W pizzerii zajęliśmy jeden stolik. Kelner przyniósł nam menu, i w tym momencie zaczęła się zabawa. Początkowo planowaliśmy zamówić jedną, dużą pizzę, bo tak wychodziło taniej. Jednak nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem.
- Czyli bierzemy numer 15? - Cole odwrócił na chwilę wzrok od karty i na nas spojrzał.
- Nie ma mowy, ja przecież nie lubię mięsa. Jesteś moim przyjacielem, powinieneś o tym wiedzieć! - odpowiedział mu wzburzony Jay - Ja uważam, że najlepsza opcją będzie numer 21 -
- Czy ty człowieku widzisz ile tam jest warzyw? Nie lubię warzyw - odezwał się Cole.
- No to masz problem, bo ja nie lubię mięsa.
Spojrzałem na kłócących się chłopaków załamanym wzrokiem. Oni tak na serio, czy tylko udają?
- Weźmiemy połowę takiej, połowę takiej. Z czym wy macie w ogóle problem? - Nie odrywając wzroku od chłopaków, ułożyłem dłonie w piramidkę - Mieliśmy przecież wziąć tą największą.
- Yyy, a Tobie pasują w ogóle te pizze? - Zapytał brunet, nie odrywając wzroku od menu.
- Jeśli nie ma na nich cebuli, to mogę zjeść. - Kelner przyniósł nam tylko dwie karty, a z racji że Jay i Cole od razu się na nie rzucili, nie bardzo jak miałem zobaczyć jakie mam rodzaje pizzy do wyboru.
- No to chyba mamy problem, bo na obu jest cebula. - powiedział lekko zmieszany Jay.
- Nie możecie powiedzieć przy zamawianiu że chcecie zamówić bez cebuli? - spojrzałem na nich błagalnym wzrokiem.
- Nieee, bez cebuli pizza nie sensu.. - powiedział Cole.
- No to chuj, każdy zamówi sobie swoją własną i zapłacimy 3 razy więcej. - Jay odłożył kartę i uśmiechnął się takim swoim, wrednym uśmieszkiem.
Ostatecznie zrobiliśmy tak jak powiedział Walker. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, ale nie zgadzaliśmy się jednak w większości spraw. Zwykle tak w przyjaźni bywa, przynajmniej tak mi się wydaje.
Po skończeniu posiłku postanowiliśmy ,że wrócimy z powrotem na skatepark. Zaliczyliśmy jeszcze lody po drodze, bo jak to tak bez lodów.
Usiedliśmy na pierwszej lepszej ławce. Rozmawialiśmy na totalnie randomowy temat, podczas gdy na teren skateparku wkroczył Kai Smith. Dlaczego razem z siostrą byli tak lubiani i popularni? Otóż byli oni dziećmi aktorów, którzy byli sławni nie tylko w Ninjago City. Byli znani w całym kraju, o ile nie na całym świecie.
Z jednej strony bardzo Kaiowi zazdrościłem. Miał świetną chatę, pieniądze i popularność. Z drugiej, nie wiadomo czy jego przyjaciele są z nim dla niego, czy może jednak dla wszystkich rzeczy materialnych jakie posiada. No i prawdopodobnie nigdy się nie dowiem jak jest naprawdę.
W duch modliłem się, żeby Cole nie wpadł na pomysł, żeby pójść przywitać się z młodym Smithem. Wspominałem już, że nic dziś nie idzie po mojej myśli?
Było nawet gorzej niż się spodziewałem, bo to Kai wpadł na pomysł podejścia do nas. I w tym momencie moje tętno wyniosło pewnie 38924 na 60.
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak zareagowałem.
Podczas gdy Jay i Cole witali się z Kaiem, ja wbijałem wzrok w telefon, i udawałem że z kimś piszę. I moje udawanie szło zajebiście, do momentu gdy z ust Cole'a nie padło pewne, krótkie zdanie.
- A to jest Lloyd, mój przyjaciel - przełknąłem ślinę i spojrzałem na Smitha, potem na bruneta, a następnie znowu na Smitha.
- Hej, miło Cię poznać - chłopak uśmiechnął się, a następnie wyciągnął dłoń w moją stronę. To chyba najpiękniejszy uśmiech jaki w życiu widziałem.
