Stało się to, czego Malfoy nie mógł przewidzieć nawet w najgorszych snach.
Nigdy w życiu nie spodziewał się tego, że znajdzie się w potrzasku wraz ze swoim rywalem i nie będzie mógł go wsypać, żeby uratować swój zadek.
Gdyby teraz się wychylił i zaczął głupio tłumaczyć, miałby pozamiatane. Filch od dawna nie leciał już na takie gadki i wiedzieli o tym wszyscy, o dziwo nawet pierwszaki.Trzymał się więc blisko Pottera, ocierając się ramieniem o te jego, a schowani byli razem pod peleryną niewidką, którą Potter użyczył też Malfoyowi. Pierwszy raz od początku ich nieprzyjemnej znajomości, chłopcy działali wspólnie. Draco nie zamierzał zostać ściągnięty przez Filcha do lochów, aby ten zawołał zaraz opiekuna jego domu.
Wiedział, że skończyłoby się to nieprzyjemną pogadanką, a on wciąż trzymał się postanowienia, że z Severusem nie zamieni już więcej ani jednego słowa, stąd niechętnie wykonywał każde polecenie Pottera. Nie miał wyboru.Chłopcy sprytnie wymsknęli się przez uchylone od toalety drzwi i wychodząc już na pusty korytarz od drugiej strony pomieszczenia, Draco wyślizgnął się spod peleryny i wygładził rękaw swojej szaty, która przez cały ten czas ocierała się o ramię Gryfona. W zasadzie nie przeszkadzało mu to tak bardzo, w końcu nawet jeśli nie chciał się do tego przyznać - Potter pomógł mu uciec sprytnie przed Filchem.
Nie byłby jednak sobą, gdyby nie sprawił szatynowi jakiegoś przykrego komentarza.— Jeszcze raz dotkniesz jakiejkolwiek części mojego ciała, Potter, to obiecuje Ci, że zrobię Ci ze dwadzieścia nowych blizn na ciele.
Harry nie odpowiedział. Stał pod peleryną cicho jak myszka i obserwował zbliżający się w stronę Malfoya cień, który kształtem przypominał człowieka wysokiego i niesamowicie szczupłego.
Draco myślał, że Potter po prostu się przestraszył, dlatego nie odpowiedział.
Nie spodziewał się jednak, że za milczeniem chłopca było coś innego.Cień człowieka skradał się dumnie po ścianach korytarza, na którym się znajdowali, a z każdym kolejnym krokiem wykonanym w ich stronę, blizna na czole Harry'ego pulsowała coraz to mocniej.
W końcu ból był dla niego nie do zniesienia. Jęknął cicho i upadł na podłogę wywołując przy tym niezły hałas. Draco w pierwszej chwili nie za bardzo wiedział o co chodzi i co stało się z Potterem, sam nie widział zupełnie niczego, a tym bardziej nie odczuwał niebezpieczeństwa, które im groziło.
Podszedł ostrożnie do Pottera i ściągnął z niego śliski materiał peleryny. Ciało szatyna wywijało się pod nim z bólu, a sam Harry cicho jęczał, próbując uwolnić się od głosu, który wdarł się do jego głowy.— Potter, co z Tobą? — spytał przerażony Malfoy, szturchając lekko ramię chłopca, jednak w obecnej sytuacji nie za bardzo to pomogło.
Chłopiec wciąż wywijał się z bólu i majaczył coś pod nosem. Wyglądał tak, jakby coś go opętało.
Draco powoli zaczął wyłapywać z ust Pottera coraz to bardziej zrozumiałe dla niego słowa. Próbował w jakiś sposób przywrócić Harry'emu świadomość, ale ten wciąż nie reagował.— Draco, chłopcze...
Nagle, dłoń Harry'ego gwałtownie złapała blondyna za nadgarstek i z całą siłą wbił w niego swoje paznokcie. Draco był zbyt oszołomiony tym co się działo, aby poczuć jakikolwiek ból. Szybko rozpoznał głos, który wydobywał się z ust Pottera i wcale nie należał on do szatyna...
Zrobiło mu się słabo, naprawdę słabo. Miał wrażenie, że za moment zemdleje. Czarny pan przemawiał do niego posilając się ciałem Harry'ego, ale dlaczego teraz i dlaczego tutaj.Milion myśli uderzyło mu do głowy. Na twarzy zrobił się wręcz szary, ale wciąż usilnie wpatrywał się w Harry'ego, który gdy tylko skierował na niego swój wzrok, ścisnął rękę Malfoya jeszcze mocniej, a owiał go spojrzeniem tak zimnym, że po całym ciele ślizgona przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
— Dlaczego to trwa tak długo, Hogwart musi zostać osłabiony. Draco... liczę na Ciebie, nie zawiedź mnie.
Po tych słowach Harry przymknął powieki i wycieńczony rozłożył się na podłodze głośno dysząc. Jego klatka piersiowa szybko się podnosiła i opadała, sam Harry wyglądał jakby samotnie stoczył wojnę z całą armią. Oddech Malfoya prawie niczym nie różnił się od płytkiego oddechu Pottera, który ledwo kontaktował z rzeczywistością.
Wybraniec nie reagował na żadne słowa Dracona, ani na żaden jego dotyk, którym próbował go rozbudzić. Nie mógł go więc tutaj tak zostawić, nie po tym co zobaczył, ani po tym co usłyszał. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jakie konsekwencje poniesie, ale nawet i o to nie dbał.
Drżącymi ze strachu dłońmi podniósł ciało szatyna i z cichym sapnięciem poprawił go na sobie tak, aby jakimś cudem sprowadzić go do skrzydła szpitalnego.Na miejscu Panna Pomfrey natychmiastowo zajęła się Harrym i chcąc nie chcąc zmuszona była do wezwania obu opiekunów domu. Draco siedział na łóżku znajdującym się tuż obok tego, na którym ułożył wcześniej spocone ciało Pottera i wpatrywał się w niego wciąż przerażonym wzrokiem. Twarz Dracona była blada jak ściana, a jego nadgarstek pokryty był małą strużką ciemnej krwi. Tej krzywdy nie wyrządził mu Harry. Wyrządził mu ją Voldemort.
Chaos, który panował w jego głowie nie pozwolił na wydobycie z siebie ani jednego słowa, kiedy panna Pomfrey pytała go, o to co się właściwie stało i czy jemu również nie jest potrzeba pomoc.
Siedział przytwierdzony do materaca jak kołek dopóki w sali nie zjawiła się Minerwa oraz Severus. Snape postanowił zająć się Malfoyem, natomiast McGonagall została przy Harrym dopóki ten nie odzyskał przytomności.Gdy tylko zeszli do lochów, Severus zaciągnął Malfoya do swojej sali i natychmiastowo podwinął rękaw jego szaty. Bez słowa utkwił wzrok w ranie chłopca. Krew pod jego skórą zaczęła wypalać znak, którego chłopiec nigdy w życiu nie chciał widzieć na swoim ciele. Skrzywił się lekko i wydał z siebie ciche syknięcie. Wraz z Severusem obserwował jak jego skóra na nadgarstku pokrywa się ciemnymi i intensywnymi liniami, coraz to bardziej zresztą bolesnymi.
Draco spojrzał błagalnie na zaskoczoną twarz Severusa i ze łzami w oczach ryknął: ZRÓB Z TYM COŚ!
Ból paraliżował całe jego przedramię, a przy każdym ruchu, który wykonywał - miał wrażenie, że kąsa go po ręce ze sto węży.— Nie mogę — odpowiedział Severus.
Draco wyrwał dłoń z jego uścisku i odwróciwszy się do niego tyłem utkwił wzrok w swojej ręce. Ból z sekundy na sekundę robił się coraz słabszy, ale widok tego czegoś, co naznaczyło skórę Dracona wprawiło go w furię. Był zalany łzami, a do jego głowy wtargnęła myśl, że gdyby tylko mógł... zabiłby tego, przez którego musiał cierpieć. Nienawidził go, ale bał się mówić o tym głośno. Gdyby jego rodzina dowiedziała się o tym, jak myśli o osobie Voldemorta, prawdopodobnie zostałby z niej wygnany.Dopiero teraz uświadomił sobie, z czym zmagał się Potter i pierwszy raz było mu go naprawdę żal. Nigdy nie wierzył w te jego śpiewki o "sam-wiesz kim". Że niby stoczył z nim bój i widział go nie raz. Nie wierzył... aż do piątej klasy, kiedy to rodzice Malfoya opowiedzieli mu dokładnie o wszystkim i o planach jakimi Czarny pan darzył młodego Harry'ego Pottera. Mimo tego o czym powiedzieli mu rodzice, wciąż nie było mu go żal, ale po tym co dzisiaj zobaczył... chciał przeprosić Pottera, a to było do niego takie... takie niepodobne.
— Mówił coś do Ciebie?
W bezsilności odwrócił się przodem do Severusa. Zakrył znak śmierciożerców opuszczając na niego rękaw wygniecionej szaty i wpatrując się w twarz nauczyciela skinął niechętnie głową.
— Tak. Mówił, żebym się pośpieszył.
CZYTASZ
Jego Oddech ϟ Drarry
Fanfiction"...zakochałeś się w chłopcu, któremu życzyłeś śmierci" zadrwił ze swojego jedynego syna, do którego czuł już tylko obrzydzenie i pogardę. "Przyznaj się Draco. Nie możesz przestać o nim myśleć, stał się Twoją codziennością."