Rodział 0

75 3 1
                                    

    Jest wieczór. Ciężkie krople deszczu rytmicznie obijają się o betonową drogę. Pusta ulica, a po środku niej stoję ja.
    Powolnym krokiem poruszam się do przodu kiwając się na boki z osłabienia. Tej nocy nie przejeżdżał tędy żaden samochód, choć zwykle mimo mroku tętni życiem. Czekałam na to by zrobić kilka ruchów i zakończyć tą ślepą podróż, wpadając pod ciężarówkę. Moje ciało leżące w rowie, otoczone kałużą wolno skrzepniałej krwi rozmytej przez deszcz musiałoby pięknie wyglądać, przy porannym świetle słońca. — Wyobrażałam to sobie i okropny ból towarzyszący mi przy ostatnim tchnieniu. Łzy powoli napływały do mych oczu, a następnie rozmyte deszczem spływały mi po policzkach.
     Mijając kolejną latarnię oświetlającą drogę ciepłym żółtym blaskiem, zobaczyłam chłopaka. Im bliżej podchodziłam, tym wyraźniej widziałam jego puste oczy, wpatrujące się wemnie. Gdy byłam już tak blisko, by mógł mnie chwycić za kark i bez problemu udusić wyciągnął przed siebie rękę. Jego szczupłą dłoń z pokaleczonymi palcami otarła się o mój policzek. Na chwilę zamknęłam oczy i zapomniałam o wcześniejszych myślach. Całe zło zemnie wyparowało wraz z resztką szczęścia. Po krótkim locie w chmurach spadłam na ziemię, rozbijając sobie głowę o drogę, po której wcześniej ostatkiem sił stawiałam kroki.
    Po otrząśnięciu się z koszmaru zafundowanego przez nieznajomego, wypełnił mnie dyskomfort i delikatne uczucie pustki. Nawet smutek, który mnie wcześniej prowadził na śmierć nie towarzyszył mi w tej chwili.
    Gdy jego dłoń wróciła na swoje miejsce, znajdujące się w kieszeni mokrego płaszczu, odważyłam się ponownie spojrzeć mu w oczy.       Nadal wydawały się puste, bez żadnego ludzkiego wyrazu. Czerń pochłaniała wszelkie inne kolory stanowiące tęczówkę oka. Jego źrenicę tak nienaturalnie powiększone spowodowały natychmiastowe odmówienie pracy mięśni nóg. Przez co upadłam w jego ramiona. Poczułam jakbym skoczyła na własne życzenie w tę pustkę i w niej powoli tonęła. Próbowałam wydostać się na powierzchnie bez żadnego rezultatu. Ledwo wstrzymywałam oddech, co z każdą sekundą stawało się trudniejsze, aż w końcu moje płuca wypełniły się słoną wodą.

Uciec przed śmierciąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz