Cisza uderzyła mnie między oczy.
Najwyraźniej tak brzmi świat chwilę po zagładzie.
Cicho.
Niewyobrażalnie cicho.
Dotknąłem własnej twarzy. Sprawdziłem, czy nadal mam uszy, bo może to nie świat się zmienił, a moje jego postrzeganie.
Niestety, nie znalazłem żadnych ran ani oznak choroby. Moje uszy wciąż były na miejscu, ale nie miały nic do roboty.
Zwilżyłem śliną spierzchnięte usta. Chciałem przygotować się do wydania z siebie pierwszego dźwięku po zagładzie.
– Kurwa. - wyszeptałem.
Słowo było cichutkie, ale słyszałem je dobrze i wyraźnie. Potwierdziło to moje przypuszczenia, że z moim słuchem wszystko w porządku. Magiczny moment minął. Cisza została przerwana. Ziemia wznowiła swój bieg.
- Słyszysz mnie?
Łysy kurdupel próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Właśnie wyrzucił mnie z pracy w trybie natychmiastowy i bredził, że nadal możemy grywać w golfa. Czyli, coś w stylu twój kot zdechł, ale możesz go zatrzymać.
Spojrzałem na niego z niesmakiem. Czy on zawsze był taki szpetny? Podobno, kiedyś był przyjacielem mojego ojca, ale wraz z jego śmiercią skończyła się lojalność. Numer stary jak świat. Czy tylko ja, Mateusz Kujawa, widziałem w tym niesprawiedliwość?
Wątpię.
Nie ja pierwszy zostałem wyruchany przez kumpla. Pozostaje mi dziękować Opatrzności, że tylko w metaforycznym sensie. Choć jeśli ta żenująca rozmowa będzie trwała dłużej, to kto wie, jak się sprawy potoczą.
Dla bezpieczeństwa odsunąłem się od kurdupla.
Coś jeszcze gadał o nartach w szwajcarskich Alpach, ale olałem go. Na żadne narty już się nie wybierałem. Nigdy.
Moja godność w końcu zwyciężyła nad dobrymi manierami. Bez słowa odwróciłem się i wyszedłem z pracy. Po to, by więcej tam nie wrócić.
Na parkingu odnalazłem moje auto stojące na już-nie-moim miejscu. Czarna Insygnia w sedanie. Kumple nabijali się, że kupiłem samochód dla biedoty, ale podobał mi się. Tym bardziej że gdziekolwiek się nim pojawiłem, inni kierowcy stawali się bardziej kulturalni. Ot, taki bene fit od posiadania modelu, jaki upodobała sobie drogówka na nieoznakowane radiowozy.
Moja piękna miała już dwa lata. Szykowałem się, żeby zmienić ją na jej młodszą bliźniaczkę, ale w świecie po zagładzie przestało to mieć znaczenie. Spłacę jeszcze dwie ostatnie raty i będę na czysto. Z autem. Kredyt hipoteczny miał mi towarzyszyć jeszcze przez długie lata.
Usiadłem na fotelu kierowcy. Miękka czarna skóra przyjęła moje ciało z ciepłym mlaśnięciem. Kochałem ten dźwięk. I to auto. I moje życie.
Szkoda, że się skończyło.
Zacisnąłem palce na kierownicy, by przestały drżeć.
Może wcale nie musiało się kończyć?
Świat spłonął, ale na zgliszczach można zbudować coś nowego. Lepszego.
W mojej głowie zakiełkował plan.***
Stałem przy wejściu do firmy. Wyposażyłem się w bluzę z kapturem i czapkę z daszkiem. O tej godzinie nikt już się to nie kręcił, a nawet jeśli to nie zdziwiłby się moim ubiorem. Mżyło — wszelkie nakrycia głowy dozwolone. Nierozpoznawalność na nagraniach monitoringu — gratis.
Uśmiechnąłem się. Pomyśleć, że człowiek ma tak wspaniałą zdolność do adaptacji w nowych warunkach. Rano, koniec świata — wieczorem - podbój kolejnego.
Czekałem.
Każdy, nawet najpodlejszy korposzczur musiał w końcu pójść do domu. Inaczej firma skasowałaby go za nocleg. CEO znał się na robieniu pieniędzy.
O wilku mowa.
Kurdupel wyszedł w końcu z budynku. Dałem mu odejść pięć kroków, po czym ruszyłem za nim. Nawet mnie nie zauważył. Tacy jak on rzadko zwracają uwagę na drugi plan. Ja, z kolei byłem jego mistrzem.
Nauczył mnie tego ojciec. Bądź cicho! Nie wyłamuj się! Świat nie należy do tych, którzy są na jego szczycie, ale do tych, którzy sprzedają sprzęt do wspinaczki".
Przez lata godziłem się na bycie narzędziem.
Przesuwaliśmy się w głąb parkingu. Tutaj kamery były tylko atrapami. Auta, które tu stały miały same z siebie wystarczające zabezpieczenia. Nadajnik GPS i skomplikowany alarm to dużo pewniejsze zabezpieczenie niż czarno-biały film. Poza tym chodziło o to, żeby samochód nie odjechał, a nie żeby wiedzieć, kto to zrobił.
Teraz byłem nawet wdzięczny za te oszczędne rozwiązania. Spokojnie zmniejszyłem dystans, jaki dzielił mnie od kurdupla. Nie miał już dokąd uciec. Dopiero kiedy byłem kilkanaście centymetrów od niego, zdał sobie sprawę z tego, że coś się dzieje. Zerknął nerwowo na moją insignię stojącą obok jego jeepa.
Zwierzyna podobno zawsze wie, gdy na nią polują. Tyle tylko, że orientuje się zbyt późno.
- Jesteś mój – wyszeptałem.
Kurdupel nawet nie zdążył się przestraszyć.
CZYTASZ
Dzień, którego nie było
HorrorJeden dzień z życia korposzczura - Mateusza Kujawy. O czym marzy? Czy uda mu się osiągnąć cel? Do czego jest zdolny, żeby wreszcie poczuć satysfakcję?