🔥Leo Valdez🔥

827 25 25
                                    

- Connor...- krzyknęłam, w oddali widząc stojącego tyłem do mnie syna Hermesa.

- Connor! Ty mój najukochańszy, najlepszy, najprzystojniejszy przyjacielu - zaczęłam podbiegając do niego, sama nie wierząc w to, że wypowiadam te słowa.

- Mów dalej - uśmiechnął się cwaniacko, na co przewróciłam oczami.

- Najsprytniejszy, najbardziej przebiegły herosie i największy idioto na świecie, czy masz tutaj gdzieś kryjówkę, o której nie wie twój brat? - zapytałam niepewnie, oglądając się na wszystkie strony.

- Och *[T.I.]... Coś ty znowu zrobiła?- zadał pytanie nie ruszając się nawet o krok.

- Hood, jeżeli masz zamiar spokojnie spać przez najbliższy tydzień to błagam zabierz mnie tam - użyłam groźby na co brunet westchnął i zaciągnął mnie do lasu. Podszedł do jakiejś skały i coś wpisał, po czy wepchnął mnie do środka.

- Gdzie my jesteśmy? - nawet nie kryłam zachwytu co wywołało śmiech mojego przyjaciela.

- W pracowni Valdeza. Żaden z tych debili nie pomyśli, żeby tu przyjść. Wracając, co ty żeś zrobiła? - oparłam się o ścianę, a na moją twarz wkradł się uśmiech, którego nauczyłam się od Travisa i Connora.

- Emmm... W wielkim skrócie popsułam twojemu bratu randkę, bo oblałam jego partnerkę i Leo jakąś zieloną, cuchnącą substancją - zrobiłam niewinną minę, a chłopak spojrzał na mnie z niemal ojcowską dumą, na co zachichotałam.

Zaczęłam dokładniej przyglądać się wszystkim planom syna Hefajstosa. Skrzywiłam się lekko widząc zdjęcie, na którym jakąś dziewczyna (ekhem. Ładna dziewczyna) całuje latynosa w policzek.

- To Kalipso. Nie masz o co być zazdrosna, kilka dni przed twoim przyjazdem złamała mu serce - nie zareagowałam na jego docinki i mimowolnie zaczęłam współczuć temu herosowi.

Odwróciłam się bez słowa i miałam zamiar wyjść, ale w tym samym momencie drzwi zostały otwarte od zewnątrz więc w kogoś wpadłam. Podejrzewam, że wiem nawet w kogo.

- Ja wiem chica, że na mnie lecisz, ale możesz pokazywać to wtedy gdy nie mam na sobie tego czegoś - usłyszałam jego głos co spowodowało ciarki na moim ciele z niewiadomych mi przyczyn.

- Hejka, Leo. Coś ci się stało? - zapytałam słodko się do niego uśmiechając, jakbym nie wiedziała o czym mówi.

- Oj **[Z.T.I.], doskonale wiem, że to byłaś ty - spiorunował mnie wzrokiem, a ja zauważyłam, że zostałam tu z nim sama.

- I to się nazywa przyjaciel?!? - mruknęłam pod nosem, nadal nie zmieniając wyrazu twarzy. Mimo iż chłopak nie był najwyższy to i tak patrzył na mnie z góry. Ahhh...ten urok 160 cm wzrostu.

- I tak byś mi nic nie zrobił - stwierdziła pewna siebie, patrząc w te jego czekoladowe oczy, które po raz pierwszy spowodowały moje wstrzymanie oddechu.

- Nie wiesz tego, chica - odezwał się schylając tak, że stykaliśmy się nosami. Jago usta wykrzywił ten irytujący uśmieszek.

*Ogarnij się! To tylko Valdez* skarciłam się w myślach czując, że pod wpływem jego intensywnego spojrzenia, nogi zaczynają mi mięknąć.

- Przeproś - powiedział na co podniosłam brwi, rozbawiona.

- Nigdy - szepnęłam, przerywając kontakt wzrokowy i wtedy latynos zrobił coś czego się po nim nie spodziewałam. Przyparł mnie do skały trzymając za moje nadgarstki.
Zaśmiał się widząc moje zdezorientowanie.

- Puszczaj mnie Valdez - warknęłam wiedząc, że mam czerwone policzki. Nigdy bym się do tego nie przyznała ale chyba czułam te motylki w brzuchu. Co ze mną nie tak?!?!

*Dobra, bawimy się tak jak on chce* pomyślałam specjalnie zagryzając wargę. Oczy bruneta momentalnie znalazły się na moich ustach. Puścił jedną moją rękę, którą od razu wplątałam w jego włosy.

- Leo, sorki ale muszę iść przeprosić Travisa, bo chyba zepsułam mu randkę - wymamrotałam udając, że bardzo żałuję, że muszę już iść. Chyba udając.

- No trudno - mruknął mi ucha, po czym wszedł do środka pracowni zostawiając mnie samą. Wypuściliśmy powietrze, dotykając prawie gorących policzków. Wróciłam do synów Hermesa cały czas odtwarzając w głowie sytuacji z przed chwili.

- *[T.I.], normalnie cię zabiję! - usłyszałam krzyk tego starszego reagując na to cichym "przepraszam".
Hoodowie spojrzeli na mnie jakbym była chora.

- Czy ona mnie właśnie przeprosiła Connor? - zapytał jeden z nich sprawdzając czy przypadkiem nie mam gorączki.

- Chyba tak Travis - odparł ten drugi na co przewróciłam oczami. Po krótkiej rozmowie z nimi, ruszyłam na arenę zobaczyć, czy jest tam Percy.

- Jackson! - zawołałam chcąc do niego podejść, ale drogę zagrodził mi pewien irytujący syn Hefajstosa.

- Kochanie, my jeszcze nie skończyliśmy - stwierdził chwytając mnie za podbródek i podnosząc go tak, żebym na niego spojrzała.

Chłopak schylił się delikatnie muskając moje usta na co westchnęłam. Przyciągnęłam go do siebie bliżej i miałam zamiar włożyć dłonie w jego włosy, ale coś mi przeszkodziło więc trochę się od niego odsunęłam.

- Valdez, palisz się - zachichotałam widząc jego wyraz twarzy i to jak próbuje opanować płomienie tańczące na jego loczkach.










*[T.I.] - twoje imię
**[Z.T.I.] - zdrobnienie twojego imienia.

Oneshot specjalnie dla samowystarczalnosc. Mam nadzieję, że nie jest aż taki zły hah ❤ i że spełniłam twoje wymagania hahah ❤😂😁
PS. Możesz sobie coś jeszcze zamówić :)

One shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz