Bohater

231 29 40
                                    

Jego mama prosiła, aby przed wyjściem ubrał się stosownie.
Czarny pan nie życzył sobie jakichkolwiek abstrakcyjnych kolorów i z żałością wybrzydzał tymi, którzy ubierali się w ten sposób.
Każdy miał być więc ubrany w ciemnych i pogrążonych w mroku barwach. Draco nie zamierzał protestować, w jego szafie i tak znajdowały się same czarne ubrania po tym jak jego ojciec w przypływie gniewu wyrzucił wszystkie jego jasne koszule na śmietnik.

Z tamtego dnia pamiętał tylko cichy szloch matki i jej błaganie o litość. Draco był jej jedynym dzieckiem, chciała więc dla niego jak najlepiej. Była w stanie poświęcić za niego własne życie, przyjąć za niego każdą karę i krzywdę.
W tym jednak wypadku jej jedyną pomocą mogło być milczenie. Nic więcej nie mogła uczynić dla chłopca, który okazał się najważniejszą misją Czarnego Pana. Draco miał za zadanie zabić Albusa Dumbledore'a. W pierwszej chwili, kiedy usłyszał słowa Lorda Voldemorta panika stanęła mu w oczach.
Dlaczego tak właściwie nie mógł uczynić tego Severus, który w tej chwili przyglądał się chłopcu ze współczuciem.
Odwrócił wzrok od nauczyciela i z milczeniem wpatrywał się w ciemny, idealnie połyskujący stół, w któym można było dostrzec własne odbicie.
Odbicie Dracona wydawało się smutne, pełne sprzeciwu i krzyczące o pomoc.

"Jeśli Draconowi się powiedzie, stanie się bohaterem. Największym z nas."

Bohaterem? a to dobre sobie. Pomyślał wpatrując się ze skamieniałą twarzą w mahoniowy stół.
Miał zaledwie kilkanaście lat i miał zostać mordercą w tak młodym wieku. Wiedział, że nie ma wyboru.
Albo to zrobi, albo on i jego rodzina zginie.

Powrót do domu okazał się jeszcze gorszy niż sam pobyt z tymi wszystkimi... ludźmi.
Płacz matki, krzyk ojca.
Draco przysięgnął sobie, że jeśli wszystko powiedzie się po "jego" myśli ucieknie z tego domu. Gdzieś daleko, najlepiej najdalej od wszystkich, którzy stali na jego drodzę do normalnego życia.
Nienawidził siebie. Szczerze żywił do siebie taką nienawiść jaką nawet nie obdarzył Pottera. Uważał, że cały los, który mu się zgotował było tylko i wyłącznie jego winą.
Gdzie się podziała jego pewność siebie i arogancki sposób bycia? Uciekła wraz z groźbą wypowiedzianą z ust Voldemorta.

W życiu chłopca musiał minąć cały miesiąc, aby oswoić się z misją, która na nim ciążyła.
Wrócił do Hogwartu rozpoczynając szósty rok nauki. Rozpoczął się więc i apel na nowy rok szkolny.

Wszyscy zgromadzili się w wielkiej sali, w której dyrektor Dumbledore, jak co roku, wygłaszał swoją przemowę na temat tego, co można, czego nie można, a czego naprawdę nie powinno się robić, ale nie jest zabronione.
Siedział przy stole przepełnionym ślizgonami z tegorocznych roczników, poprzednich i jeszcze młodszych wpatrując się w zamyśleniem w długą siwą brodę Albusa.
Siedział i myślał, a myśli te nie dawały mu spokoju.
Wyobrażał sobie sceny, w których spotka się sam na sam z dyrektorem i będzie musiał go...

— Ej, Draco, co Ci jest... nie słyszałeś? Gryffindor na starcie stracił punkty przez głupie zachowanie Pottera w tamtym roku.
Odezwał się nagle roześmiany Zabini, który szturchał Malfoya łokciem.
Draco zmarszczył brwi i bez słowa spojrzał w kierunku stołu znajdującego się naprzeciwko.
Potter wyglądał na naprawdę niezadowolonego tym faktem.

— Jaka szkoda, że Ci punkty uciekły, co Potter?
Odezwał się głośno, akurat w momencie, w którym gwar panujący w sali ustał.
Wszyscy spojrzali w stronę stołu ślizgonów, jednak żadne z tych spojrzeń nie mogło równać się z rozwścieczonym wzrokiem Pottera, który napotkał wlepione w niego tęczówki Dracona.
— Nie przypominam sobie, aby kogokolwiek interesowała Twoja opinia na ten temat, Malfoy.
Odgryzł się  niemal ze złości podrywając się na proste nogi.

Wyglądał tak żałośnie i na tyle słabo, że Draconowi było mu go szkoda. Biedny Gryfon, bez swoich przyjaciół nie był w stanie osiągnąć niczego. Żywił się ich energią jak jakiś...pasożyt!
Malfoy był gotów prowadzić z nim dalszą dyskusję, zmierzyć się z nim w pojedynku czarodziejów, wygrać i splunąć na jego bezbronne ciało, ale całe plany pokrzyżował donośny głos Albusa, który odbił się echem w sali.

— Panie Malfoy, to moje pierwsze i ostatnie upomnienie. Jeszcze jedno słowo i Slytherin straci tyle samo punktów co Gryffindor.
Po tym upomnieniu, Draco schował swoją dumę do kieszeni i skinął niechętnie głową z potwierdzeniem.
Czuł na sobie srogie spojrzenie Severusa, ale pomyślał sobie, że opiekun Slytherinu może mu zrobić tyle co nic.
Może go co najwyżej cmoknąć i już.
— A teraz prefekci wskażą wam drogę do waszych dormitoriów. Pamiętajcie, aby nie spóźnić się na pierwsze lekcje — głos Albusa rozbrzmiał jeszcze raz po sali, a skierowany był głównie do pierwszorocznych, którzy wpatrywali się w niego zamieszani, jakby nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.

Przyglądając się zamieszaniu panującym przy stole ślizgonów, ucieszył się, że pod koniec poprzedniego roku stracił tytuł "prefekta".
Nie musiał się męczyć z pierwszorocznymi, z którymi natomiast musiała męczyć się Pansy.
Przyglądał się jej poirytytowanej twarzy z kpiącym uśmiechem na twarzy. Wyglądało to komicznie, szczególnie wtedy, kiedy dziewczyna próbowała stworzyć pozór groźnej i niebezpiecznej.

Wszyscy rozeszli się do swoich salonów, Draco jako ostatni zmierzał w jego stronę. Jeszcze tylko jeden zakręt i znajdzie się przed ścianą dzielącą salon ślizgonów.
Pogrążony w mroku bezkarnie przechadzał się po lochach, dopóki nie poczuł jak czyjeś długie i sztywne palce zaciskają się na jego ramieniu szarpiąc go z całą siłą w swoją stronę.

— Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego, która jest godzina? — burknął Severus, który najwidoczniej był niezadowolony nieodpowiedzialnym zachowaniem Dracona.
— Zdaje sobie sprawę, bo co?
— Nie powinieneś przebywać sam w lochach, szczególnie o tej porze, Malfoy. - odezwał się, tym razem ostrzejszym tonem głosu.
Draco wyrwał się z jego uścisku obrzucając go złowrogim spojrzeniem. Był na niego zły.
W zasadzie nie powinien, Severus nie miał na to żadnego wpływu... ale zazdrościł mu. Zazdrościł mu wolności, którą mógł się napawać, bo przecież to nie on musiał zabić jednego z najpotężniejszych czarodziejów.

— Bo co mi zrobisz, co, Snape? — gniew pulsował mu w uszach.
Miał ochotę rzucić się na Severusa i zwyzywać go od najgorszych, tak po prostu. Chciał się na kimś wyżyć, za to jaki los się na nim uwziął.
—  Sam powiedziałeś, że jeśli mi się powiedzie, będę bohaterem. Większym od Ciebie i was wszystkich! - warknął na niego, po czym cicho sapnął.

Uspokoił swój nierówny oddech i łomotanie w piersi, tylko dlatego, że poczuł coś dziwnego. Jakby nie byli na korytarzu sami.
Na pewno nie było to winą krwawego barona. Biedaka nie było widać, ani słychać od dłuższego czasu, ale jednak podświadomość Dracona kazała mu się zamknąć, aby nie powiedział o słowo za dużo.

— Dobranoc, profesorze. - rzucił na odchodne, a kiedy się odwrócił zatrzymał się na krótką chwilę.
Ktoś...
Nie, na pewno nie.
Był zmęczony i zbyt podejrzliwy. Potrzebował dużej dawki snu.

*//*

Hej! mam nadzieje, że pierwszy rozdział wam się spodobał! jeśli zobaczę tutaj jakiś odzew i chęć czytania to drugi rozdział wrzucę jutro! miłego wieczorku!❤️

Jego Oddech ϟ DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz