(jakim cudem tytuł i opis tak cholernie trudno wymyślić?)
Tak, wyszło źle, ale... Coś jest... Dobra to słabe wytłumaczenie. Przepraszam, że sknociłem
×××
— Harry! Nie możesz zawsze iść tam, gdzie niebezpieczeństwo! To jest no... nieetyczne! Czy ty wiesz jak się martwiłam?! Harry, słuchasz mnie? — Hermiona wręcz krzyczała mu do ucha, próbując nadążyć za nim na schodach.
— Ale to nie ja się umyślnie pakuje w niebezpieczeństwa, a no samo jakoś przychodzi. Oj, dobrze wiesz co mam na myśli. Zawsze zjawiamy się w najgorszych momentach — odparł, usiłując się na spokój.
Potter doceniał, że jego przyjaciele tak się o niego martwią, ale co on mógł zrobić? Przecież nie wybierał takich miejsc, gdzie mogą go zabić, no nie? To śmierciożercy czekają zawsze akurat tam, gdzie on ma się zjawić.
— Nie pędź tak! Musisz bardziej uważać, dobrze wiesz, kto powrócił — prychnęła zrezygnowana dziewczyna.
— Dziewczyny i te ich hormony... — mruknął Ron, niemal biegnąc za przyjaciółmi.
— Ron! Ty...! — zaczęła Hermiona, ale nie za bardzo wiedziała jak mogłaby tym razem go wyzwać, aby się nie obraził. — Dobrze, postaram się nie martwić za bardzo, ale powinniście bardziej uważać.
Harry kiwnął tylko głową, ale nic nie odpowiedział. Nie miał ochoty ciągnąć sprzeczki z Hermioną, skoro miała rację. Tym razem nie był ostrożny i przez niego wszyscy mogli przepłacić za to życiem, czego Haeey by sobie nie darował. Jak mógł narażać swoich przyjaciół na takie niebezpieczeństwo?
— Moglibyśmy tak nie pędzić? Po co się tak śpieszymy? — jęknął Ron, bo powoli opadał z sił. Biegli tak przez połowę Hogwartu i ani Harry, ani Hermiona na moment nie zwolnili. Wolał chociaż wiedzieć na co marnuje swoje siły niżeli biegać na darmo za jakąś błahostką.
— Nauczyciele chcieli widzieć wszystkich w Wielkiej Sali. Nie możemy się spóźnić aż nadto, bo dostaniemy i nasz dom straci punkty. Chyba nie muszę ci tłumaczyć ile się napracowaliśmy, aby je zdobyć, prawda? Kilka dni spędziłam, pomagając to tu, to tam... — odparła Hermiona, starając się nie wywrócić na Harry'ego.
— Aha. — Ron kiwną głową. — Aha.
Harry już skręcał za róg, gdy wpadł na jakąś dziewczynę. Była niską blondynką, która spieszyła w przeciwną stronę niż oni. Potter pomógł wstać jej z podłogi i uśmiechnął się do niej.
— Nic ci nie jest? — spytał, uśmiechając się szerzej.
— Nie, chyba nie — odparła i spojrzała na Pottera. Dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć, patrząc na chłopaka. Jego uśmiech zarażał.
— Nie każdy wpada na pana Pottera. Masz szczęście. Akurat autografy się przeceniły — westchnął poważnym tonem Ron.
Czasami miał dość życia w cieniu przyjaciela. Nie chciał być popularny tak jak on, ale zawsze gdy tylko mijał jakąś dziewczynę, akurat pytała o Harry'ego. Nikt nigdy nie spytał się o niego. Było to męczące, gdy po raz setny ktoś zatrzymywał ciebie, aby wypytać o Pottera. Nie zawsze był w sosie, aby cokolwiek mówić, a niektóre laski były po prostu nachalne i nic więcej. Inaczej nie można było tego nazwać. Większość z nich leciała na jego sławę i niektóre się nawet s tym nie kryły.
— Co? Nie, nie, nie! Nie potrzebuję jego autografów. No chyba, że zgarnęłabym od was wszystkich to by fajnie było. Wiecie całą paczkę bym miała, a o to w tym chyba chodzi nie? Przyjaciele sławy też podpisać mogą, może ktoś bardziej pamiętać będzie... Czy coś — zaśmiała się, spoglądając na zdziwione twarze Rona i Hermiony. Zazwyczaj nikt nie pyta ich o autograf. Cóż, nikt nigdy nie pyta o autograf. — Oh, no tak! Nie przedstawiłam się! Fox. Znaczy Victoria Fox. Przepraszam, jestem tak zabiegana, że niczego nie ogarniam. Moje myśli latają wokół czegoś innego.
— A no właśnie. Podobno kazali nam wszystkim w Wielkiej Sali się spotkać, a ty leziesz w przeciwną stronę kompletnie. Masz jakieś bojowe zadanie czy coś? — Ron spojrzał na nią, unosząc brew.
— Co? Druga strona? Jak? No nie! Nie ogarnęłam, że ją minęłam! Co się ze mną dzieje? — jęknęła, chowając twarz w dłoniach. Czuła się po prostu bezradnie. Nic nie szło po jej myśli tego dnia. Dosłownie nic.
— Spokojnie, masz szczęście, że trafiłaś na nas! Może i niektóre osoby ciągną do niebezpieczeństwa jak koperek do zamrażarki, ale to nic strasznego — powiedziała Hermiona, podchodząc do blondynki bliżej. — A teraz musimy się pospieszyć, bo nam punkty odejmną!
Wszyscu pędem ruszyli do Wielkiej Sali, chociaż i tak wiedzieli, że są już spóźnieni nie mogą wejść od tak nie zauważeni. Jeśli nikt nie zwróci uwagę to owszem dadzą radę, ale to raczej wątpliwe. Szczególnie jeśli gdzieś w pobliżu jest jakiś nauczyciel. A szczególnie, jeśli tym nauczucielem jest Snape, który właśnie szedł za nimi.
— Chwileczkę Potter — fuknął, na co cała czwórka zatrzymała się, wzdychając. To zdecydowanie nje był ich dzień. — Widzę, że razem z panną Granger, panem Weasley'em... i panną Fox postanowiliście urządzić sobie wycieczkę, gdy inni grzecznie siedzą w Wielkiej Sali... Jak to jest panie Potter, że ciągle szuka pan kłopotów?
— No, ale ja już mówiłem, że to kłopoty ścigają mnie, a nie na odwrót! — jęknął zdenerwowany, odwracając się do Snape. Nie miał siły na kłótnie z tym człowiekiem.
— A pan? Czemu pan nie siedzi w Wielkiej Sali? Jak wszyscy to wszyscy panie Severusie. Nauczyciele nie są wyjątkami — wcięła się blondynka. Ona natomiast miała dużo energii, aby się z nim kłócić.
Severus nie odpowiedział. I o dziwo odjął tylko pięć punktów za to, że nie byli w wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze. Najwyraźniej to nie był też dzień Snape'a i nie miał ochoty tylko bardziej go sobie psuć. Nie mówiąc nic więcej, wyminął ich szerokim łukiem.
— Dzięki to miłe... Wiesz, może chciałabyś wyjść z nami jutro na błonie...?
CZYTASZ
harry? o matko!
Fanfictionnie każdy wpada na pana pottera. masz szczęście. ━━━━ Kiedyś poprawię