- Yy, jestem Lloyd. Również miło Cię poznać -podałem mu rękę i oddałem uśmiech.
Przy okazji przyjrzałem mu się bliżej. Brunet miał niezwykle śliczne, ciemne oczy i opaloną skórę. Jestem prawie pewny, że na włosach miał więcej żelu, niż było go we wszystkich drogeriach w Ninjago City. Aczkolwiek u niego wyglądało to dobrze, a nawet bardzo dobrze. Był sporo wyższy i lepiej zbudowany niż ja. Zauważyłem u niego także tatuaż pod obojczykiem.
Próbowałem się mu przyjrzeć, co jednak nie okazało się być dobrym pomysłem. Chłopak ewidetnie zauważył że wbijam wzrok w jego tatuaż. Brunet delikatnie się schylił, żeby być na wysokości mojej twarzy, po czym patrząc mi w oczy, głupio się uśmiechnął. A ja od razu spaliłem buraka, i szybko odwracając wzrok rzuciłem ciche „przepraszam".
Przysięgam, jestem największym przegrywem w tym mieście.
- Skoro tak bardzo Cię zainteresował ten tatuaż, powiem tylko tyle, że są to dwie daty. Nic specjalnego. - rzucił Kai wzruszając ramionami.
Przytaknąłem mu tylko, po czym zauważyłem że moi przyjaciele wręcz dusili się, próbując się nie śmiać. Później ich za to pobiję, serio.
Smith jeszcze chwilę z nami porozmawiał, a właściwie to z Colem i Jayem, bo mi było zbyt głupio żeby rozmawiać, po czym pożegnał się z nami, i wrócił do swoich znajomych. Spojrzałem na niego ostatni raz, gdy odchodził. Rzucił mi wtedy uśmiech, którego za cholerę nie potrafię opisać. Miał w sobie coś, coś innego niż zwykłe uśmiechy. Dobra stop. O czym ja w ogóle myślę?
Gdy tylko Kai poszedł, usłyszałem śmiech. Głośny śmiech. Należący do dwóch osób które siedziały obok mnie.
- Stary, coś ty odpierdolił? - zapytał Jay, cały czas się śmiejąc.
- No chciałem tylko jego tatuaż zobaczyć, okej? Nie moja wina że zwrócił uwagę na to, że patrzę..
- Mogłeś to bardziej dyskretnie zrobić. On od razu zauważył że się na niego gapisz. - powiedział Cole, prawie dusząc się ze śmiechu.
- Gdybyś tylko widział jego wzrok. - wtrącił Jay - myślałem że się posikam ze śmiechu.
- Dobra, nie ważne, koniec tematu - zasłoniłem twarz dłońmi, żeby nie było widać jak się rumienię -błagam, zmieńmy temat.
Resztę dnia mega szybko mi minęła. Około 22 stwierdziliśmy że wypadało by iść już do domu. Po drodze jednak zaliczyliśmy kebaba. No i piwo. Cole jest od miesiąca pełnoletni, więc kupił nam po jednym. Później po drugim. A jeszcze później po trzecim.
Do domu wróciłem koło północy. Nie chciało mi się już kąpać, więc od razu po wejściu wjebałem się do wyra. Rano muszę skoczyć z chłopakami na zakupy. Głównie po jakieś alko i przekąski, jednak mi powoli kończyło się jedzenie, więc muszę kupić sobie od razu jakieś żarcie, bo umrę z głodu zanim moi rodzice wrócą.
Byłem już naprawdę blisko zaśnięcia, kiedy z tyłu mojej głowy pojawiła się sytuacja ze skateparku. Dalej mi głupio. Ale no cóż, co się stało już się nie odstanie. Może nawet nie pomyślał o mnie aż tak głupio jak mi się wydaje.
Nie mam pojęcia.
Starałem się zacząć myśleć o czymś innym. I chyba mi się udało, bo po chwili oddałem się w objęcia Morfeusza.
×××
CZYTASZ
shape of your smile ×greenflame×
FanfictionPrzyjaciele Lloyda urządzają w jego mieszkaniu imprezę, na którą chłopak do dziś nie wie, jakim cudem się tamtego dnia zgodził. Jednak gdyby nie ona, wiele rzeczy w jego życiu nie miałoby nigdy miejsca. Pierwsza książka, nie bijecie za bardzo😩😩 W...