Rozdział 3

566 30 30
                                    

🌼Palermo🌼

Podczas gdy Rzym się myła, ja miałem czas na lekturę. Wziąłem do ręki książkę, która leżała na szafce nocnej. Była cała zakurzona. Ręką przetarłem jej okładkę. W myślach przeczytałem tytuł, Żydówka z Toledo. Z ciekawości zacząłem czytać, ale w pewnym momencie poczułem jak powieki mi opadają. Zasnąłem. Pierwszy raz sam. Bez żadnych leków. Często nie spałem nocami.

***

Na moją twarz polały się złote promienie słońca. Kurwa dlaczego nie zasłoniłem okna. Usiadłem na łóżku i otworzyłem zaspane oczy. Nigdy tak dobrze nie spałem. Popatrzyłem w moje prawo. Nie było jej już. Westchnąłem i zacząłem się przebierać. Gdy zakładałem bokserki drzwi zaskrzypiały.

—Palermo choć na... — to był Helsinki — Przepra...

—Czy tutaj nikt nie umie pukać?! — wrzasnąłem poirytowany zasłaniając się szlafrokiem.

Mężczyzna nie odpowiedział tylko zamknął drzwi od pokoju. Ja kiedyś go zamorduje. Szybko założyłem gacie na tyłek. Założyłem koszulkę i pośpiesznie wyszedłem z pokoju. Przed pokojem stał gruby. No dawaj co tam masz mi do powiedzenia.

—Przepraszam — był czerwony ze wstydu. Założyłem ręce na piersi wyczekując dokończenia jego wypowiedzi — Ale... bardzo dobrze wyglądasz...

Złapałem się za głowę i poszedłem do ogrodu, omijając go. Helsinki odrazu mnie dogonił i poszedł ze mną. Wciąż wydawał się zakłopotany... słodko. Weszliśmy na dziedziniec. Przy stole siedzieli już wszyscy.

—Ktoś tu dziś dobrze spał — parsknął Denver. No kurwa nie zauważyłem — W ramionach Rzymu się dobrze spało?

Ściskałem rękę w pieść. Jebany chuj. Zaraz mu urwę ramiona i nie będzie kto miał w nich spać. Poczułem na moim ramieniu rękę grubego. Odrazu ją zrzuciłem i usiadłem koło Sergio. Czułem na sobie jego wzrok. Pewnie po śniadaniu będzie wypytywał i mówił, że nie mogę się zakochać. Trochę się spóźnił. Zakochałem się już wiele lat temu. Vivien znów siedziała koło Bogoty i Marsylii. Profesor podał mi talerz z moimi ulubionymi płatkami. Kiwnąłem mu wdzięcznie głową i nalałem do miski trochę mleka z dzbanka.

—Jak się spało? — zapytał z niewinnym uśmiechem Sergio.

—Dobrze — odpowiedziałem pomiędzy kolejnymi łyżkami — A tobie?

—Bardzo — kątem oka popatrzył na siedzącą koło niego Lizbonę. No jasne.

Kiwnąłem głową w odpowiedzi. O co miałem zapytać? Czy dobra jest w łóżku? Przepraszam, ale nie jestem Denverem.

—I jak było z Rzymem? — nagle szepnął do mnie Denver. Poradnik jak wywołać wilka z lasu? Zgłoś się do mnie.

—Nic z nią nie robiłem — warknąłem w jego stronę.

—Ma dobry humor — prychnął z pełnym pyskiem — Myślałem, że to twoja zasługa.

—Wiesz, że jest taka możliwość — popatrzyłem na niego zirytowany — Że ktoś się budzi z dobrym humorem?

Mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony. No kretyn jak się patrzy.

—Jesteś tego pewien? — zapytał trochę zmieszany.

—Czy mógłbyś zamknąć pysk! — uderzyłem w stół zirytowany. Wszyscy popatrzyli na nas zdziwieni.

Odkrzyknąłem i wstałem biorąc talerz. Posłałem Denverowi gniewne spojrzenie. Zauważyłem złośliwy uśmiech Tokio. Ona coś podejrzewała.

—Co ty taki zirytowany? — zaśmiała się złośliwie dziewczyna.

—Bo ktoś — popatrzyłem zniesmaczony na Helsinki, a ten zaczął się czerwienić z wstydu — Wszedł mi do pokoju gdy właśnie zakładałem gacie.

Tokio parsknęła... tak samo jak reszta, oprócz Sergio i Helsinki. Świetnie. Jestem pośmiewiskiem. Przypomnij mi po co ja to mówiłem? Miałem ochotę zabetonować tą burą sukę w ścianie klasztoru. Przewróciłem oczami i poszedłem do kuchni.

—Hej... wszystko w porządku? — odwróciłem się. Znowu on.

—Tak, tak — wymamrotałem wchodząc do kuchni i kładąc talerz w zlewie.

Poczułem jego ręce na moim brzuchu. Czy on mnie przytulał? Odwróciłem się nagle. Helsinki przytulił mnie mocno do siebie. Zarazem chciałem by mnie puścił, a zarazem by robił to dalej. Dlaczego? Dlaczego jestem tak skomplikowany nawet dla siebie. Poczułem przypływ mocy. Musnąłem lekko jego usta swoimi. Mężczyzna się zarumieniła. To chyba było trochę głupie, ale co mam do stracenia? Położyłem swoje ręce na jego torsie i odepchnąłem go lekko. Helsinki nic się nie odezwał. Patrzył tylko jak opieram się o zlew z zadziornym uśmiechem. Włożyłem ręce w kieszenie i ominąłem go lekko stykając nasze ramiona. Wróciłem do ogrodu. Czułem się o wiele lepiej. Usiadłem spokojnie do stołu. Nie było już przy nim Tokio, Denvera i Sztokholmu. Westchnąłem szczęśliwy w duchu. Usiadłem koło Sergio. Zamknąłem oczy chcąc poukładać myśli. Na moją twarz spadały promyki słońca, było to miłe uczucie.

—Palermo, musimy porozmawiać — szepnął do mnie Profesor. Kto miał racje?

—Mhm — mruknąłem otwierając oczy.

Sergio wstał i pokazał mi bym za nim poszedł. Westchnąłem leniwie. Przeciągnąłem się i wstałem. Razem podeszliśmy pod drzwi pokoju gdzie wszystko planowaliśmy. Oparłem się o zimną ścianę.

—No więc? — popatrzyłem na niego znudzony. Czuje się przy nim jak w szkole. Ciągły opierdziel.

—Jesteś z Rzymem? — zapytał z poważną miną. Oczywiście, że o to chodzi.

—Jestem gej... — nie zdołałem dokończyć.

—Wiem, ale widzę jak wobec niej się zachowujesz — westchnął Sergio. Znał mnie tak samo jak Andres.

—Fajna z niej dupa — wymamrotałem — Ale nic z tego nie będzie.

Sergio poklepał mnie po ramieniu. Chyba był szczęśliwy, że to nic poważnego. Takie związki mogą zniszczyć napad. Westchnąłem i zdjąłem jego rękę z mojego ramienia. Dlaczego nie może być inaczej.

Włoska Tragedia - Palermo x OC Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz