❌ fuck me illegaly ❌

190 17 32
                                    

Ulica Busan. Niby taka zwyczajna, ale jednak no nie do końca. Światła, neony, ludzie, samochody, sklepy, budynki, linie telefonicznie. Normalnie bardziej pstrokato niż stringi mojej bab... A NIE TO NIE JEST TEN MATERIAŁ.

Wracając... Właśnie taką ulicą szedł pewien nastolatek. Nastolatek o imieniu Jungkook któremu ciotka kazała iść do kościoła by wypędzić z niego demona. A tak naprawdę kazała mu iść do księdza po papiery odnośnie bierzmowania jego brata. Szkoda że ta wizyta wpędzi w niego kolejnego demona, dużego demona, różowego demona...

No i tak szedł, omijając ludzi, psy, koty, małpy bo takowe też w mieście występują. I takim oto sposobem znalazł się w tej spokojniejszej części miasta, w której znajdował się cel jego podróży, miejsce udręki wielu nastolatków, tor wyścigowy dla dzieci, świątynia starych pań, budynek z plusem na dachu - kościół.

Od małego chodził do kościoła, wyznawał religie "siusiu, paciorek, spać". Wierzył w kościół, Boga, przykazania i te wszystkie takie. Miłość do kościoła - tak został wychowany, choć widział że niektórzy księża to dzbany. Z wiekiem zaczął dostrzegać mniej sensu w całej otoczce kościoła i tak jakoś przestał wierzyć.

Rozejrzał się po terenie kościoła. Budynek z plusem, cmentarz, parking i plebania przypominająca wille. Przez chwilę pomyślał o tym że w sumie fajnie byłoby być księdzem. Hajs z tacy, picie mszalnego wina, dzieci, starsze panie robiące wszystko za pobłogosławienie (z całym szacunkiem do starszych pań i dzieci).

Udał się w stronę plebanii. Wszedł po schodach przy okazji podziwiając ogród księdza. Przystojny, seksowny, ogrodnik, bogaty - ideał. Zadzwonił dzwonkiem i tak se stał. I czekał. I sie doczekał.

Drzwi otworzył mu sam ksiądz w samej swej ksiądzowej postaci. No może nie do końca. Jego look nie przypominał księdza. Roztrzepane włosy, odpięta koszula i ślad szminki na cycku. Automatycznie się skrzywił.

- Szczęść Boże. Mogę wejść? Sprawę mam do księdzunia - chamsko bez odpowiedzi przepchnął się obok księdza i wlazł do środka. O mało nie zabiła go dziewczyna która wybiegła z prędkością hieny z kancelarii Taehyunga.

- To ksiądz przypadkiem nie żyje bo ty by zbawić a nie się zabawić? - spytał ironicznie i wpakował dupe na fotel naprzeciwko biurka. I tak se siedział i naszła go ochota na wywiad środowiskowy.

- A ksiądz to jakim jest księdzem? - spytał i sięgnął po książkę leżącą na blacie
- Jestem wikarym - mruknął i usiadł po drugiej stronie biurka - a kolega w jakiej sprawie?
- Te księdzuniu, nie skończyłem! - oburzył się - A może być ksiądz większym księdzem?

- Cóż, ja z reguły jestem duży - poruszał dwuznacznie brwiami - TYLKO NIE MÓW NIKOMU!

- To odpowie ksiądz?
- Mam szanse na zostanie proboszczem
- A większym?
- Gdybym się uczył to mezopotamem, prałatem lub biskupem
- Żebym jeszcze wiedział co to znaczy
- Mezopotam to...
- Cichaj pan bo mówię - jebnął w niego ołówkiem - I już większym nie?
- Teoretycznie kardynałem a bardzo teoretycznie to papieżem
- Już większym nie? - księdzunio zrobił minę tupy "jak nie zamkniesz mordy to Ci zajebie"
- No przecież Bogiem nie zostanę!
- A widzi ksiądz, jednemu z naszych się udało!

- Jaki sens ma twoja wypowiedź? - spytał patrząc na niego z przekąsem
- Nie wiem, w necie przeczytałem - burknął i wyciągnął telefon.

- Po co przyszedłeś piękny chłopcze? - spytał wzrokiem wiercąc dziurę w głowie młodszego.
- A już zapomniałem. Coś o bierzmowaniu. Data czy coś
- A tego to nawet ja niewiem.
- Ksiądz jest księdzem, powinien wiedzieć.  - przerwał
- Ja tylko czytam biblię na głos w kościele i dzieci rucham. Z takimi pytaniami proszę do proboszcza.

bad priest | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz