszam!
inspiracja co do tytułu: Strachy na Lachy - Zimne dziady listopady
***
Dzisiaj przeniósł się z pracą do salonu, by chociaż trochę zmienić otoczenie; w tle słychać było telewizor, pachniało kawą, a za oknem tańczyły złotoczerwone liście, na które zerkał, by zrelaksować oczy, piekące od ciągłego przesiadywania nad dokumentami.
Pociągnął łyk ze swojej filiżanki, a potem znowu wziął w ręce długie pismo, które czytał od czterdziestu minut, próbując zrozumieć, o co chodzi autorowi. Kofeina pomagała; znów zaczął czytać od pierwszej strony, od czasu do czasu zerkając do swoich starannych notatek. Gdy już był pewien, że załapał sens tego prawniczego bełkotu, pełnego krasomówczych naleciałości z łaciny, ze skupienia wybił go pełen żałości głos:
– Bruderherz, nudzi mi sięęęę.
Cholera jasna. Niemcy przymknął oczy, policzył do dziesięciu i znów spojrzał na dokument. Nikły przebłysk zrozumienia uleciał w nicość i znów wgapiał się w kompletnie niezrozumiałe zdania. Legem brevem esse oportet, quo facilius ab imperitis teneatur, tłumaczył autor, prawo winno być zwięzłe, aby każdy mógł je zapamiętać, ale wbrew swoim słowom opisał problem tak, że Ludwig znów nie miał pojęcia, o co się w ogóle rozchodzi.
– Zajmij się czymś pożytecznym – burknął Niemcy, odsuwając od siebie to konkretne pismo i łapiąc za następne w nadziei, że będzie napisane bardziej przystępnym językiem. Odetchnął na widok czystej niemiecczyzny.
– Nie pozwalasz mi podpisywać dokumentów, odkąd... – przypomniał Gilbert, znacząco zawieszając głos.
– Dobra, dobra! – odparł szybko Ludwig, nie chcąc pamiętać, jaką wielką katastrofą był tamten niefortunny podpis. Trzy miesiące to odkręcał... Rozejrzał się po salonie, czując się jak rodzic próbujący wymyślić zajęcie znudzonemu dziecku. Na pewno to on był młodszy? – Idź gdzieś z kumplami...
– Antonio poleciał do Meksyku na Día de Muertos, a Francis jest zajęty – poskarżył się Prusy. Leżał na kanapie i od niechcenia popijał kawę z kubka. Co parę minut zerkał na emitowany w telewizji dokument historyczny, ale sądząc po okazjonalnych „no, bez przesady" wymruczanych pod nosem, narracja programu niezbyt mu się podobała. – W ogóle to jestem na nich wkurzony, oszukali mnie! Nasza impreza halloweenowa miała trwać tydzień, tak jak ten ostatni Sylwester w akademiku u Łukasiewicza, a oni się zmyli bez słowa i zostawili mnie samego. Jak tak można traktować emeryta, co?
– No to dzwoń do Łukasiewicza – Niemcy wzruszył lekko ramionami, rozmasowując zesztywniały kark. – Zaraz ci zorganizuje Sylwestra w jakimś akademiku.
– A wiesz, że to niegłupi pomysł? – Prusy wyraźnie się ożywił. – Ale wolałbym jednak te mroczne klimaty Halloween... Który dzisiaj?
– Drugi listopada.
– Czyli zdążył już zrobić tournée po cmentarzach, a na organizację urodzin jeszcze trochę za wcześnie... – stwierdził Gilbert i uśmiechnął się szeroko. – Na pewno się nudzi. Na szczęście, dzięki mnie, zaraz będzie miał zajęcie... Pożycz mi telefon, padła mi bateria, zresztą, Polen nie odbiera ode mnie od dnia, w którym zadzwoniłem do niego o piątej rano, chyba się obraził...
CZYTASZ
[aph] Dziady listopady
FanficPrusy się nudzi, a Polska organizuje Dziady i sprasza większość sąsiadów, by odprawiać stare rytuały - nie wszystko jednak idzie tak, jak powinno: zgromadzeni łamią wszystkie trzy ustalone zasady, odwiedzają ich nieprzyjemne duchy i zamiast zabawnej...